"Noworoczne rozwody". Prawniczka mówi, co za nimi stoi
- Pierwsze, co zrobiłam w nowym roku? Zadzwoniłam do prawniczki i powiedziałam, że chcę się rozwieść - opowiada Agnieszka. Adwokatka Aleksandra Wejdelek-Bziuk szacuje, że zainteresowanie rozwodami w styczniu wzrasta nawet o 30 proc.
04.01.2024 06:00
Agnieszka dwa lata temu obchodziła czterdziestkę. Mniej więcej w tym czasie zaczęła w niej kiełkować decyzja o rozstaniu z mężem. - Powiedzieć, że nie byłam szczęśliwa w związku, to jak nic nie powiedzieć - przyznaje.
- Zaczęliśmy oddalać się od siebie. On – wysoko postawiony dyrektor – bardzo często wyjeżdżał z powodu pracy. A ja czułam się coraz bardziej samotna – nawet wtedy, kiedy wracał. Nasze rozmowy sprowadzały się do tego, że wymienialiśmy jakieś suche uwagi o kupieniu szamponu czy opłaceniu rachunków. Wiem, że żar po pewnym czasie gaśnie, ale między nami nie było już nic, żadnego pociągu i zainteresowania. Praktycznie przestaliśmy ze sobą sypiać - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta próbowała porozmawiać z mężem i nakłonić go do ratowania małżeństwa. - Na odczepnego obiecał, że będzie mnie zabierał na randki, ale nie widział żadnego problemu. Dopiero po kilku miesiącach od rozwodu przypadkiem dowiedziałam się, że od dłuższego czasu miał romans z młodszą o dwadzieścia lat koleżanką z pracy - więc nie dziwię się, że myślami był zupełnie gdzie indziej – dodaje gorzko.
Agnieszka dojrzewała do decyzji ponad pół roku. Nie chciała tkwić w nieudanym małżeństwie. Coraz częściej widziała, jak jej znajome biorą sprawy w swoje ręce i rozstają się, wchodzą w nowe, lepsze relacje albo odkrywają satysfakcjonujące życie już jako singielki - zaczynają podróżować czy oddawać się nowym pasjom.
- Punktem przełomowym było Boże Narodzenie. Były mąż oznajmił, że nie będzie go w domu, bo niby wysyłali go z pracy do Stanów. Dużo później okazało się, że nie był tam, tylko gdzieś pod palmami z kochanką. Wściekłam się - i poczułam, że coś we mnie pęka - wspomina.
- Wcześniej zrobiłabym awanturę, pytałabym, jak to jest, że akurat jemu każą pracować w święta, że przecież nie jest ratownikiem na dyżurze w szpitalu. Ale poczułam, że nie mam już na to siły ani ochoty. Byłam tylko zła o syna, który miał wtedy 15 lat i doskonale widział, że coś nie gra. Całe święta przepłakałam w domu moich rodziców i wszystko dokładnie przemyślałam. Pierwsze, co zrobiłam w nowym roku? Zadzwoniłam do prawniczki i powiedziałam, że chcę się rozwieść - kwituje.
"Miesiąc rozwodów". Jest ich więcej
Historia Agnieszki nie jest odosobniona. Prawnicy już od dawna nazywają styczeń "miesiącem rozwodów", a pierwszy dzień roboczy miesiąca nazywany jest wręcz "dniem rozwodów".
- Rzeczywiście po świętach i na początku nowego roku zdecydowanie widać wzrost zainteresowania rozwodami, bardzo dużo osób przychodzi po konsultację w tej sprawie. Gdybym miała to oszacować, powiedziałabym o wzroście 25-30 procent w stosunku do przeciętnego miesiąca - mówi adwokatka Aleksandra Wejdelek-Bziuk w rozmowie z WP Kobieta.
Skąd bierze się fala zainteresowania rozwodami w tym czasie? - Chociaż klienci zazwyczaj wprost tego nie wyrażają, podczas przerwy świątecznej mają czas przemyśleć pewne życiowe kwestie. Niektóre problemy też bardziej wychodzą na wierzch wtedy, kiedy jesteśmy zmuszeni do spędzenia kilku dni w swojej obecności i nie możemy uciec w pracę czy inne obowiązki. Ludzie chcą mieć rodzinny czas, ale okazuje się, że rodzina nie spełnia naszych oczekiwań - tłumaczy.
