GwiazdyPrawie rok od śmierci Agaty Mróz

Prawie rok od śmierci Agaty Mróz

Po mamie ma usta, ge­sty i to coś w oczach, cze­go nie da się za­po­mnieć. Có­recz­ka Aga­ty Mróz i Jac­ka Ol­szew­skie­go skończyła 11 miesięcy. Te­raz Jackowi została tylko ona. To bar­do wie­le.

Prawie rok od śmierci Agaty Mróz
Źródło zdjęć: © Krzysztof Dubiel

27.12.2009 | aktual.: 27.05.2010 10:29

Po mamie ma usta, gesty i to coś w oczach, czego nie da się zapomnieć. Córeczka Agaty Mróz i Jacka Olszewskiego skończyła 11 miesięcy. Teraz Jackowi została tylko ona. To bardzo wiele. _ Muszę przede wszystkim zadbać, by mała miała szczęśliwe dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa, normalny dom_– twierdzi ojciec dziewczynki, który sam pełni teraz rolę obu rodziców.

SUK­CES: Chcia­łam za­cząć od py­ta­nia, jak cho­wa się Li­lia­na, ale pa­trząc na nią, chy­ba znam od­po­wiedź. Jest ra­do­sna i pięk­na jak jej ma­ma. Trud­no uwie­rzyć, że uro­dzi­ła się dwa mie­sią­ce przed ter­mi­nem.

To praw­da, Li­lian­ka ma się rów­nie świet­nie, jak wy­glą­da. Ostat­nio co praw­da do­pa­dła nasgry­pa, ale ma­ła znacz­nie lżej ją prze­cho­dzi­ła niż mnó­stwo dzie­ci wo­kół. 4 kwiet­nia skoń­czy ro­czek i choć po na­ro­dzi­nach wa­ży­ła za­le­d­wie dwa kilogramy, już zdą­ży­ła prze­go­nić wie­lu ró­wie­śni­ków. Na­sza cór­ka jest oka­zem zdro­wia. Z każ­dym dniem wi­dzę też co­raz więk­sze po­do­bień­stwo do Aga­ty. Te sa­me pięk­ne usta, bro­da, owal twa­rzy, ge­sty Aga­ty… Tyl­ko oczy ma mo­je, ciem­ne.

Jest pan te­raz i ta­tą, i ma­mą jed­no­cze­śnie. Jak so­bie pan ra­dzi?

Le­ka­rze są za­chwy­ce­ni tym, jak Lil­ka wy­glą­da, czy­li chy­ba ra­dzę so­bie od 11 mie­się­cy nie­źle. Ale zwłasz­cza na po­cząt­ku nie da­li­by­śmy so­bie ra­dy, gdy­by nie po­moc ma­my. Mu­sia­łem być u Aga­ty co­dzien­nie. Ona sa­ma tak na­praw­dę tyl­ko dwa dni by­ła ma­mą, po­tem wi­dy­wa­ła ma­łą przez szy­bę.

Żo­na uru­cha­mia­ła w lu­dziach naj­lep­sze in­stynk­ty. Gdy by­ło już wia­do­mo, że go­to­wa jest po­świę­cić wła­sne zdro­wie dla cór­ki, sta­ła się nie­mal bo­ha­ter­ką na­ro­do­wą.

Z tym róż­nie by­wa­ło. Jej de­cy­zja wy­wo­ła­ła skraj­ne re­ak­cje. Te ne­ga­tyw­ne moż­na by­ło zna­leźć na in­ter­ne­to­wych fo­rach – zwy­kle pi­sa­li lu­dzie, któ­rzy po­ję­cia nie mie­li, co Aga­ta czu­je, bo ni­gdy nie zna­leź­li się w po­dob­nej sy­tu­acji. Przez dłu­gie mie­sią­ce le­że­nia w szpi­ta­lach je­dy­nym łącz­ni­kiem ze świa­tem był dla niej in­ter­net. Pro­si­łem, by nie czy­ta­ła tych bzdur, ale i tak to ro­bi­ła. Nie mo­gła po­jąć, jak lu­dzie mo­gą osą­dzać z ta­ką ła­two­ścią czyjś wy­bór! Ci wszy­scy z ta­kim prze­ko­na­niem twier­dzą­cy, że to sie­bie po­win­na ra­to­wać, nie de­cy­do­wać się na dziec­ko, nie mie­li pra­wa jej po­uczać.

