Obietnica zemsty
Magdalena Szymków: _Wendeta to temat przewodni trzech kolejnych pana filmów. Co Pana tak fascynuje w zemście? _Park Chan-wook: Ludzie często myślą o zemście, a kiedy chcemy odegrać się na kimś, wyobraźnia podsuwa nam podobne obrazy. Wyolbrzymienie ich na ekranie ma tylko pokazać, do czego ich realizacja może doprowadzić.
_ To uzasadnienie dla filmowej przemocy? _– Moje filmy osiągnęły sukces nie dlatego, że są pełne przemocy, ale mimo tego, że są w nich sceny przemocy i gwałtu.
_ Czy do tego potrzebna była aż trylogia? _– Na początku nie myślałem wcale o trylogii. Zrobiłem pierwszy film „Sympathy for Mr. Vengeance” i to miał być koniec opowieści na ten temat. Ale już po zdjęciach producent przyniósł mi japoński komiks manga z nadzwyczajną historią „Old Boya”, więc zacząłem zastanawiać się nad kolejnym filmem. To przypadek, że także i ten dotyczył zemsty. Po premierze dziennikarze dopytywali się, dlaczego znów zrobiłem film o zemście, niemal prowokując mnie do nakręcenia następnego. Zacząłem im nawet obiecywać, że powstanie następna część. A ja dotrzymuję obietnic...
_ Z każdą minutą w „Pani Zemście” przybywa krwi i ofiar. Czy w kinie istnieje limit okrucieństwa, którego nie powinno się przekraczać? _– W kinie przemoc często służy budowaniu przesłania i wyznaczenie tu jakichś granic byłoby bardzo trudne. Reżyserzy instynktownie powinni wyczuwać, w jakim stopniu przemoc jest niezbędna jako środek artystycznego wyrazu. Ja sam w życiu nie akceptuję agresji, jestem przeciwnikiem używania przemocy. Nigdy nie ujawniam złości przy ludziach. Nie pamiętam, żebym uczestniczył w gwałtownej kłótni, nigdy też nie wdawałem się w bójki. Nie potrafię wyrzucać z siebie wściekłości, która we mnie siedzi, w żaden inny sposób jak właśnie poprzez film. Może dlatego mam obsesję robienia filmów o zemście? Gniew, który we mnie wzbiera, próbuję rozładować poprzez pracę.
_ Z wykształcenia jest Pan filozofem. Czy filozofia ma jakiś wpływ na kształt i temat Pana filmów? _– Ostatnio podczas pracy sięgnąłem po Sofoklesa i Junga. Nie cytuję filozofów w moich filmach, ale jeśli uważnie się przypatrzeć na przykład „Old Boyowi”, można w nim znaleźć odwołania do francuskiego egzystencjalizmu.
_ Czy to prawda, że podczas pracy nad filmami bardzo pomaga Panu żona? _– Publiczność to dla mnie mgliste pojęcie. To coś niekonkretnego i mało rzeczywistego. Trudno mi wyobrazić sobie jej oczekiwania. Wybrałem więc jedną osobę, która jest całą moją publicznością – to żona. Rzeczywiście zaangażowana jest w każdy mój film. Od momentu pisania scenariusza, poprzez montaż, aż po wybór muzyki. Dyskutuję z nią o każdym detalu. Ma doskonałe wyczucie kina, choć nie zajmuje się nim profesjonalnie. W „Pani Zemście” pod koniec filmu bohaterce towarzyszy melodia hiszpańskiej kołysanki. Tę muzykę wybrała właśnie moja żona.
25.01.2006 | aktual.: 30.06.2010 02:23
Rozmawiała Magdalena Szymków