Inną kwestią jest też chęć nowego otwarcia. - Mam wrażenie, że nowy rok to dla wielu czas układania życiowych spraw. Z drugiej strony wiele osób decyduje się też na wizytę tuż przed Wigilią. Mówią, że chcą mieć to załatwione przed końcem roku. Przed ostatnią przerwą świąteczną wysłałyśmy trzy pozwy o rozwód – opowiada adwokatka.
Trudno jednak powiązać konkretne przyczyny z decyzją o rozwodzie w nowym roku. - Ludzie rozstają się z bardzo różnych powodów. Ale z moich obserwacji wynika, że najczęstszą przyczyną rozwodów jest zły podział obowiązków w rodzinie. Oczywiście ten problem ma różne oblicza – czasem dotyczy na przykład zarabiania pieniędzy, a czasem wychowania dzieci. W okresie świątecznym to wypływa z dużą mocą i czara goryczy z tego powodu może się przelać - mówi Aleksandra Wejdelek-Bziuk.
"Kiedy patrzyłam na rodzinę brata, zrozumiałam, że muszę się rozstać"
Same święta z konfliktem małżeńskim w tle mogą być bodźcem do oficjalnego rozstania. Jak zaznacza adwokatka, przy okazji "noworocznych rozwodów" wychodzi na jaw, że para spędzała osobno nie tylko ostatnie święta, ale także wiele innych w poprzednich latach.
- Zawsze pytam - bo również takie pytania często zadają sądy - jak wyglądały wakacje czy święta, czy para spędzała razem ten czas. Bardzo często bywa, że odpowiedź brzmi: "nie, spędzamy święta osobno już kolejny rok; drugi, trzeci, a czasem to trwa od wielu lat". Tymczasem klientki, które były podczas świąt u krewnych, widziały, jak mogłoby to wyglądać u nich i zderzają się z rzeczywistością. Zawsze moja refleksja jest podobna: skoro nie spędzacie razem świąt, to na co czekamy?
O tym przekonała się Małgorzata. - Już od dawna żyliśmy z mężem z dala od siebie. On przez lata się zmienił, zradykalizował się jako prawicowiec i konserwatysta, stał się ortodoksyjnym katolikiem. A ja przeciwnie - byłam otwarta, tolerancyjna, chciałam poznawać świat - tłumaczy. Zdarzało się, że jeździli osobno na wakacje. Święta pierwszy raz spędzili z dala od siebie podczas pandemii.
- To był przypadek – mąż był na kwarantannie, ja u rodziców. Było mi wstyd, bo czułam, że przeżywam naprawdę bardzo udany czas i że w ogóle nie brakuje mi męża - a przecież powinnam za nim tęsknić. Z czasem zaczęło się między nami psuć coraz bardziej i później już świadomie spędzaliśmy Boże Narodzenie osobno – ja jechałam do swojej rodziny, on do swojej, ja na wakacje, a on na mszę. I właśnie w czasie Wigilii, kiedy patrzyłam na rodzinę mojego brata, zrozumiałam, że muszę się rozstać. Nie chcę spędzać kolejnych świąt ani innych okazji w ten sposób, tylko z kimś, kogo naprawdę kocham.
Szybko skontaktowała się ze znajomą prawniczką. W nowym roku potrzebowała nowego otwarcia. Mąż z początku nie chciał słyszeć o rozwodzie. - Stał się świętszy od papieża - ironizuje Małgorzata. - Ale w końcu się ugiął.
Czytaj także: Świąteczne panny młode. "Zero bajkowego nastroju"
Oto dwa typy klientów. Prawniczka ujawnia
Aleksandra Wejdelek-Bziuk najczęściej ma do czynienia z dwoma typami klientów. Pierwszy jest taki, gdy ktoś przychodzi i chce rozeznać się w sytuacji, jeszcze zanim zapadnie decyzja o rozwodzie – chce poznać swoje opcje, przygotować się, co może go czekać. - Oni zwykle wracają po kilku miesiącach, kiedy decyzja w nich dojrzeje i uporządkują swoje sprawy – wskazuje.
Drugim typem klientów są ci, którzy pomijają ten etap. - Przychodzą wtedy, kiedy mają już silne poczucie, że rozwód musi się wydarzyć jak najszybciej i oczekują sprawnego wysłania sprawy do sądu. Powiedziałabym, że tak zachowuje się połowa osób - dodaje. Właśnie tak było u Agnieszki. - Nie zależało mi już na naprawie związku. Zresztą mąż też nie wykazywał żadnej inicjatywy i sprawiał wrażenie, jakby był zadowolony z takiego obrotu spraw. A te święta spędziłam z synem, rodziną i już z nowym partnerem.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!