To by­ły po­je­dyncze ko­menta­rze?

Ale Aga­ta prze­ży­wa­ła je. A prze­cież nie by­ło pew­no­ści, że je­śli, jak ra­dzi­ła więk­szość le­ka­rzy, usu­nie cią­żę i prze­szczep od­bę­dzie się na­tych­- miast, to ją ura­tu­je. Być mo­że ode­szła­by i nie by­ło­by Li­lia­ny. Zo­stać mat­ką to by­ło jej naj­więk­sze ma­rze­nie. Wie­dzia­ła, że po prze­szcze­pie szan­se na dziec­ko bę­dą mi­ni­mal­ne. Za­ry­zy­ko­wa­ła więc. Bia­łacz­ka, a w przy­pad­ku Aga­ty mie­lo­dy­spla­zja szpi­ku, to jed­na wiel­ka lo­te­ria. Cza­sem o wy­ni­ku le­cze­nia de­cy­du­je łut szczę­ścia. Nam za­bra­kło kil­ku go­dzin, by szpik za­czął dzia­łać. Aga­tę za­bi­łabak­te­ria, z któ­rą zdro­wy czło­wiek pew­nie by so­bie po­ra­dził. Ale sta­ra­li­śmy się my­śleć po­zy­tyw­nie, nikt nie za­kła­da prze­cież naj­gor­sze­go. Zwłasz­cza że dziew­czy­nom z bia­łacz­ką wła­śnie w cią­ży zda­rza­ją się tzw. cu­dow­ne ozdro­wie­nia.

Pa­mię­tam, jak Aga­ta, zmę­czo­na cho­ro­bą, od­izo­lo­wa­na od lu­dzi, cze­ka­ła na prze­szczep. Jej opty­mizm był nie­praw­dop­odob­ny.

Nie­sa­mo­wi­ty opty­mizm to był jej znak roz­po­znaw­czy. Na­wet kie­dy przy­cho­dzi­li­śmy pod kli­ni­kę i po­ka­zy­wa­łem jej przez okno ma­łą, wi­dzia­łem, jak śmia­ły się jej oczy. Tę ogrom­ną si­łę da­wa­ła jej myśl o dziec­ku i prze­ko­na­nie, że za­bieg mu­si się udać, bo prze­cież ma dla ko­go żyć.

Za­sta­na­wia się pan cza­sem, jak po­to­czy­ło­by się wszyst­ko, gdy­by żo­na po­sta­no­wi­ła, że ra­tu­je naj­pierw sie­bie? Co­fa pan w wy­obraź­ni czas?

Nie. To by­ła przede wszyst­kim jej de­cy­zja, a ta­kie „gdy­ba­nie” do ni­cze­go po­za de­pre­sją nie pro­wa­dzi. Nie mo­gę so­bie na to po­wo­lić, mu­szę przede wszyst­kim za­dbać, by ma­ła mia­ła szczę­śli­we dzie­ciń­stwo, po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, nor­mal­ny dom. Li­lian­ka jest te­raz naj­waż­niej­sza.

Wiem, że to trud­ne py­ta­nie, ale przy ca­łym opty­miz­mie żo­ny, czy roz­ma­wia­li­ście o tym, co bę­dzie, jeśli za­bieg się nie uda?

Pa­mię­tam tyl­ko jed­ną ta­ką roz­mo­wę. Aga­ta po­wie­dzia­ła wte­dy, że je­dy­ne, cze­go so­bie nie wy­obra­ża, to te­go, by kto­kol­wiek in­ny po­za mną wy­cho­wy­wał Li­lian­kę. Do koń­ca wie­rzy­ła jed­nak, że wró­ci do nas. Czu­ła się po prze­szcze­pie do­brze, a dwa ostat­nie dni, gdy nie­spo­dzie­wa­nie ujaw­ni­ła się in­fek­cja, spę­dzi­ła w far­ma­ko­lo­gicz­nej śpiącz­ce.

