Jadą do Chorwacji i narzekają. "Nikt o tym nie powiedział"
- Polacy potrafią dać do wiwatu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Basia, która jest rezydentką w Chorwacji. O tym, jak na wakacjach zachowują się nasi rodacy, opowiada razem z Anną Adamiak, rezydentką oraz certyfikowaną pilotką wycieczek. W tym roku problemem okazują się upały.
Chorwacja od wielu lat jest jednym z najchętniej wybieranych przez Polaków kierunków na wakacyjny wypoczynek. Choć jak podkreśla Basia (nazwisko do wiadomości redakcji - przypis red.), rezydentka turystyczna w jednym z hoteli niedaleko Splitu, większość Polaków zachowuje się "praktycznie bez zarzutu", wciąż zdarzają się "kwiatki".
- Kwiatkami nazywamy osoby, które wyjątkowo się wyróżniają. A jak dobrze wiemy, Polacy potrafią dać do wiwatu - mówi Basia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Upały nie pomagają
Basia zaznacza, że w ostatnim czasie sytuacja w Chorwacji jest trudna. Bardzo wysokie temperatury, sięgające nawet 40 st. C w cieniu, sprawiają, że wielu Polaków nie jest zadowolonych ze swojego urlopu. I to ona najczęściej za to "obrywa".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Polacy są wśród rezydentów znani z narzekania, czasem też pyskowania. Oprócz tego, że często skarżą się na "brzydki pokój, który na zdjęciach był ładniejszy" czy "niewygodne leżaki przy basenie", w ostatnich dniach narzekali na pogodę. Kiedy tłumaczyłam, że jesteśmy w Chorwacji i tutaj niestety są takie upały, usłyszałam, że "nikt im o tym nie powiedział". Ale jak nie powiedział, to nie wiedzieli, gdzie lecą? - nie kryje zdziwienia.
Część z nich musiała z powodu upału spędzać czas w pokojach.
- Tu też był płacz, bo dzieci chciały wyjść na basen, a rodzice nie pozwalali, bo słońce aż parzyło. Spędzali razem całe dnie, a to sprawiało, że byli nerwowi. Niektórzy z nich grozili, że jak tylko wrócą, to złożą skargę. Nie wiem tylko na co. Jakby to była wina wszystkich dookoła, że jest taka temperatura - stwierdza.
Nie stronią od alkoholu
- Zdarzało się, że kiedy odbierałam turystów z Polski o godz. szóstej czy siódmej nad ranem z lotniska, już byli pod wpływem alkoholu. Niektórzy mężczyźni szli slalomem, a żony trzymały ich pod rękę. To akurat widok, który przestał mnie już dziwić - opowiada.
Jej słowa potwierdza Anna Adamiak, rezydentka i certyfikowana pilotka wycieczek, która przyznaje, że podobne sytuacje niestety zdarzają się też podczas zwiedzania.
- Niektórzy nie zdążą jeszcze wyjść z autobusu, a już są lekko pod wpływem. Wtedy zazwyczaj delikatnie zwracam uwagę, że bardzo proszę nie przesadzać, bo przed nami długi i wyczerpujący dzień. Ostatnio usłyszałam od jednego pana: "pani Aniu, nie bój pani żaby, za panią to na koniec świata nawet pójdę". Obok stała żona tego pana, więc sytuacja dosyć krępująca - wspomina Anna.
Jak jednak zaznacza, turyści z Polski są zaciekawieni Chorwacją, jej historią i zabytkami.
- Polacy wyróżniają się tą ciekawością na tle innych. Zadają sporo pytań, co mnie bardzo cieszy. Nie chcę tu wychwalać tylko jednej płci, ale szczególne zainteresowanie zauważam u pań. Często są zaznajomione z tematem - mówi rezydentka.
"A gdzie jest pana córka?"
W rozmowie z Wirtualną Polską Anna Adamiak przytacza także sytuację z ostatnich dni, kiedy oprowadzała wycieczkę po Splicie. W ubiegłym roku rezydent i pilot wycieczek, Sebastian Biela, zauważył, że zdarza się, że Polacy gubią dzieci podczas zwiedzania, dziś Adamiak to potwierdza.
- Jestem wzrokowcem, więc szybko zapamiętuję osoby, które oprowadzam. Chodziliśmy po Starym Mieście w Splicie, gdzie można się zgubić, dlatego prosiłam, żeby pilnowali swoich dzieci. Po jakiejś godzinie od mojej prośby widzę, że małżeństwo, które było z córką, spaceruje bez niej. Zaczepiłam pana i mówię: "a gdzie jest pana córka?". On na mnie spojrzał, oczy miał nagle jak pięć złotych i powiedział takim niepewnym i przestraszonym głosem: "nie wiem... poszukam" - opowiada pilotka.
Jak dodaje, takich historii jest jednak więcej. Powodem takich sytuacji jest głównie to, że rodzice w czasie wycieczek zajmują się bardziej swoimi znajomymi niż potomstwem.
Anna zauważa również, że Polaków bardzo często denerwuje za granicą, w tym także w Chorwacji, kiedy mylą ich z Rosjanami - na podstawie podobieństw w obu językach.
- Bardzo często skarżą się na to, że w restauracji obsługa zaczęła mówić do nich nie po angielsku, a po rosyjsku - co, mimo wojny, wciąż się zdarza. Nie są też zadowoleni z tego, a czasem są zdziwieni, że idąc uliczkami słyszą język rosyjski - zdradza.
Pytana o rosyjskich turystów stwierdza, że "Chorwaci coraz mniej zwracają na nich uwagę".
- Przyjeżdżają, oczywiście. Ale raczej wtapiają się w tłum. Mam wrażenie, że nie chcą się wyróżniać, pomijając fakt używanego przez nich języka. W takich krajach jak Chorwacja, gdzie turystów jest od groma, z najróżniejszych państw, sami Chorwaci nie zwracają już uwagi na obecność Rosjan. Liczą się raczej pieniądze, które turyści zostawiają, niż to, z jakiego są kraju - mówi.
"Nie ma nic polskiego?"
Wbrew niektórym medialnym doniesieniom, Polacy na wakacjach w większości nie są roszczeniowi - przekonuje rezydentka Basia. Nie ze wszystkiego są jednak zadowoleni, co obserwuje np. podczas serwowanych w hotelu śniadań.
- Mają do wyboru cały szwedzki stół, na którym jest dosłownie wszystko, a pytają o "parówki berlinki", "serek monte" i "wiejski". Najgorsze są jednak te parówki, bo to pytania, które pojawiają się w kontekście dzieci, kiedy nie chcą nic innego jeść - opowiada.
Zarówno ona, jak i Anna Adamiak zaznaczają jednak, że zawsze cieszą się na widok "polskich twarzy". - Będąc za granicą to miłe, gdy widzi się "swoich" - mówią.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.