Odgrzany lunch
Mirosław Nahacz zadebiutował w 2003 roku powieścią obyczajową „Osiem cztery” o rozterkach licealistów, którzy nie stronią od rozmaitych używek, a potem zaczął poszukiwać nowych tematów i narracyjnych podniet. Z rozmaitym skutkiem. W „Bocianie i Loli” pokusił się o stworzenie prozy narkotyczno-postmodernistycznej.
Patron tego przedsięwzięcia jest oczywisty – to William S. Burroughs, autor „Nagiego lunchu”. Początek powieści nie zapowiada atrakcji: pod sklepem sportowym stoi czterech znudzonych kolesi czekających na Przynosiciela, który ma ich zaopatrzyć w „zmieniacze czasu”, czyli coś w rodzaju narkotyków. Potem zaczyna się już prawdziwa narracyjna jazda bez trzymanki. Główny bohater przerzucany jest z miejsca na miejsce, kilka razy ginie, „toposy literackie tłuką mu się w myślach”, a powidoki obrazów rzeczywistości wirują pod powiekami. Rozpaczliwie poszukuje Loli, która ma mu pomóc w rozwiązaniu zagadki, co właściwie się z nim dzieje. Jest w tej powieści trochę narkotykowych wizji, trochę scen z teraźniejszości, trochę katastrofizmu, a wszystko to tworzy – jak stwierdza narrator – „schizolski kalejdoskop” pełen migotliwych obrazów montowanych jak w teledysku.
*I wszystko niby jest pięknie, bo można mówić o zamazywaniu granicy między prawdą a fikcją, rzeczywistością a zmyśleniem. Tyle że powieści takich jak „Bocian i Lola” było już bardzo wiele. Nahacz jedynie bawi – sprawnie, to prawda, i nie bez wdzięku – znanymi motywami. *„Bocian i Lola” to powieść dla czytelników lubiących odgrzewany lunch.
01.12.2005 | aktual.: 30.06.2010 02:48
Robert Ostaszewski/ _Przekrój _
Mirosław Nahacz „Bocian i Lola”, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005