Nie ma w pa­nu po­czu­cia nie­spra­wie­dli­wo­ści, pre­ten­sji do Bo­ga, lo­su, chę­ci wy­krzy­cze­nia py­ta­nia: cze­mu ona? Do­bra, ko­cha­ją­ca i ta­ka mło­da?

Pew­nie, że jest, ale ono by­ło­by znacz­nie do­tkliw­sze, gdy­by nie by­ło Li­lian­ki. Nie wiem, jak ­bym so­bie wte­dy po­ra­dził. Sa­ma Aga­ta ni­gdy się nie skar­ży­ła. Ja rów­nież sta­ram się nie my­śleć w ten spo­sób. Ro­bię wszyst­ko, by za­cho­wać w pa­mię­ci wspa­nia­łe chwi­le, i je­stem wdzięcz­ny lo­so­wi, że po­zwo­lił mi spo­tkać ko­goś tak nie­zwy­kłe­go. By­li­śmy ra­zem tyl­ko dwa la­ta, ale łą­czy­ło nas coś wręcz ma­gicz­ne­go. Coś nie­sa­mo­wi­te­go, co chy­ba rzad­ko przy­da­rza się lu­dziom. Mi­łość od pierw­sze­go wej­rze­nia. I od po­cząt­ku prze­ko­na­nie, że spo­tka­ło się tę je­dy­ną oso­bę, z któ­rą chce się spę­dzić ży­cie. Do­pó­ki nie po­zna­łem Aga­ty, my­śla­łem, że ta­kie hi­sto­rie zda­rza­ją się je­dy­nie w baj­kach.

Po­zna­li­ście się na za­wo­dach?

Po­zna­li­śmy się w Szczyr­ku. Aga­ta gra­ła w klu­bie w Biel­sku i w dniu swo­ich imie­nin wy­bra­ła się wła­śnie do Szczyr­ku. Wie­dzia­łem, kim jest, choć wte­dy zi­mą, w kom­bi­ne­zo­nie i wiel­kiej cza­pie, do­strze­głem je­dy­nie jej nie­sa­mo­wi­te oczy. Mia­ła oczy, któ­re za­wsze się śmia­ły, na­wet gdy by­ło już bar­dzo źle, wciąż by­ły peł­ne na­dziei. Mia­ła w nich to coś, co spra­wia, że nie spo­sób jej spoj­rze­nia za­po­mnieć. Li­lian­ka też ma to „coś” w oczach. A po­za wszyst­kim, jak nie zwró­cić uwa­gi na dziew­czy­nę, któ­ra ma po­nad 190 cm wzro­stu.

By­ła zdro­wa, gdy się po­zna­li­ście?

Nie, cho­ro­wa­ła prze­cież od 17. ro­ku ży­cia. Nie­ustan­nie wal­czy­ła z cho­ro­bą, raz by­ło le­piej, raz go­rzej. Lu­dzie zna­li ją z me­czów, na któ­rych da­wa­ła z sie­bie wszyst­ko, nikt nie wi­dział jej po­tem w szat­ni al­bo w ho­te­lu, gdy od­po­czy­wa­ła. Nie opo­wia­da­ła o tym, jak wiel­ką pła­ci­ła ce­nę za swo­ją pa­sję. Lo­ty sa­mo­lo­tem, zmia­ny kli­ma­tu, ci­śnie­nia, wszyst­ko to spra­wia­ło, że cho­ro­ba roz­wi­ja­ła się szyb­ciej. Chy­ba są­dzi­ła, że zdo­ła ją oszu­kać. Aga­ta czer­pa­ła z ży­cia gar­ścia­mi. Te­raz my­ślę, że to ce­cha lu­dzi, któ­rzy prze­czu­wa­ją, że ma­ją zbyt ma­ło cza­su, by co­kol­wiek od­kła­dać na po­tem. Ży­ją tak, jak­by nie by­ło cho­ro­by.

