LudziePojechali na wakacje all-inclusive. Wrócili z trumną

Pojechali na wakacje all‑inclusive. Wrócili z trumną

- Na wczasy jechały dwie młode pary. Jedni zadzwonili do drugich z pytaniem: "Chcecie dodatkowe ubezpieczenie?". Usłyszeli: "Nie. Jedziemy na wakacje zorganizowane. Będziemy bezpieczni" - opowiada Magda Mieśnik. Bohaterowie tej historii gorzko pożałowali. Z wakacji wrócili w trójkę.

Na wakacjach warto zachować zdrowy rozsądek - fotografia ilustracyjna
Na wakacjach warto zachować zdrowy rozsądek - fotografia ilustracyjna
Źródło zdjęć: © Getty Images
Marta Kosakowska

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jedną z historii opisanych w książce "Śmierć all-inclusive" jest głośna sprawa Magdaleny Żuk.

Magda Mieśnik, dziennikarka WP: Rozmawiałam z rodziną Magdy Żuk. Śledztwo jest w toku, ale wciąż niewiele wiadomo. Bliscy nie mogą dokończyć żałoby. Minister sprawiedliwości wiele razy im obiecywał, że wszystko zostanie wyjaśnione. Wysyłano na miejsce polskich śledczych, którzy uczestniczyli w sekcji zwłok. Zbigniew Ziobro zrobił wiele konferencji prasowych na ten temat. Wypowiadał się również minister spraw zagranicznych.

Minęło siedem lat, a nadal mało wiemy. Egipskim władzom jest na rękę przeciąganie sprawy i nieudzielenie informacji, bo to przecież kraj, który żyje z turystów. Obawiam się, że nigdy nie poznamy prawdy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Bliscy Magdaleny Żuk nadal nie wierzą w wersję o samobójstwie.

Magda Mieśnik: Twierdzą, że Magda nigdy nie miała depresji. Nie leczyła się z tego powodu. W aktach jest jedynie informacja, że chodziła na terapię indywidualną z uwagi na to, że była DDA. Z akt sprawy wiadomo, że Żuk była pod wpływem silnych leków i narkotyków.

Psycholożka, z którą rozmawialiśmy, mówiła, że u młodych osób między 20. a 30. rokiem życia może pojawić się nagła choroba psychiczna, która doprowadzi do samobójstwa w kilka dni. Niestety nie ma żadnych dowodów, które by to potwierdzały w sprawie śmierci Polki. Boję się, że nigdy się nie dowiemy, czy w przypadku Magdy doszło do samobójstwa, czy do przestępstwa.

We wszystkich sprawach uwagę przykuwa jedno – trudności z uzyskaniem pomocy przez bliskich ofiar.

Magda Mieśnik: Byłam wstrząśnięta, że niemal wszystkie rodziny ofiar czy zaginionych, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że służby dyplomatyczne zawodzą. Do wypadków dochodzi zwykle w okresie wakacyjnym, kiedy ludzie wyjeżdżają na urlopy. Niestety w tym czasie konsul też nierzadko ma urlop. W konsulatach zostają szeregowi urzędnicy, którzy nie są decyzyjni, nie mogą opuścić konsulatu, żeby pomóc rodzinom ofiar.

Nie ma przepisów, które by zobowiązywały rezydentów i pilotów wycieczek, żeby znali język urzędowy kraju, w którym pracują. To jest ogromny problem, co widać w opisanej przez nas historii z Madagaskaru. Gdy młoda Polka została ciężko ranna, ponieważ zawaliła się na nią huśtawka, kontakt z medykami był utrudniony. Z powodu niewystarczającej opieki medycznej niestety zmarła.

Piotr Mieśnik, były redaktor naczelny WP: Z drugiej strony warto zaznaczyć, że sami często popełniamy błędy. Niechętnie ubezpieczamy się, wyjeżdżając na wakacje. Nie czytamy umów. Urlop kojarzy nam się z czasem beztroski, więc decyzję o wyborze oferty też często podejmujemy beztrosko. Dzięki ustawie z 2017 roku mamy obowiązek wykupienia podstawowego ubezpieczenia. Kiedy wydarzy się wypadek, okazuje się, że ono jest niewystarczające.

Żyjemy w przekonaniu, że na wakacjach wypadki się nie zdarzają. A jeśli już, to na pewno nie nam.

Piotr Mieśnik: Włączamy wtedy myślenie magiczne. Wydaje nam się, że nic złego nie może się stać, że jesteśmy objęci niewidzialną polisą, bo jesteśmy na wakacjach. Podejmujemy decyzje o jeździe na kładach, pływaniu na bananach, snorkowaniu bez kapoków. A później okazuje się, że ktoś nie wraca z krótkiej wycieczki, na której miał oglądać żółwie.

Koszt leczenia za granicą może być równowartością mieszkania, na które nierzadko zadłużamy się na 30 lat. Tymczasem ubezpieczenie kosztuje kilkaset złotych.

Magda Mieśnik: Tak, przy kilku tysiącach złotych, które wydajemy na wyjazd, to naprawdę niewiele. A może uratować nam życie - dosłownie i w przenośni.

Ze wszystkich historii wybrzmiewa pytanie: "Co, gdyby...?". Wyobraźnia podsuwa alternatywne scenariusze.

