Blisko ludziRóża skończyła administrację, w Niemczech od 5 lat jest sprzątaczką. "Czuję się nikim"

Róża skończyła administrację, w Niemczech od 5 lat jest sprzątaczką. "Czuję się nikim"

30-letnia Róża 5 lat temu wyjechała do Niemiec, gdzie mieszka z mężem i dwójką dzieci. Zawsze marzyła o pracy w międzynarodowej firmie. Przeprowadzka szybko zweryfikowała jej plany. Stanęła przed wyborem - albo praca sprzątaczki, albo brak pieniędzy na utrzymanie rodziny.

Róża skończyła administrację, w Niemczech od 5 lat jest sprzątaczką. "Czuję się nikim"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Ewelina Miszczuk, WP Kobieta: Jesteś wykształcona, znasz dobrze niemiecki. Dlaczego zdecydowałaś się podjąć pracę sprzątaczki w Niemczech?

Róża Kusyk: Oprócz tego, że jestem osobą wykształconą, to mam rodzinę i jesteśmy za granicą sami. Nie mamy pomocy babć, dziadków, wujków, cioć. Ta praca jest na tyle elastyczna, że mogę ją dostosować do godzin kursu, pracy żłobka. Chcąc pójść do normalnej, 8-godzinnej pracy, muszę doliczyć czas na dojazd, odprowadzenie dzieci do szkoły i przedszkola i przyprowadzenie ich do domu. A w Niemczech opłata za przedszkole, żłobek i świetlicę w szkole jest uzależniona od tego, ile godzin dziecko tam spędza.

Próbowałaś szukać pracy w innych miejscach? Gdzie wysyłałaś CV?
Najpierw do firm logistycznych, kurierskich, biurowych. Już później, gdy dostawałam ciągle odmowy, to już zaczęłam wysyłać wszędzie: na sprzedawcę do różnych sklepów, do drogerii. I w każdym miejscu według rekruterów moje wykształcenie było nieadekwatne do danego stanowiska, albo odrzucali moje CV, nie podając w ogóle żadnej konkretnej przyczyny.

Często byłaś sfrustrowana?
Bardzo często. Te odmowy były bardzo osobistym uderzeniem w moje kompetencje. Bardzo mnie to bolało, bo się starałam i dużo poświęciłam, żeby się nauczyć tego języka. Ktoś normalnie wieczorem spędza czas przed telewizorem albo na rozmowie z mężem, a ja siedzę i uczę się niemieckiego. I tak wygląda moje życie od 5 lat.

Opisałaś swoją historię na jednej z grup na Facebooku. Napisałaś, że nienawidzisz siebie za to, że jesteś sprzątaczką. To bardzo mocne słowa.
Nie uważam, że osoby sprzątające, to są złe osoby czy jakieś totalnie głupie. Po prostu ja przez całe życie bardzo dużo od siebie wymagałam i zawsze robiłam wszystko na 100 procent. Aż ciężko o tym mówić (łamiący się głos). Czuję się nikim. Dla mnie najgorsze jest to, że gdy przyjeżdżam do Polski, wstydzę się mówić, gdzie pracuję. Wstydzę się mówić swoim dzieciom, co robię, jak wygląda moja praca.

Twoje dzieci nie wiedzą, co robisz?
Mój syn jeszcze tego nie rozumie. Moja córka wie, co robię, ale nie chce, żebym sprzątała w domu u jej kolegów albo koleżanek ze szkoły. Bo to jest jednak mała miejscowość i tutaj się wszyscy znają, tak jak w polskim małym miasteczku. To nie jest też tak, że zawód sprzątaczki jest w Niemczech źle postrzegany. Jest też dużo Niemek, które tu sprzątają. Ale z dziećmi jest inaczej.

Myślisz, że twoja córka wstydziłaby się przed kolegami i koleżankami tego, co robisz?
Myślę, że tak. Córka chodziła na treningi piłki ręcznej i tam był taki chłopak, u którego sprzątam w domu. Już wiedziała wtedy, czym się zajmuje. Któregoś dnia zobaczyła, jak rozmawiam z jego matką o pracy i od tego momentu już więcej nie chciała tam chodzić. Nie wiem, czy to było spowodowane tym, że usłyszała tę rozmowę czy tym, że ktoś jej coś powiedział. To nie jest tak, że dzieci mnie odbierają negatywnie przez to, czym się zajmuje. Ale wiedzą, że nie jestem szczęśliwa, one to odczuwają - że coś jest nie tak.

Próbowałaś z nimi rozmawiać na ten temat? W końcu żadna praca nie hańbi. Wytłumaczyć im, że to praca jak każda inna, dzięki której mogą dostawać zabawki czy słodycze?
Tego typu rozmowy mieliśmy z nimi przeprowadzane, ale nie poświęcamy temu tematowi dużo czasu, tak po prostu.

A czym zajmuje się twój mąż?
Pracuje jako pracownik budowlany, robi konstrukcje dachowe z drewna.

