Prawie rok od śmierci Agaty Mróz
Po mamie ma usta, gesty i to coś w oczach, czego nie da się zapomnieć. Córeczka Agaty Mróz i Jacka Olszewskiego skończyła 11 miesięcy. Teraz Jackowi została tylko ona. To bardo wiele.
27.12.2009 | aktual.: 27.05.2010 10:29
Po mamie ma usta, gesty i to coś w oczach, czego nie da się zapomnieć. Córeczka Agaty Mróz i Jacka Olszewskiego skończyła 11 miesięcy. Teraz Jackowi została tylko ona. To bardzo wiele. _ Muszę przede wszystkim zadbać, by mała miała szczęśliwe dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa, normalny dom_– twierdzi ojciec dziewczynki, który sam pełni teraz rolę obu rodziców.
SUKCES: Chciałam zacząć od pytania, jak chowa się Liliana, ale patrząc na nią, chyba znam odpowiedź. Jest radosna i piękna jak jej mama. Trudno uwierzyć, że urodziła się dwa miesiące przed terminem.
To prawda, Lilianka ma się równie świetnie, jak wygląda. Ostatnio co prawda dopadła nasgrypa, ale mała znacznie lżej ją przechodziła niż mnóstwo dzieci wokół. 4 kwietnia skończy roczek i choć po narodzinach ważyła zaledwie dwa kilogramy, już zdążyła przegonić wielu rówieśników. Nasza córka jest okazem zdrowia. Z każdym dniem widzę też coraz większe podobieństwo do Agaty. Te same piękne usta, broda, owal twarzy, gesty Agaty… Tylko oczy ma moje, ciemne.
Jest pan teraz i tatą, i mamą jednocześnie. Jak sobie pan radzi?
Lekarze są zachwyceni tym, jak Lilka wygląda, czyli chyba radzę sobie od 11 miesięcy nieźle. Ale zwłaszcza na początku nie dalibyśmy sobie rady, gdyby nie pomoc mamy. Musiałem być u Agaty codziennie. Ona sama tak naprawdę tylko dwa dni była mamą, potem widywała małą przez szybę.
Żona uruchamiała w ludziach najlepsze instynkty. Gdy było już wiadomo, że gotowa jest poświęcić własne zdrowie dla córki, stała się niemal bohaterką narodową.
Z tym różnie bywało. Jej decyzja wywołała skrajne reakcje. Te negatywne można było znaleźć na internetowych forach – zwykle pisali ludzie, którzy pojęcia nie mieli, co Agata czuje, bo nigdy nie znaleźli się w podobnej sytuacji. Przez długie miesiące leżenia w szpitalach jedynym łącznikiem ze światem był dla niej internet. Prosiłem, by nie czytała tych bzdur, ale i tak to robiła. Nie mogła pojąć, jak ludzie mogą osądzać z taką łatwością czyjś wybór! Ci wszyscy z takim przekonaniem twierdzący, że to siebie powinna ratować, nie decydować się na dziecko, nie mieli prawa jej pouczać.
To były pojedyncze komentarze?
Ale Agata przeżywała je. A przecież nie było pewności, że jeśli, jak radziła większość lekarzy, usunie ciążę i przeszczep odbędzie się natych- miast, to ją uratuje. Być może odeszłaby i nie byłoby Liliany. Zostać matką to było jej największe marzenie. Wiedziała, że po przeszczepie szanse na dziecko będą minimalne. Zaryzykowała więc. Białaczka, a w przypadku Agaty mielodysplazja szpiku, to jedna wielka loteria. Czasem o wyniku leczenia decyduje łut szczęścia. Nam zabrakło kilku godzin, by szpik zaczął działać. Agatę zabiłabakteria, z którą zdrowy człowiek pewnie by sobie poradził. Ale staraliśmy się myśleć pozytywnie, nikt nie zakłada przecież najgorszego. Zwłaszcza że dziewczynom z białaczką właśnie w ciąży zdarzają się tzw. cudowne ozdrowienia.
Pamiętam, jak Agata, zmęczona chorobą, odizolowana od ludzi, czekała na przeszczep. Jej optymizm był nieprawdopodobny.
Niesamowity optymizm to był jej znak rozpoznawczy. Nawet kiedy przychodziliśmy pod klinikę i pokazywałem jej przez okno małą, widziałem, jak śmiały się jej oczy. Tę ogromną siłę dawała jej myśl o dziecku i przekonanie, że zabieg musi się udać, bo przecież ma dla kogo żyć.