Magda Mieśnik: Z tym pytaniem ciągle żyje Radek, partner Karoliny, która zmarła po wypadku z huśtawką na Madagaskarze. Ma ogromne wyrzuty sumienia, bo to on rzucił tekst: "W dupie z ubezpieczeniem". Ciągle zadaje sobie pytanie, co by było, gdyby jednak wykupili polisę. Do tego doszły problemy komunikacyjne, konsul na urlopie, brak odpowiedniego sprzętu medycznego w placówce, gdzie udzielano Karolinie pomocy. To wszystko złożyło się na fakt, że Karolina wróciła z urlopu w trumnie.

Która z opisanych historii najbardziej was poruszyła?

Magda Mieśnik: Mnie najbardziej poruszyła historia pana Dominika, który pojechał ze szwagrem na wakacje do Tunezji, gdzie zginął w ataku terrorystycznym. W Polsce została żona z małym synkiem. Miał wrócić na jego urodziny, by zobaczyć jego pierwsze kroki. Niestety ostatnim punktem wyjazdu było muzeum Bardo w Tunezji, do którego wtargnęli terroryści z karabinami. Pani Joanna, jego żona, pokazała mi telefon pana Dominika. Przez środek ekranu przeszła kula, która zraniła go w tętnicę udową. Na rozbitym ekranie były jeszcze ślady krwi.

Piotr Mieśnik: Ja z kolei opowiem o historii Bruna Muschalika, który zaginął w Indiach. Ta historia nie tyle mnie poruszyła, co nastroiła optymistycznie. Jego rodzice cały czas wierzą, że ich syn wróci. Zarazili mnie wiarą, że w Dolinie Cieni wszystko jest możliwe, bo zdarzało się, że ludzie wracali stamtąd po 20 latach. Uważają, że skoro nie ma złych wiadomości, to jest to dobra wiadomość.

Służby często zawodzą, to można liczyć na ludzi. Rodziny bliskich dzięki pieniądzom ze zbiórek mogą działać na własną rękę.

Piotr Mieśnik: Rzeczywiście dzięki pieniądzom ze zbiórek ojciec Brunona był już kilkanaście razy w Indiach. Pozwoliło mu to wywierać presję na tamtejszych władzach, dzięki czemu sprawa trafiła do Sądu Najwyższego w Indiach.

Magda Mieśnik: Pieniądze ze zbiórek pomogły też w sprawie Marceliny, która w ubiegłe wakacje spadła z dachu hotelu w Turcji. Zapadła w śpiączkę. Doba pobytu w szpitalu kosztowała 25 tysięcy złotych. Do tego doszedł koszt transportu dziewczyny do Polski, który kosztował 100 tysięcy złotych. Samolot musiał lecieć na poziomie morza, a nie jak to zwykle bywa na 10 tysiącach metrów, bo każdy skok ciśnienia mógł Marcelinę zabić. Rodzina nie była w stanie w kilka dni zorganizować takich pieniędzy.

Wypadki nie omijają też pielgrzymów.

Piotr Mieśnik: Jest to pewien paradoks, bo ludzie na pielgrzymkę udają się dziękować za coś lub o coś prosić. Daria, bohaterka naszej książki, pojechała do Izraela po śmierć. Rodzina przez długi czas była pozostawiona sama sobie. Ojciec skarżył się, że media wiedziały więcej od niego. To kolejna historia, z której pobrzmiewa zaniechanie służb. Pamiętajmy, że ofiarami tragedii są również rodziny, które tracą bliskich.

Magda Mieśnik: Mnie poruszyło wyznanie pana Benedykta, ojca Darii, który powiedział, że o wyroku dożywocia dla mordercy córki dowiedział się od dziennikarza, który zadzwonił i poprosił o komentarz. To jest wstrząsające, że kiedy trzeba zyskać poklask, minister wychodzi na konferencji i zapewnia o działaniu, wymierzaniu kary sprawcy. A kiedy już dochodzi do skazania, rodzina nawet nie dostaje informacji. Ambasada przysłała im po córce jedynie kolczyk.

Dla rodziny ważne było to, że Daria przed śmiercią nie została zgwałcona.

Piotr Mieśnik: Pozostaje mieć nadzieję, że tak było. Natomiast nie wszystkie informacje, które docierały do rodziny - zarówno od polskich służb, jak i od izraelskich śledczych - trzymały się kupy. Była mowa o tym, że Daria była duszona od 23 do 27 sekund, ale dane z zakresu kryminologii mówią o tym, że potrzeba więcej czasu, by udusić człowieka. Izraelskie służby nie przekazały wszystkich danych.

Mną wstrząsnęła historia rodzeństwa, które zmarło w wysokich górach na Krecie. Zamiast wejść do wąwozu Samaria, poszli innym szlakiem. Przewodnik zgłosił zaginięcie dopiero po trzech dniach.

Magda Mieśnik: Kłamał w czasie przesłuchań, co uniemożliwiło ich uratowanie. Ratownicy dotarli na miejsce zbyt późno. Teren był trudno dostępny. Kobieta jeszcze żyła, gdy ją znaleźli. Tam liczyły się minuty. Gdyby dotarli trochę wcześniej, być może udałoby się te dwie osoby uratować.

Okładka książki Magdy i Piotra Mieśników "Śmierć all-inclusive. Jak Polacy umierają na wakacjach"
Okładka książki Magdy i Piotra Mieśników "Śmierć all-inclusive. Jak Polacy umierają na wakacjach"© Materiały prasowe

Książka Magdy i Piotra Mieśników "Śmierć all-inclusive. Jak Polacy umierają na wakacjach" dostępna jest TUTAJ

Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

GDZIE SZUKAĆ POMOCY? Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.

Źródło artykułu:WP Kobieta
wakacjeall inclusiveurlop

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (296)