Pies sam w domu

Pies sam w domu

Pies sam w domu
08.03.2006 20:34, aktualizacja: 18.03.2006 21:39

Dlaczego niektóre psy skomlą i wszystko niszczą, gdy wyjdziemy z domu, a inne spokojnie wypatrują powrotu właścicieli?

Dlaczego niektóre psy skomlą i wszystko niszczą, gdy wyjdziemy z domu, a inne spokojnie wypatrują powrotu właścicieli? Wyje, ponieważ nudzi się? Gryzie meble, bo mści się za to, że pani nie wzięła go ze sobą? Zmoczył swoje posłanie ze strachu? A może słodko drzemie, czekając na panią?

Jeśli po powrocie z pracy wchodzisz do mieszkania i widzisz porządek, to dowód, że masz psa, który potrafi panować nad sobą. Samotność nie jest dla niego stresująca, ponieważ wie, że człowiek jest jego panem, w związku z czym może wychodzić z domu, kiedy chce i kiedy chce - wrócić. Jak to pan. Pies natomiast ma na niego czekać. Jak to podwładny. Kłopoty zaczynają się, gdy naszemu ulubieńcowi wydaje się, że to on rządzi. Domaga się wówczas w różny sposób, by ludzie dotrzymywali mu towarzystwa. Posunie się nawet do zdemolowania mieszkania.

Dlaczego wszystko niszczy?
Gdy wracając do domu, zastajemy pogryzione kapcie lub zasiusiane łóżko myślimy, że pies narozrabiał z nudów, złośliwie lub ze strachu. Zachowanie pupila tłumaczymy, przypisując mu nasze, ludzkie zachowania. Człowiek, być może, zniszczyłby fotel, maszcząc się za to, że został sam. Pies robi to z powodu zdenerwowania. Ale denerwują się tylko te psy, które uważają, że pan nie ma prawa ich opuścić. Nabywają takiego przekonania, wtedy gdy się im na wszystko pozwala. Pupil włazi nam na kolana kiedy chce, skacze na nas na powitanie i wyrywa z ręki kanapkę. Ma więc podstawy, by uważać, że to ludzie wykonują jego polecenia. Próbuje zatem kazać im również, by zabierali go wszędzie ze sobą. Domaga się tego niszcząc meble, brudząc dywany czy godzinami skrobiąc w drzwi. Chce, żeby ludzie zwrócili na nie uwagę i osiąga ten skutek. Domownicy przecież wracają, po czym natychmiast zajmują się pieskiem. Krzyczą na niego, ubolewają, pocieszają, słowem - tak, czy inaczej zajmują się tyranem. Piesek, nawet ukarany, czuje się
uszczęśliwiony. "Nareszcie zrobili, to co im kazałem - myśli po cichu - wrócili i zajęli się mną".

Jak wychowuje się psa, który źle znosi samotność?
Przed wyjściem z domu gasisz radio, lub wyłączasz telewizor. Zapada cisza, chociaż gdy jesteś w domu ciągle coś "brzęczy". Potem pochylasz się nad swoim pupilkiem i mówisz żałosnym głosem: biedny Misiaczek, zostanie sam, będzie się nudził, będzie tęsknił. No widzisz pieseczku jakie życie jest okrutne, muszę zostawić takiego pięknego Misiaczka i iść do tej wstrętnej pracy.

Biedy piesio...
Misiaczek oczywiście nie rozumie słów, lecz z żałosnego tonu twojego głosu domyśla się, że za chwilę wydarzy się coś strasznego. Zamykają się drzwi. Zapada cisza. Pani zniknęła, nie wiadomo, co się z nią stało. Pies wpada w panikę. Zaczyna zachowywać się w sposób nieobliczalny. Chce wyrwać się z domu. Stłumić swoje zdenerwowanie. Wracasz po pracy - pies rzuca się na ciebie, tańcząc na powitanie. Znów się nad nim pochylasz, głaszczesz, godzisz na lizanie po twarzy, żeby wynagrodzić mu godziny rozstania. Nie zachowujesz się, jak pan, który pozwala psu podejść do siebie, lecz jak podwładny, który musi cierpliwie znosić wszystkie objawy radości pupila. Znowu utwierdzasz Misiaczka w przekonaniu, że to on rządzi. Jak nauczyć psa czekania na powrót domowników?
Trzeba przekonać go, że wychodzenie i powrót pana to zdarzenia zupełnie normalne. Nie ma w nich niczego szczególnego. Jeśli więc nasz pupil bardzo rozrabia w samotności, przeznaczmy jeden weekend na uczenie go czekania na powrót pana. Jane Fennell angielska hodowczyni psów radzi, żeby robić to w następujący sposób:

  1. Wyjście. Zostawiamy włączone radio czy telewizor, ubieramy się. W ogóle nie zwracamy uwagi na psa, nawet jeśli zębami chwyta nas za kostki nóg. Nic. Żadnej reakcji. Jakby go nie było. Wychodzimy. Wracamy po pięciu minutach.
  2. Powrót. Przekraczamy próg drzwi. Nie patrzymy na psa. Nie witamy się z nim. On na nas skacze, tańczy, szczeka - a my go całkowicie ignorujemy. Całkowicie, choć jest to bardzo trudne. Rozbierany się. Zajmujemy się czymś w kuchni. Dopiero po pięciu, dziesięciu (jeśli jesteśmy w stanie tak długo wytrzymać) minutach mówimy do Misiaczka: chodź, przywitaj się z panią.
  3. Po półgodzinnym pobycie w domu znowu wychodzimy. Powtarzy to o czym była mowa w punkcie jeden i dwa, ile razy zdołamy. Oczywiście, nie zapomnijmy za którymś razem wyprowadzić pieska na spacer. A po spacerze, znowu ćwiczmy wychodzenie oraz powrót pana do domu.

Niektóre psy już po jednym weekendzie orientują się, że z panią nie dzieje się nic złego, gdy wychodzi. Zaczynają panować nad sobą, dzięki czemu samotność przestaje być dla nich tak bardzo stresująca. One zyskują spokój ducha, a my porządek w mieszkaniu.
Zdarzają się jednak uparciuchy, długo walczące o swoje prawa do rządzenia ludźmi. Będą od czasu do czasu robić szkody (ignorujemy je), czasem skomleć (udajemy, że nie słyszymy) ale z malejącym zapałem. Jeśli będziemy konsekwentni, one też zrozumieją, że pani może wyjść kiedy chce i kiedy chce powrócić.

Czy kotka musi raz w życiu mieć dzieci?

Nie musi. Dawniej sądzono, że dla fizycznego i psychicznego zdrowia kociaków (i suczek) konieczne jest, aby przynajmniej raz w życiu rodziły. Miało to mieć dobroczynny wpływ na ich odporność, rozwój umięśnienia i wydłużać życie. Okazało się, że tak jednak nie jest. Poziom żeńskich hormonów u kotki jest przez zdecydowaną większość jej życia niski. Nie ma więc istotnego wpływu na fizjologię zwierzątka. Hormony te dają o sobie znać tylko w okresie jajeczkowania. Jeśli jednak kotka przyjmuje zastrzyki antykoncepcyjne, aktywność jej jajników pozostaje zablokowana.

Macierzyństwo nie ma też znaczenia dla psychiki zwierzątka. Instynkt opiekowania się potomstwem utrzymuje się krótko. Wygasa, gdy dzieci przestają ssać mleko. Matka przepędza je, lub oddala się. A gdy spotka je po roku, nie rozpoznaje ich. Zdecydowanie szkodliwa dla zdrowia kotki jest sytuacja, gdy nie podajemy jej hormonalnej antykoncepcji, a jednocześnie nie dopuszczamy do kopulacji. Ruje następują wtedy jedna po drugiej. Czasem bez dnia przerwy. Zwierzątko bardzo cierpi. Pojawiają się zaburzenia nerwowe, a często stany zapalne macicy (ropomacicze), wymagające natychmiastowej operacji.