Roz­ma­wia­li­ście o tym, jak bę­dzie­cie wy­cho­wy­wać ma­łą?

Aga­ta nie ro­bi­ła da­le­ko­sięż­nych pla­nów. Gdy w cza­sie cią­ży po każ­dej ko­lej­nej trans­fu­zji chcia­ła na kil­ka dni wró­cić do do­mu, pa­ni dok­tor mó­wi­ła: „Nie wy­pusz­czę pa­ni”. Bez­piecz­niej w ta­kiej sy­tu­acji nie na­sta­wiać się na nic, a je­śli się uda, trak­to­wać to ja­ko mi­łą nie­spo­dzian­kę. Je­dy­ne, co pla­no­wa­li­śmy, to wy­jazd do Chor­wa­cji, w trój­kę, z Li­lian­ką. Bo tam spę­dzi­li­śmy wa­ka­cje ży­cia. W trój­kę do Chor­wa­cji już ni­gdy nie po­je­dzie­my, ale Li­lia­nę za­bio­rę do tych sa­mych miejsc.

A jak przy­jął pan po­stu­lat, by roz­po­cząć sta­ra­nia o ogło­sze­nie Aga­ty świę­tą? Choć­by ksiądz Bo­niec­ki stwier­dził, że są ku te­mu pod­sta­wy.

Ksiądz Bo­niec­ki po­wie­dział je­dy­nie, że z punk­tu wi­dze­nia re­li­gii chrze­ści­jań­skiej po­sta­wa he­ro­icz­nej mi­ło­ści, wy­bór ży­cia dziec­ka i po­świę­ce­nie swo­je­go da­ją prze­słan­ki. I tyl­ko ty­le. To, że zro­bio­no wo­kół te­go szum, a kil­ka osób mia­ło oka­zję pro­mo­wać się, to już in­na hi­sto­ria. Tak jak mó­wił Jan Pa­weł II, po­win­no upły­nąć wie­le lat, by za­cząć się nad tym za­sta­na­wiać.

Kie­dyś na pew­no znaj­dą się też usłuż­ni, któ­rzy po­wie­dzą: two­ja ma­­ma po­świę­ci­ła dla cie­bie ży­cie.

Bę­dę mu­siał Li­lian­kę na to przy­go­to­wać. Mu­szę po­ka­zać jej ma­mę nie tyl­ko ja­ko świet­ną spor­t­smen­kę, ale i ja­ko oso­bę, dla któ­rej to ona by­ła naj­więk­szym skar­bem. Mu­si wie­dzieć, że Aga­ta wal­czy­ła wła­śnie o to, by ona zja­wi­ła się na świe­cie. Na ra­zie tyl­ko przy gro­bie mó­wię, że tu­taj ma­ma od­po­czy­wa i cze­ka, aż kie­dyś do niej do­łą­czy­my. Ale Li­lian­ka jest jesz­cze za ma­ła, by to zro­zu­mieć. Mam jed­nak po­czu­cie, że Aga­ta przy­glą­da się nam z gó­ry i wi­dzi, jak bar­dzo się sta­ram.

Pana fa­cho­wość mu­si ro­bić wra­że­nie na in­nych oj­cach.

Żo­ny mo­ich ko­le­gów za­po­wia­da­ją, że przy­ślą nie­któ­rych na prze­szko­le­nie do mnie. Od­kąd je­stem na urlo­pie wy­cho­waw­czym, a wcze­śniej na tzw. ta­cie­rzyń­skim, tak na­praw­dę ca­ły mój świat krę­ci się wo­kół ma­łej. I gdy np. ko­le­dzy cią­gną mnie do pu­bu, mnie to nie ru­sza. Mo­je roz­mo­wy do­ty­czą czę­ściej ja­ko­ści pie­lu­szek, ko­lo­ru ku­pek, zdro­wych zu­pek. Chy­ba bar­dziej czu­ję się ma­mą Lil­ki niż ta­tą.