To właśnie jego praca sprawiła, że przeprowadziliście do Niemiec?
Tak, całym motorem, pomysłodawcą tego wyjazdu był mój mąż. 7 lat temu, po urodzeniu się naszego pierwszego dziecka, gdy córka miała miesiąc, wyjechał za granicę do pracy. Wtedy sytuacja w Polsce była inna niż teraz, było naprawdę ciężko. Mieszkaliśmy w małej wiosce, na Podkarpaciu, więc tych pieniędzy nie było zbyt dużo. Później planowaliśmy ślub, więc jeszcze doszły koszty wesela. Pojechał na nie zarobić, a później spodobało mu się i został. Chciał, żebyśmy przyjechały do niego i przeprowadziłyśmy się tam po niecałym 1,5 roku.

Jak zareagowałaś na pomysł męża, żeby wyjechać za granicę? Miałaś na początku jakieś obawy, wątpliwości?
Oczywiście, że miałam. Mój niemiecki był na poziomie "Dzień dobry" i liczenia do 10-ciu, więc to była tragedia. Ja jeszcze w ogóle wtedy robiłam studia magisterskie. Pisałam magisterkę już z Niemiec, przyleciałam na obronę już stamtąd. Nie byłam zbyt zadowolona. Ale ja pochodzę z rodziny, w której rodzice żyli przez całe życie osobno, bo zawsze jedno z nich pracowało za granicą. Pamiętam dni, kiedy była tylko mama, albo tylko tata. I dla mnie było bardzo ważne, żeby moje dzieci miały obydwoje rodziców. Nie chcieliśmy powielać schematu z mojego dzieciństwa. Chociaż liczyłam się z tym, gdy wyjeżdżałam z Polski, że będzie mi bardzo ciężko pod względem zawodowym. Wiedziałam, że może nie będę pracować albo dopiero później będę się realizowała zawodowo.

Kiedy było ci najtrudniej?
Gdy słyszałam, że ktoś ze znajomych w Polsce zaczyna pracować w takim biurze, na takim stanowisku, w takiej firmie. Nie wiem, czy to było spowodowane zazdrością czy tym, że ja też bym tak chciała. Były takie momenty, że czułam się tak, jakbym sama poniżała siebie tym, co robię. Myślałam sobie: "Nie, ja już nie dam rady tego więcej robić. Bo jeszcze bardziej siebie znienawidzę za to, że robię to, a nie wykonuje zawodu, który w moich oczach jest godny szacunku". Ja przez całe swoje życie miałam plan na moją drogę zawodową. Chciałam robić coś konkretnego robić i dążyłam do tego. Chodziłam do szkół, uczyłam się, robiłam kursy. I wylądowałam w miejscu, w którym się nie realizuję.

Obraz
© Archiwum prywatne

A próbowałaś rozmawiać z mężem, gdy pojawił się pomysł wyjazdu? Powiedzieć mu, że wasza przeprowadzka to może nie jest dobry pomysł, że może być ciężko z pracą dla ciebie, bo nie znasz języka?
Ja od razu po przyjeździe do Niemczech poszłam na kurs niemieckiego. Nie wybiegaliśmy tak w przyszłość – co będzie z moją pracą, jak to wszystko będzie. Mąż mnie przekonywał, że to tylko na chwilę, odłożymy trochę pieniędzy i wrócimy do Polski. Najpierw był taki deadline, dopóki córka nie pójdzie do szkoły. Moja córka jest teraz w 2 klasie i jesteśmy ciągle w Niemczech.

Na kiedy wyznaczyliście następny deadline?
Deadlinem miały być wakacje tego roku, ale teraz to, że jestem w ciąży, też troszeczkę nam zmienia plany. Urodziłam syna w Niemczech i wiem, że dla mnie jako kobiety z małym dzieckiem będzie lepiej chociaż pierwszy rok jego życia spędzić tutaj. Opieka medyczna dla dziecka jest darmowa do 16. roku życia. Nie płacimy za żadne leki, szczepionki, wizyty. Wszystko pokrywa nasza kasa chorych. Po tym czasie chciałabym wrócić do Polski.

Boisz się powrotu do Polski?
Bardzo. Bardziej chyba niż wyjazdu za granicę.

Czego najbardziej?
Boję się, że nasza sytuacja się nagle diametralnie zmieni, że nie znajdę dobrze płatnej pracy, dzięki której będę mogła opłacić kredyt na dom i żyć jako tako. Tego, że w ogóle będę miała problem ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy.

A jaka jest twoja wymarzona praca?
Zawsze chciałam pracować w języku angielskim w międzynarodowej firmie, podróżować. Z czasem życie trochę zmodyfikowało moje pragnienia. Teraz chciałabym, żeby ta praca była związana z językiem niemieckim, bo nadal chcę się rozwijać lingwistycznie. Gdy przychodzą ciężkie momenty, moja praca marzeń to po prostu jakiekolwiek zajęcie niezwiązane ze sprzątaniem, w którym będę mogła pracować głową.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (525)