Pracuje w lumpeksie. Mówi, jak zachowują się klienci

Sklepy z używaną odzieżą cieszą się w Polsce niegasnącą popularnością. Szturm na lumpeksy bywa jednak frustrujący dla pracowników sklepów. - Ludzie łapią za koszyki, taranują przejścia do wieszaków i koszy z najtańszymi ubraniami - opowiada Dagmara.

Pracuje w lumpeksie. Mówi, jak zachowują się klienci
Pracuje w lumpeksie. Mówi, jak zachowują się klienci
Źródło zdjęć: © Agencja Forum
Sara Przepióra

02.06.2023 | aktual.: 05.06.2023 09:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Aleksandra od ponad trzech lat prowadzi lumpeks w turystycznej miejscowości na południu Polski. - Mam zarówno klientów stałych, jak i osoby, które przejazdem zatrzymują się w sklepie, żeby coś kupić. Nigdy nie kwestionuję ich preferencji, staram się doradzać w zakupach, pomagać w wyborach ubrań. Nie zawsze jednak trafiam na klientów, którzy szanują mnie jako sprzedawczynię - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Do sklepu Aleksandry przyszedł pewien mężczyzna. Błądził między wieszakami i kartonami z ubraniami. W końcu podszedł do kasy i zapytał, czy dostanie damskie, czerwone stringi.

- Miewam podobne prośby. W lumpeksach ludzie często kupują coś dla bliskich osób albo wybierają różne przebrania. Wskazałam mu pudełko z bielizną. Widziałam, że nie znalazł tego, czego szukał, ale przy wyjściu dojrzał jeansową spódnicę. Zabrał ją ze sobą do przymierzalni - relacjonuje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W sklepie, oprócz mężczyzny, zakupy robiła jeszcze jedna klientka. Aleksandra zrobiła sobie krótką przerwę. Stanęła w progu drzwi prowadzących do magazynu. Nagle usłyszała jęki dochodzące z przymierzalni. - Podeszłam do jedynej zajętej kabiny. Dźwięk wyraźnie stamtąd dobiegał. Zauważyłam, że facet, który zamknął się w niej ze spódniczką, ma opuszczone spodnie. Onanizował się w przymierzalni - opowiada.

Po krótkiej chwili jęki ucichły, mężczyzna ubrał się i wyszedł. Wręczył Aleksandrze spódniczkę, której nie ściągnął z wieszaka. Zmieszany wybiegł z lumpeksu. - Do dziś jestem straumatyzowana tym incydentem. Gdy tylko mężczyźni pytają o damską bieliznę, przechodzą mnie dreszcze - dodaje.

Szturm na lumpeksy

Wśród zaskakujących zachowań klientów lumpeksu Aleksandra wymienia też seryjne kradzieże. Kupujący nie zwracają uwagi na to, że w sklepie jest monitoring. Gdy kobieta udaje się na zaplecze, wykorzystują okazję.

- Odwiedzał mnie regularnie starszy pan. Rzadko coś kupował. Szperał w wieszakach, a później wychodził. Niedawno przyłapałam go na kradzieży skarpetek wartych dwa złote. Kamera zamontowana jest tuż nad pojemnikiem z bielizną. Widziałam więc, jak upycha skarpetki do kieszeni - opisuje.

Aleksandra skonfrontowała klienta. Odpowiedź seniora ją zaskoczyła. - Powiedział, że lubi gratisy. Zawsze je sobie zabiera, jak odwiedza sklep. Oddał mi skarpetki i wyszedł spokojnym krokiem. Nie wyglądał na przejętego tym, że przyłapałam go na kradzieży - stwierdza Aleksandra.

Dla Wiktorii Witak praca w lumpeksie była wakacyjną przygodą. - Sama bardzo lubiłam chodzić na "łowy" do takich sklepów. Praca w secondhandzie pozwoliła mi zobaczyć, jak wygląda świat lumpeksów od zaplecza. Poznałam pewne strategie właścicieli, co przełożyło się na moją umiejętność wynajdywania perełek jako klientka - wyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.

Pierwsze zetknięcie się z obsługą klienta było dla Wiktorii wymagające. Najgorzej wspomina dni dostawy ubrań.

- Klienci wręcz przyklejali twarze do szyby pół godziny przed otwarciem sklepu, próbując dojrzeć, co przywieziono w dostawie i ustalić kierunek, w którym wbiegną do sklepu. W momencie otwierania drzwi ustawiałam się z boku, żeby mnie nie staranowali. Tego dnia zawsze miałam dużo pracy. Ubrania lądowały na ziemi, były zrzucane z wieszaków. Obsługa zawieszała je z powrotem, przeciskając się przez dziki tłum - wspomina.

Oprócz ubrań w secondhandzie sprzedawane były różne bibeloty, na których widniały naklejki z cenami. - Ludzie zmieniali droższe cenówki na te tańsze. Czasem negocjowali ceny uszkodzonych rzeczy, które zostały wcześniej przecenione przez wady fizyczne - dodaje.

Walka o najlepszy "łup"

Dni dostawy są trudne także dla Dagmary. Pracę zaczyna już bladym świtem, żeby rozłożyć towar przed otwarciem sklepu. Wie, że gdy tylko otworzą się drzwi, nie zapanuje już nad zakupowym szałem klientów.

- Trudno opisać chaos, jaki wtedy panuje w sklepie. Ludzie łapią za koszyki, taranują przejście do kolejnych wieszaków i koszy z najtańszymi ubraniami na kilogramy, a nawet wyrywają sobie lepsze znaleziska z rąk - wyznaje.

Jedną z walk o najlepszy "łup" Dagmara pamięta do dziś. Stała wtedy za kasą, kątem oka obserwując najbliższy stojak z ubraniami. Klientki przeglądały go z przeciwległych stron. - Gdy były już blisko, złapały za ten sam wieszak. Na początku grzecznie, ale stanowczo próbowały przekonać się nawzajem, że to im należy się jedwabna koszula - opowiada Dagmara.

Dyskusja kobiet zaczęła się zaogniać. - Zaczęły krzyczeć i wyrywać sobie z rąk ubranie. Zainterweniowałam, zanim ludzie zaczęli nagrywać awanturę. Bluzkę zabrałam, a panie grzecznie wyprosiłam - komentuje.

Poza dniami dostawy do lumpeksu, w którym pracuje Dagmara, przychodzą najczęściej stali klienci. Większość z nich jest uprzejma, ale zdarzają się też trudniejsze przypadki.

- Jedna z kupujących regularnie pyta o rzeczy, które widziała w lumpeksie miesiąc temu. Mówi, że przemyślała sprawę i koniecznie chce je kupić - wspomina.

Dagmara nigdy z nią nie dyskutuje. Stara się pozostać profesjonalna. Pewnego razu klientka przekroczyła granicę cierpliwości ekspedientki. - Szukała koszulki dla koleżanki. Wybrałyśmy kilka sztuk, po czym oznajmiła, że chce je przymierzyć. Zaczęła rozbierać się przede mną, na środku sklepu. Nie miała na sobie żadnej bielizny. Założyła koszulkę i stwierdziła, że jednak nie pasuje. Po czym znów rozebrała się do naga - wspomina Dagmara, dodając, że pobiegła po tym incydencie na zaplecze, aby ochłonąć.

Sklepy inne niż wszystkie

Choć miewa trudnych klientów, lubi pracę w lumpeksie. Przynosi jej sporo satysfakcji. - To nie praca w zwykłym sklepie odzieżowym. Tu każde ubranie ma swoją historię, a ludzie, którzy do nas przychodzą, są zapalonymi poszukiwaczami prawdziwych modowych "perełek" - zauważa.

- Lumpeksy to sklepy inne niż wszystkie. Owszem, klientela jest specyficzna, ale oprócz trudnych przypadków, łatwo też o nawiązanie relacji ciekawymi i sympatycznymi ludźmi - dodaje Aleksandra.

Zgadza się z nią Wiktoria. Mówi, że praca w lumpeksie bywa trudna, ale jest też niezwykle ciekawa. - Doceniałam przyjemne rozmowy ze stałymi klientami. Wielu z nich interesowało się modą, "wypad na lumpy" traktowali jako hobby, a nie sposób na oszczędność. Cieszyłam się, gdy mogłam im pomóc w poszukiwaniach i przy okazji porozmawiać. Czasem razem odkrywaliśmy, że w ubraniach znajdują się niezwykłe pamiątki po dawnych właścicielach - podsumowuje.

Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
lumpeksyodzież używanasklep