Perełki do lamusa
Prawdopodobnie każdą z nas kiedyś w życiu to czeka. Ślub i wesele. A w tym wszystkim jedna ze spraw najistotniejszych – wybór sukni ślubnej. Oto pożywka dla marzeń i fantazji - informujemy o czym każda współczesna panna młoda pamiętać powinna wchodząc do salonu mody ślubnej.
25.05.2009 | aktual.: 26.05.2010 18:51
Prawdopodobnie każdą z nas kiedyś w życiu to czeka. Ślub i wesele. A w tym wszystkim jedna ze spraw najistotniejszych – wybór sukni ślubnej. Oto pożywka dla marzeń i fantazji - informujemy o czym każda współczesna panna młoda pamiętać powinna wchodząc do salonu mody ślubnej.
Królewna wchodzi do pałacu
Salony ze ślubną modą wystrojem przypominają pałacowe wnętrza; na ścianach złote kandelabry, marmurowe posadzki. W szklanych gablotach, jak eksponaty muzealne, ślubne akcesoria: rękawiczki i wianki. Na wieszakach i manekinach one - najpiękniejsze suknie ślubne świata. Francuskie, włoskie, hiszpańskie, amerykańskie i krajowe. Dziesiątki modeli.
- Modne są suknie ozdobione kwiatami, drobnymi falbankami, koronką, czasem trenem - mówi pani Ela, kierowniczka jednego z warszawskich salonów. - Suknie z perełkami i cekinami odchodzą w przeszłość. Dziewczyny ciągle najchętniej wybierają obcisłą górę - gorset wyszczupla, i szeroki dół na kilku halkach. Oglądamy ślubne katalogi. Nazwy modeli przyprawiają o zawrót głowy: Corrida, Cascade, Ceci-Cela, Comtesse. Dwie dziewczyny spacerują wzdłuż rozwieszonych na wieszakach sukien. Anka decyduje się przymierzyć białe cudo.
- Dla tej pani czterdziestka - wyrokuje ekspedientka - obrzucając dziewczynę fachowym spojrzeniem. Ania przegląda się w wielkim lustrze. Przymierza jeszcze cztery inne sukienki. - I tak nie pobije rekordu - uśmiecha się pani Ela. - Obsługiwałam dziewczynę, która w upalny dzień przymierzyła siedemnaście sukien. Być jak Scarlett
Ania wymarzyła sobie suknię jak z „Przeminęło z wiatrem”. I taką musi mieć. Ta, którą teraz zakłada, wprawdzie krój ma w sam raz, tylko jest za duża. Krawcowa tu podpina, tam podwija, nie ma problemu, da się zmniejszyć.
Do tego dodatki. Halka na trzech obręczach, stroik, wianek lub półwianek i oczywiście welon. Dziewczyny najchętniej wybierają krótki, trzywarstwowy, czasem z woalką, żeby nie zakrywać misternie udrapowanego tyłu sukni. Ale jeśli przyszła panna młoda chce długi welon, nie ma sprawy. Jeśli ma się ciągnąć za nią w kościele, to się będzie ciągnął. Trzeba tylko dopłacić za każdy metr. Kolejna klientka, szuka siatki na włosy. Wymarzyła sobie kok w siatce i nie może jej nigdzie dostać. Niestety, tu też nie mają. - Mamy za to podwiązki - mówi pani Ela. - Dziewczyny teraz często zakładają w dzień ślubu pończoszki. Jest też duży wybór butów, są nawet atłasowe pantofelki za 400 zł.
Kwiatek na prawo
Dochodzi południe, w salonie duży ruch. Środek sezonu. Kasia mierzy ósmą suknię i nie może się zdecydować, chciałaby rękawy pierwszej, kwiaty trzeciej i materiał ostatniej. Zamawia suknię, której nie ma w tej chwili w sklepie. Specjalnie dla niej sprowadzi się ją z Francji w ciągu 6 tygodni.
Są też salony, z których można jechać prosto do zakładu krawieckiego i zamówić sukienkę na miarę, albo poprosić tylko o przesunięcie kwiatka przy dekolcie z prawej na lewą stronę. Klientka może wszystko. Wchodzi dziewczyna z chłopakiem, narzeczeni. Ona chciałaby suknię z naturalnego jedwabiu, szeroką dołem, on radzi jej wąską, z głębokim dekoltem.
Pani Ela mówi, że taki jest gust większości mężczyzn. Dlatego ekspedientki odradzają dziewczynom przychodzenie z narzeczonym, nie tylko ze względu na przesądy. Niech ma niespodziankę i się nie wtrąca. Lepiej po salonach chodzić z koleżankami czy siostrami. Prawo do grymasów
Klientki są coraz odważniejsze, częściej niż parę lat temu kupują suknie kolorowe, od niebieskich w białe pasy aż po intensywnie czerwone. - Na początku baliśmy się sprowadzać ekstrawaganckie modele, myśleliśmy, że to u nas nie przejdzie - mówi ekspedientka. - Ze zdziwieniem patrzyłam, jak śmiałe suknie znikają z wieszaków. Standardowe suknie są szyte w rozmiarach od 36 do 48, każda klientka powinna coś dla siebie znaleźć. Ale zdarzają się wypadki szczególne, np. sportsmenka rzucającą dyskiem, o dwumetrowym obwodzie ramion, albo dziewczyny w ciąży, pojawiające się najczęściej w październiku lub listopadzie, dla których najlepszy fason to suknia odcinana od piersi i luźna dołem.
A jeśli wymyśli sobie inną, konieczne są przeróbki, najlepiej tuż przed ślubem. Suknie są drogie. - Nigdy nie dziwię się jeśli klientka grymasi – mówi pani Ela. - Za taką cenę ma prawo. Najdroższy model, z naturalnego jedwabiu, z ręcznymi aplikacjami, kosztuje u niej w salonie 3000 zł (sprzedaje się raz na jakiś czas). Norma za francuską sukienkę to 1500, 1600 zł, za polską od 350 do 800 zł. Za dodatki płaci się albo oddzielnie, albo są w cenie sukni, zależy od salonu. Tańsze jest wypożyczenie sukienki lub kupienie jej w komisie. Większość dziewczyn chce jednak nowe. Płacą rodzice albo narzeczony. Ale czasem dziadek olśniony swoją „wnusią”.
Narzeczony
On niby też jest ważny. Salony z sukniami ślubnymi często mają działy męskie. I tu zwykle zakupy odbywają się z udziałem narzeczonej. Bo niestety, z punktu widzenia stroju, czy się to chłopakowi podoba czy nie, jest tylko „dodatkiem” do panny młodej. I jako o taki, trzeba się o niego zatroszczyć. Zdecydować czy wystąpi w smokingu za 850 zł, czy w garniturze od Digla? Mucha czy krawat, a może ozdobny fular ze złotą szpilką? Co z kamizelką? Czy ma obciąć hodowane od dawna włosy, bo babcia się obrazi i nie przyjdzie na ślub, czy spełnić swe dziecinne marzenie i kroczyć po czerwonym dywanie u boku długowłosego narzeczonego?