Blisko ludziPolacy dorabiają w czasie pandemii. Konsekwencje mogą być czasem poważne

Polacy dorabiają w czasie pandemii. Konsekwencje mogą być czasem poważne

Lepią pierogi, pieką ciasta, robią cuda na szydełku – tak Polacy ratują domowe budżety w czasie kryzysu. Wiele osób straciło pracę i łapie się każdej "fuchy", by przetrwać. - Zarobki są małe, ale pozwalają na przeżycie – zdradza Ewelina w rozmowie z WP Kobieta.

Przy zarobkach poniżej 1300 zł i tak trzeba odprowadzić podatek
Przy zarobkach poniżej 1300 zł i tak trzeba odprowadzić podatek
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała

Okres pandemii mocno uderzył Polaków po kieszeniach. Nic więc dziwnego, że decydują się na szukanie nowych źródeł dochodu. O ile jednak nie będą tego robić w sposób legalny, może się okazać, że bilans zysków i strat wyjdzie na minus. Z pozoru niewinne formy zarobkowania, polegające na świadczeniu drobnych usług, w konsekwencji wiązać się mogą z tym, że do drzwi takich "przedsiębiorczych" Polaków zapuka urząd skarbowy lub sanepid. Prawo stoi po stronie urzędów, bo choć ludzie walczą o przetrwanie, to jednak czasem mogą stanowić zagrożenie dla klientów, zwłaszcza gdy pierogi lepione są przez osobę bez badań lekarskich w mało sterylnych warunkach.

Boją się donosu

17-letni Michał piecze pyszne ciasta, by trochę dorobić, a przy tym pomóc finansowo swojej mamie, która odczuła na własnej skórze efekt lockdownu. Dokłada się do rachunków, współfinansuje zakup opału w sezonie zimowym. Jego wypieki są nie tylko smaczne, ale również piękne. To małe dzieła sztuki. Michał nie chce jednak wsparcia w nagłaśnianiu swojej działalności, bo promowanie jej mogłoby mieć dla 17-latka poważne konsekwencje. W świetle przepisów prawa chłopak uchyla się bowiem od płacenia podatków.

Pani Edyta przeszła niedawno na emeryturę. Jak sama o sobie mówi, nikomu już nie jest potrzebna. Po kilku próbach szukania w czasie pandemii dodatkowej pracy zdecydowała się wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęła lepić pierogi. Nawet kilkaset sztuk dziennie. Z owocami, ruskie, z mięsem, a nawet z kaszą i twarogiem, bo takie są popularne w jej stronach. Pani Edyta nie ma swojego sklepu ani strony internetowej. Kontakt do niej przekazywany jest z ust do ust, pocztą pantoflową. To i tak duże ryzyko. Informacja o jej działalności trafić może do urzędu skarbowego. Albo do sanepidu.

Kamila z kolei co prawda nie otrzymała jeszcze oficjalnego pisma z urzędu skarbowego, ale jest przekonana, że to tylko kwestia czasu.

- Jestem samodzielną mamą – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Nie mogę normalnie pracować, bo mam syna w IV klasie. Przez zamknięcie szkół musiałam zrezygnować z chodzenia do biura, żeby się nim zajmować. Niby dzieci w jego wieku zostają w domu same, ale moim zdaniem, on jest na to zbyt nieporadny. Bałam się, że coś mu się stanie – przyznaje.

Kamila musiała znaleźć sobie inne źródło dochodu. Pobiera pieniądze z funduszu alimentacyjnego, dostaje też 500+ i zasiłek.

- Do tego zaczęłam sobie dorabiać jako krawcowa – zdradza. – Robię przeróbki sukienek, przeszywam suwaki, skracam spodnie, szyję poszewki na poduszki. Ogłaszam się w internecie. Niestety dowiedział się o tym mój były mąż. Mściwy, zły człowiek, który ciągle szuka sposobów na to, żeby mi zaszkodzić.

Mężczyzna zagroził Kamili, że powiadomi o tym urząd skarbowy. Kamila przestała szyć, ale cały czas siedzi jak na bombie. Czeka, aż przyjdzie pismo i zaczną się dla niej prawdziwe problemy. I nie jest w tym osamotniona. Problemów z prawem obawiają się też inni "dorabiacze": Katarzyna, która własnoręcznie robi łapacze snów, Ewelina tworząca cuda na szydełku, Ania wekująca najlepsze dżemy w całym województwie.

- Zarobki są małe, ale pozwalają na przeżycie – zdradza Ewelina w rozmowie z WP Kobieta. – Jakbym zarejestrowała działalność, to po opłaceniu ZUS-u i podatków praktycznie nic mi nie zostanie. Do tego dojdzie mnóstwo papierkowej roboty, na którą po prostu nie ma czasu - dodaje.

Podatek od pierogów

Michałowi, pani Edycie, Kamili i innym osobom, które w czasie pandemii szukają dodatkowych źródeł dochodu, grozić mogą konkretne problemy. Pomimo tego, że ich dochody wcale nie są wysokie.

- Polskie prawo uwzględnia coś takiego jak działalność nierejestrowana i to właśnie z nią mamy w tym przypadku do czynienia – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta mecenas Łukasz Koc, radca prawny w kancelarii Sadkowski i Wspólnicy. – Mówimy o takiej działalności, kiedy dochody miesięcznie nie przekraczają kwoty 1300 zł brutto. Takiej działalności nie trzeba rejestrować, jednak od takich przychodów i tak należy odprowadzać podatek.

Wszystkie osoby, które tego nie robią, muszą się tłumaczyć przed urzędem skarbowym.

- To jest zaległość podatkowa, którą trzeba odprowadzić – mówi mecenas. – Wraz z odsetkami za zaległości. Oczywiście jest tu też ryzyko odpowiedzialności karno-skarbowej zagrożonej sankcjami od kary grzywny do nawet pozbawienia wolności. Jednak raczej teoretycznie, bo tu szkodliwość czynu jest znikoma.

Gdyby biznes rozkręcił się do tego stopnia, że granica 1300 zł brutto zostałaby przekroczona, konieczne stałoby się założenie działalności gospodarczej. Tutaj największy problem miałby Michał. Ma dopiero 17 lat.

- W przypadku osoby małoletniej nie jest to jednak możliwe – tłumaczy mecenas Koc. – Musi to zrobić rodzic lub opiekun prawny małoletniego. Jeśli 17-latek prowadzi działalność zarobkową, to na rodzicu spoczywa obowiązek dopilnowania rozliczeń podatkowych z tego tytułu.

Jeśli chodzi o Michała, panią Edytę czy Annę robiącą weki, dochodzi jeszcze kwestia sanepidu. Sprzedają oni produkty spożywcze, a te powinny spełniać określone normy. Nawet jeśli dochody nie przekraczają 1300 zł brutto, i tak konieczne jest zgłoszenie takiej działalności do sanepidu, przystosowanie kuchni do odpowiednich norm, wypisanie listy alergenów dodawanych do produktów. Co więcej, oni też podlegać będą niezapowiedzianym kontrolom inspektorów sanitarnych. Ten akurat wymóg jest w trosce przede wszystkim o klientów, którzy czasem w dobrej wierze, by wspomóc kogoś, kupując domowe wyroby spożywcze, mogliby się zatruć.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (562)