Rozmawiała z księdzem o chrzcie dziecka. "Nogi się pode mną ugięły"
Kamila, myśląc o wyborze chrzestnych dla syna, ma przed oczami teściową. - Zaczęła mnie szantażować - wyznaje. Łatwej sytuacji nie miała też Katarzyna. Rozmowę o rodzicach chrzestnych dla córki z proboszczem zapamięta do końca życia. - Zrobił mi awanturę, jak mogłam zaproponować takich "bezbożników" - wspomina.
04.05.2024 | aktual.: 04.05.2024 12:37
Organizacja przyjęcia, ustalanie formalności z księdzem, próba dogodzenia rodzinie… Chrzest dziecka dla wielu rodziców jest prawdziwym wyzwaniem. Bardzo często w takiej sytuacji dochodzi do starć pomiędzy bliskimi osobami, które mają odmienną wizję, co do tego, jak powinien wyglądać ten ważny dzień. - Teściowa zaczęła mnie szantażować, że nie przyjdzie na chrzciny wnuka. Mąż był zdenerwowany, prosił, żebym odpuściła - wyznaje Kamila, która dziś żałuje, że dała się "urobić" rodzinie męża.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Proboszcz odmówił chrztu. "Praktycznie zrobił mi awanturę"
Katarzyna mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości od kilkunastu lat. W niewielkiej wsi praktycznie wszyscy się znają. Nie wyobrażała sobie, aby chrzest najmłodszego dziecka odbył się gdzie indziej.
- Z pierwszą dwójką nie było żadnych problemów. Niestety później w naszej parafii pojawił się nowy proboszcz. Zależało nam, aby ojcem chrzestnym został brat męża, a chrzestną jego partnerka. Mamy bardzo dobre relacje, często wyjeżdżamy razem na wakacje, obydwoje świetnie też dogadują się z naszymi starszakami. To był oczywisty wybór - opowiada 33-latka.
Przy pierwszym spotkaniu duchowny zapisał potrzebne informacje i wydawało się, że wszystko pójdzie gładko. Jednak przy następnej wizycie, proboszcz zrobił zaskoczonej Katarzynie wykład.
- Dowiedział się, że rodzice chrzestni są parą przed ślubem. Przeżegnał się przy mnie i powiedział, że córka nie otrzyma chrztu z takimi chrzestnymi. Praktycznie zrobił mi awanturę, jak mogłam zaproponować takich "bezbożników". Nogi się pode mną ugięły, bo do ceremonii zostało niewiele czasu. Proboszcz był nieugięty i musiałam szukać innych chrzestnych na ostatnią chwilę - opowiada rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Przełożenie chrztu i organizowanie uroczystości w innej parafii nie wchodziło w grę. Wszyscy goście byli już zaproszeni, a część rodziny specjalnie przyjeżdżała z zagranicy.
- Było mi potwornie głupio, gdy odbywaliśmy rozmowę z bratem męża. Zarówno on, jak i jego partnerka mieli przyjęte wszystkie sakramenty, sami wkrótce mieli się pobrać - dodała Katarzyna.
Ostatecznie chrzestnymi zostali dalszy kuzyn i ciotka Katarzyny, która kręciła nosem, "bo wiadomość przyszła tak późno". - Czułam się upokorzona. Po chrzcinach przestałam chodzić do tego kościoła. Mam nadzieję, że w parafii za niedługo zmieni się proboszcz.
"Zgodziłam się dla dobra rodziny"
Rok temu wraz z mężem syna ochrzciła Kamila. Jak sama przyznała, niechętnie zgodziła się na tę ceremonię, ponieważ sama określa się jako osoba "wierząca, niepraktykująca", ponieważ niepokoi ją to, co dzieje się w Kościele.
- Przystałam na to, bo wiedziałam, że to ważne dla męża. Zgodziłam się dla dobra rodziny, zachowania tradycji. Teściowa zaczęła nalegać, aby matką chrzestną została jej córka, z którą mąż nie ma najlepszej relacji - wspomina Kamila.
Jak dodaje, wcześniej umawiała się z partnerem na to, że rodziców chrzestnych wybiorą wspólnie. Mężczyzna miał jednak problemy z postawieniem się matce. Między trójką doszło do kłótni.
- Teściowa zaczęła mnie szantażować, że nie przyjdzie na chrzciny wnuka. Mąż był zdenerwowany, prosił, żebym odpuściła, co w końcu się stało. Nie mogłam tego zrozumieć, ale on sam zawsze był maminsynkiem. Na wymagania teściowej przystałam dla własnego świętego spokoju. Zapowiedziałam od razu, że jeśli będzie chciał, aby syn poszedł do komunii, cała organizacja będzie na jego głowie - dodaje rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Ceremonia przebiegła już bez większych problemów, jednak sama Kamila żałuje, że zabrakło jej asertywności i uległa teściowej. Ta z kolei ma ciągle w planach nawrócenie synowej.