Zastanawia się pan czasem, jak potoczyłoby się wszystko, gdyby żona postanowiła, że ratuje najpierw siebie? Cofa pan w wyobraźni czas?
Nie. To była przede wszystkim jej decyzja, a takie „gdybanie” do niczego poza depresją nie prowadzi. Nie mogę sobie na to powolić, muszę przede wszystkim zadbać, by mała miała szczęśliwe dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa, normalny dom. Lilianka jest teraz najważniejsza.
Wiem, że to trudne pytanie, ale przy całym optymizmie żony, czy rozmawialiście o tym, co będzie, jeśli zabieg się nie uda?
Pamiętam tylko jedną taką rozmowę. Agata powiedziała wtedy, że jedyne, czego sobie nie wyobraża, to tego, by ktokolwiek inny poza mną wychowywał Liliankę. Do końca wierzyła jednak, że wróci do nas. Czuła się po przeszczepie dobrze, a dwa ostatnie dni, gdy niespodziewanie ujawniła się infekcja, spędziła w farmakologicznej śpiączce.
Nie ma w panu poczucia niesprawiedliwości, pretensji do Boga, losu, chęci wykrzyczenia pytania: czemu ona? Dobra, kochająca i taka młoda?
Pewnie, że jest, ale ono byłoby znacznie dotkliwsze, gdyby nie było Lilianki. Nie wiem, jak bym sobie wtedy poradził. Sama Agata nigdy się nie skarżyła. Ja również staram się nie myśleć w ten sposób. Robię wszystko, by zachować w pamięci wspaniałe chwile, i jestem wdzięczny losowi, że pozwolił mi spotkać kogoś tak niezwykłego. Byliśmy razem tylko dwa lata, ale łączyło nas coś wręcz magicznego. Coś niesamowitego, co chyba rzadko przydarza się ludziom. Miłość od pierwszego wejrzenia. I od początku przekonanie, że spotkało się tę jedyną osobę, z którą chce się spędzić życie. Dopóki nie poznałem Agaty, myślałem, że takie historie zdarzają się jedynie w bajkach.
Poznaliście się na zawodach?
Poznaliśmy się w Szczyrku. Agata grała w klubie w Bielsku i w dniu swoich imienin wybrała się właśnie do Szczyrku. Wiedziałem, kim jest, choć wtedy zimą, w kombinezonie i wielkiej czapie, dostrzegłem jedynie jej niesamowite oczy. Miała oczy, które zawsze się śmiały, nawet gdy było już bardzo źle, wciąż były pełne nadziei. Miała w nich to coś, co sprawia, że nie sposób jej spojrzenia zapomnieć. Lilianka też ma to „coś” w oczach. A poza wszystkim, jak nie zwrócić uwagi na dziewczynę, która ma ponad 190 cm wzrostu.
Była zdrowa, gdy się poznaliście?
Nie, chorowała przecież od 17. roku życia. Nieustannie walczyła z chorobą, raz było lepiej, raz gorzej. Ludzie znali ją z meczów, na których dawała z siebie wszystko, nikt nie widział jej potem w szatni albo w hotelu, gdy odpoczywała. Nie opowiadała o tym, jak wielką płaciła cenę za swoją pasję. Loty samolotem, zmiany klimatu, ciśnienia, wszystko to sprawiało, że choroba rozwijała się szybciej. Chyba sądziła, że zdoła ją oszukać. Agata czerpała z życia garściami. Teraz myślę, że to cecha ludzi, którzy przeczuwają, że mają zbyt mało czasu, by cokolwiek odkładać na potem. Żyją tak, jakby nie było choroby.
Rozmawialiście o tym, jak będziecie wychowywać małą?
Agata nie robiła dalekosiężnych planów. Gdy w czasie ciąży po każdej kolejnej transfuzji chciała na kilka dni wrócić do domu, pani doktor mówiła: „Nie wypuszczę pani”. Bezpieczniej w takiej sytuacji nie nastawiać się na nic, a jeśli się uda, traktować to jako miłą niespodziankę. Jedyne, co planowaliśmy, to wyjazd do Chorwacji, w trójkę, z Lilianką. Bo tam spędziliśmy wakacje życia. W trójkę do Chorwacji już nigdy nie pojedziemy, ale Lilianę zabiorę do tych samych miejsc.
A jak przyjął pan postulat, by rozpocząć starania o ogłoszenie Agaty świętą? Choćby ksiądz Boniecki stwierdził, że są ku temu podstawy.
Ksiądz Boniecki powiedział jedynie, że z punktu widzenia religii chrześcijańskiej postawa heroicznej miłości, wybór życia dziecka i poświęcenie swojego dają przesłanki. I tylko tyle. To, że zrobiono wokół tego szum, a kilka osób miało okazję promować się, to już inna historia. Tak jak mówił Jan Paweł II, powinno upłynąć wiele lat, by zacząć się nad tym zastanawiać.
Kiedyś na pewno znajdą się też usłużni, którzy powiedzą: twoja mama poświęciła dla ciebie życie.
Będę musiał Liliankę na to przygotować. Muszę pokazać jej mamę nie tylko jako świetną sportsmenkę, ale i jako osobę, dla której to ona była największym skarbem. Musi wiedzieć, że Agata walczyła właśnie o to, by ona zjawiła się na świecie. Na razie tylko przy grobie mówię, że tutaj mama odpoczywa i czeka, aż kiedyś do niej dołączymy. Ale Lilianka jest jeszcze za mała, by to zrozumieć. Mam jednak poczucie, że Agata przygląda się nam z góry i widzi, jak bardzo się staram.
Pana fachowość musi robić wrażenie na innych ojcach.
Żony moich kolegów zapowiadają, że przyślą niektórych na przeszkolenie do mnie. Odkąd jestem na urlopie wychowawczym, a wcześniej na tzw. tacierzyńskim, tak naprawdę cały mój świat kręci się wokół małej. I gdy np. koledzy ciągną mnie do pubu, mnie to nie rusza. Moje rozmowy dotyczą częściej jakości pieluszek, koloru kupek, zdrowych zupek. Chyba bardziej czuję się mamą Lilki niż tatą.
Agata przegrała walkę o własne życie, ale wygrała prócz życia córeczki inną wielką sprawę.
Także dlatego jej walka z chorobą miała szczególny sens. Powstał nawet specjalny fanklub honorowych dawców krwi „dla Agaty”. Po zakwalifikowaniu się do przeszczepu trafiła tu, gdzie teraz rozmawiamy – do Fundacji Przeciwko Leukemii na warszawskim Bemowie. Po śmierci Agaty, gdy fundację nazwano jej imieniem, poproszono mnie, żebym został jej prezesem. Coraz częściej zastanawiam się: może Agata miała do wypełnienia szczególną misję? Nieraz mówiła, że w Polsce zbyt mało wykonuje się przeszczepów szpiku. Chciała zmienić tę sytuację. To było jej marzenie, niemal tak wielkie, jak chęć zostania mamą. A teraz w jego realizowaniu pomaga małoletnia wiceprezes Liliana, która okazuje się być dobra na wszystko. Czaruje tych, którzy przychodzą zarejestrować się do banku szpiku, tych, którzy mimo choroby chcą mieć dziecko, i tych, którzy go nie chcą, a patrząc na nią, zmieniają zdanie.
Zbyt wcześnie, by o to pytać. Ale jest pan młodym człowiekiem, tatą małej dziewczynki, która jednak…
…będzie potrzebowała mamy, kobiety? Można być superojcem, ale są sprawy, o których córka niekoniecznie z nim chciałaby rozmawiać. Taki jest porządek świata. Chce pani spytać, czy po tym, co przeżyliśmy z Agatą, chciałbym być kiedyś z inną kobietą?
Tak. Mniej więcej, i to bez poczucia zdrady wobec Agaty. Nikt nie jest stworzony do życia w pojedynkę.
To prawda. Agata chciała, żebyśmy byli szczęśliwi. Wierzę, że nad wszystkim czuwa, i jeśli już, to ona pomoże mi znaleźć kobietę dobrą dla małej i dla mnie. Może tak będzie. Ale nic na siłę. Na razie mamy z Lilianką siebie. To naprawdę bardzo wiele.
Wszystkim pragnącym wspomóc Fundację im. Agaty Mróz-Olszewskiej i przekazać 1 proc. podatku na badania potencjalnych dawców szpiku, podajemy dane: Fundacja Przeciwko Leukemii im. Agaty Mróz-Olszewskiej NR KRS: 0000151978. 28 marca fundacja będzie brała udział w półmaratonie warszawskim pod hasłem „Bieg po szpik”, który ma być manifestem solidarności z chorymi i zachętą do pomocy.