Blisko ludziPośledzenie komisji

Pośledzenie komisji

12.07.2010 15:08, aktualizacja: 12.11.2010 14:05

Czy przechowują Państwo kalendarzyki i terminarze całymi latami czy też, jak tylko rok się skończy, wyrzucacie je? Pewnie jest już niewiele osób, które korzystają z papierowych kalendarzy - wszyscy przerzuciliśmy się na telefony, smartfony czy laptopy. Ja nadal tkwię w epoce papieru, pomimo że sprzedawcy ebooków wytykają nam, że papier zbiera mnóstwo kurzu. Zaś kurz sprzyja alergiom. Sprzyja też wspomnieniom, więc mam do niego słabość.

Czy przechowują Państwo kalendarzyki i terminarze całymi latami czy też, jak tylko rok się skończy, wyrzucacie je? Pewnie jest już niewiele osób, które korzystają z papierowych kalendarzy - wszyscy przerzuciliśmy się na telefony, smartfony czy laptopy. Ja nadal tkwię w epoce papieru, pomimo że sprzedawcy ebooków wytykają nam, że papier zbiera mnóstwo kurzu. Zaś kurz sprzyja alergiom. Sprzyja też wspomnieniom, więc mam do niego słabość.

Myślę o kalendarzykach, bo docierają do mnie z radia odpryski kolejnej "afery" (daję cudzysłów, bo często słowo "afera" używane jet na wyrost, zanim w ogóle ustali się, czy takowa miała miejsce!) badanej przez kolejną komisję śledczą. Teoretycznie komisje powinny skupiać uwagę Polaków na dociekaniu prawdy, natomiast ja nigdy nie mogę skupić się na istocie sprawy. Uwagę moją zawsze przyciąga kwestia pamięci.

Przy udowadnianiu swojej niewinności, co jest głównym zadaniem wzywanych na przesłuchania, kluczową rolę spełnia pamięć. Jeśli nie pamiętasz, co robiłaś cztery lata temu o godzinie X, albo o czym dokładnie rozmawiałaś z panem Y, to masz przechlapane. Jako kafkowski Józef K. poległabym już po pierwszym kwadransie przesłuchania, bo żadnych kalendarzyków nie kolekcjonuję, moja asystentka nie prowadzi mi księgi wejść i wyjść, mój życiowy partner owszem, fotografuje mnie dość regularnie, gdyż jest zawodowym fotografem, ale rzadko podpisujemy gdzie i kiedy zdjęcie było zrobione.

Moja pamięć jest dziurawa jak sitko. Nie pamiętam pana X z przeszłości, a w dodatku nie pamiętam o przyszłości. Nie jest to wyłącznie moje schorzenie. Mój kolega wrócił z dwudziestolecia matury i mówił, że zapomniał imiona dziewcząt, z którymi sypiał przed studniówką. Nagminnie zawalam spotkania. Nie zawsze fakt, że w kalendarzu mam zapisany termin spotkania oznacza, iż spotkanie to miało miejsce. Nie dalej jak pół roku temu miałam np. iść na czat z internautami, organizowany przez WP, i… zapomniałam się stawić w redakcji. Tak, miałam zapisane, że mam tam być. Cóż, do kalendarzyka często w ogóle nie zaglądam. Tak, moja asystentka przypomniała mi dzień wcześniej, ale na nic to.

Zdarza mi się przyjść na spotkanie dzień wcześniej lub dzień później, co jest niesłychanie ambarasujące. Okropne. Niedawno były 96. urodziny mojej ciotki Estery. Szykowałam się na nie, kupiłam prezent, kwiaty. Pukam do drzwi, ciocia zdumiona otwiera. Jakoś cicho u niej. A miało być ponad pięćdziesiąt osób na przyjęciu. "Cześć Agatko, to było wczoraj, ale wchodź, przynajmniej pogadamy." "O rany, Tula, strasznie przepraszam, w dodatku pewnie jesteś umęczona po wczorajszej imprezie." "Wczoraj był taki tłum, że z nikim nie porozmawiałam, wchodź." Spotkanie zapisane nie musi oznaczać odbytego, a odbyte mogło być, ale innego dnia.

Dane na komputerze trzymamy na zapasowych dyskach. Człowiek, który dba o to, by o każdej porze dnia i nocy być gotowym na udowodnienie swej niewinności, powinien całe swoje życie jednocześnie zgrywać na dysk zewnętrzny. Tworzyć back up swojego życia. Regularnie odkurzać nośniki, zmieniać na nowe. Dziennik w stylu Tomasza Manna nie wystarcza, bo jest subiektywny. Osobie z zewnątrz zaś ufać nie można - każdy dokumentalista ma wszak swój punkt widzenia. Widać to po zeznaniach świadków. To samo zdarzenie świadkowie pamiętają inaczej.

Zanim komisja na posiedzeniu prześledzi nasze życie, warto żyć i równolegle śledzić samego siebie. Nikomu wokół nie ufać. Czuj czuwaj. Spontaniczność wykluczona, ale na komisji wypadniemy wzorowo wyciągając tę jedną fotografię, paragon za bilet kolejowy, majtki kochanki. I czasopisma. Archiwizujmy sami siebie tak, aby nas nie dopadli. Ułatwimy pracę archeologom. Pakując się do trumny będziemy mieli wszystko cacy ułożone. Jak nas wykopią za trzy tysiące lat, to wszystko będzie jasne.