Aga­ta prze­gra­ła wal­kę o wła­sne ży­cie, ale wy­gra­ła prócz ży­cia có­recz­ki in­ną wiel­ką spra­wę.

Tak­że dla­te­go jej wal­ka z cho­ro­bą mia­ła szcze­gól­ny sens. Po­wstał na­wet spe­cjal­ny fan­klub ho­no­ro­wych daw­ców krwi „dla Aga­ty”. Po za­kwa­li­fi­ko­wa­niu się do prze­szcze­pu tra­fi­ła tu, gdzie te­raz roz­ma­wia­my – do Fun­da­cji Prze­ciw­ko Leu­ke­mii na war­szaw­skim Be­mo­wie. Po śmier­ci Aga­ty, gdy fun­da­cję na­zwa­no jej imie­niem, po­pro­szo­no mnie, że­bym zo­stał jej pre­ze­sem. Co­raz czę­ściej za­sta­na­wiam się: mo­że Aga­ta mia­ła do wy­peł­nie­nia szcze­gól­ną mi­sję? Nie­raz mó­wi­ła, że w Pol­sce zbyt ma­ło wy­ko­nu­je się prze­szcze­pów szpi­ku. Chcia­ła zmie­nić tę sy­tu­ację. To by­ło jej ma­rze­nie, nie­mal tak wiel­kie, jak chęć zo­sta­nia ma­mą. A te­raz w je­go re­ali­zo­wa­niu po­ma­ga ma­ło­let­nia wi­ce­pre­zes Li­lia­na, któ­ra oka­zu­je się być do­bra na wszyst­ko. Cza­ru­je tych, któ­rzy przy­cho­dzą za­re­je­stro­wać się do ban­ku szpi­ku, tych, któ­rzy mi­mo cho­ro­by chcą mieć dziec­ko, i tych, któ­rzy go nie chcą, a pa­trząc na nią, zmie­nia­ją zda­nie.

Zbyt wcze­śnie, by o to py­tać. Ale jest pan mło­dym czło­wie­kiem, ta­tą ma­łej dziew­czyn­ki, któ­ra jed­nak…

…bę­dzie po­trze­bo­wa­ła ma­my, ko­bie­ty? Moż­na być su­peroj­cem, ale są spra­wy, o któ­rych cór­ka nie­ko­niecz­nie z nim chcia­ła­by roz­ma­wiać. Ta­ki jest po­rzą­dek świa­ta. Chce pa­ni spy­tać, czy po tym, co prze­ży­li­śmy z Aga­tą, chciałbym być kie­dyś z in­ną ko­bie­tą?

Tak. Mniej wię­cej, i to bez po­czu­cia zdra­dy wo­bec Aga­ty. Nikt nie jest stwo­rzo­ny do ży­cia w po­je­dyn­kę.

To praw­da. Aga­ta chcia­ła, że­by­śmy by­li szczę­śli­wi. Wie­rzę, że nad wszyst­kim czu­wa, i je­śli już, to ona po­mo­że mi zna­leźć ko­bie­tę do­brą dla ma­łej i dla mnie. Mo­że tak bę­dzie. Ale nic na si­łę. Na ra­zie ma­my z Li­lian­ką sie­bie. To na­praw­dę bar­dzo wie­le.

Wszyst­kim pra­gną­cym wspo­móc Fun­da­cję im. Aga­ty Mróz­-Ol­szew­skiej i prze­ka­zać 1 proc. po­dat­ku na ba­da­nia po­ten­cjal­nych daw­ców szpi­ku, po­da­je­my da­ne: Fun­da­cja Prze­ciw­ko Leu­ke­mii im. Aga­ty Mróz­-Ol­szew­skiej NR KRS: 0000151978. 28 mar­ca fun­da­cja bę­dzie bra­ła udział w pół­ma­ra­to­nie war­szaw­skim pod ha­słem „Bieg po szpik”, któ­ry ma być ma­ni­fe­stem so­li­dar­no­ści z cho­ry­mi i za­chę­tą do po­mo­cy.

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
Komentarze (12)