Spokojnie, ale stanowczo
Psycholożka Dorota Minta podkreśla, że nie ma innej drogi - decyzję o wyborze chrzestnych rodzinie musimy zakomunikować wprost. Choć nie są to łatwe rozmowy, zwlekanie z nimi nie ma najmniejszego sensu.
- Dla osoby wierzącej postać chrzestnego jest istotna. Jej wybór to wyłącznie kwestia rodziców. Zgodnie z wiarą, są to osoby, które, w razie nieszczęścia, będą takimi "dodatkowymi rodzicami" - zauważa psycholożka.
Jak dodaje, oczywiście możemy wysłuchać udzielanym nam rad, ale ostateczną decyzję trzeba podjąć samemu. Tak samo, jak z wyborem przedszkola dla dziecka, obowiązujących w naszym domu zasad, czy też w przypadku metod wychowawczych, jakich zamierzamy przestrzegać. Specjalistka stwierdza, że w takich sytuacjach, gdy emocje często biorą górę, "zbieramy pokłosie tego, w jaki sposób w ogóle komunikujemy się z rodziną: ulegamy, nie mówimy wprost, unikamy trudnych tematów".
- Wtedy, kiedy jest duże napięcie, niestety pojawia się zgrzyt. Nie ma innego wyjścia, jak powiedzenie otwarcie: "Bo tak wspólnie z ojcem dziecka zdecydowaliśmy. To są osoby, do których mamy zaufanie, są dla nas ważne i wierzymy, że będą miały znaczącą rolę w życiu dziecka". Mówimy wprost, bez napięcia, bez podnoszenia głosu: "Tak przemyśleliśmy i to jest najlepszy wybór. To ostateczna decyzja" - radzi Dorota Minta.
"Nie po bożemu"
Perypetiom z wyborem rodziców chrzestnych przygląda się też Ania, której bardzo religijna koleżanka od dawna zapowiadała, że jak tylko urodzi dziecko, ma już wszystko rozplanowane. Organizacja chrztu miała być prosta, niczym bułka z masłem.
- Jej mąż ma brata, ona siostrę. Od zawsze mówili, że gdy urodzi im się dziecko, to właśnie ta dwójka zostanie rodzicami chrzestnymi. Traf chciał, że ten brat na chwilę przed chrzcinami zamieszkał ze swoją narzeczoną. Matka dziecka uznała, że to nie po bożemu i wzięła kogoś innego na chrzestnego swojego dziecka. Drama na całą rodzinę, że no bez przesady, że przecież nie powinno się komuś grzechów wyliczać - wspomina Ania.
Sama rozmówczyni przyznaje, że dla niej taka sytuacja z chrzestnym nie stanowiłaby problemu. Wiedziała jednak, że koleżanka nie ustąpi.
- W tej naszej wierze jest tak, że lepiej mieć nieślubne dziecko niż przyznawać się, że mieszka z kimś bez tego sakramentu - skwitowała na koniec.
"Koleżanka się na mnie śmiertelnie obraziła"
Malwina z Joanną* znały się od wielu lat. Pół roku temu koleżanka powiedziała, że spodziewa się dziecka i chce, aby Malwina została matką chrzestną.
- Uważałam, że ten obowiązek powinien na siebie przyjąć ktoś z rodziny. Bycie chrzestną to duża odpowiedzialność. Powiedziałam, że nie czuję się odpowiednia do tej roli i odmówiłam. Koleżanka się na mnie śmiertelnie obraziła - wspomina.
Jak dodaje, od lat żyje bez ślubu z partnerem i nawet z tych względów nie uważa się w za właściwą osobę, która dziecku koleżanki "świeciłaby przykładem". Ma też wrażenie, że dostała tę propozycję, ponieważ rodzice dziecka liczyli na ich hojność względem przyszłego chrześniaka.
- Pierwszemu dziecku zawsze przynosiliśmy jakieś prezenty. Sama prowadzę własny, dobrze prosperujący biznes, partner również dobrze zarabia. Miałam poczucie, że ta propozycja została mi złożona, bo koleżanka "poleciała na kasę". Ma cztery siostry, z którymi jest bardzo zżyta. Dlaczego nie poprosiła żadnej z nich? - zastanawia się Malwina.
Pół roku później Joanna nadal bardzo chłodno obchodzi się z koleżanką. Rozmawiają ze sobą raz na kilka tygodni.
- Teraz jak o tym myślę, tym bardziej widzę, że chyba aż tak bardzo jej nie zależało na tej przyjaźni. Gdybym miała znaleźć się w tej sytuacji raz jeszcze, postąpiłabym dokładnie tak samo - kwituje na koniec.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
*Imiona zmienione na prośbę bohaterki
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl