GwiazdyRubik- nieważne gdzie, ważne z kim

Rubik- nieważne gdzie, ważne z kim

W branży od lat, sławny od niedawna, kompozytor i multiinstrumentalista, o którym w przyszłości może być głośno daleko poza granicami kraju. Piotr Rubik twierdzi, że jest materiałem na obywatela świata, ponieważ dobrze czuje się w wielu krajach.

Rubik- nieważne gdzie, ważne z kim
Źródło zdjęć: © AKPA

02.02.2007 13:53

W branży od lat, sławny od niedawna, kompozytor i multiinstrumentalista, o którym w przyszłości może być głośno daleko poza granicami kraju. Piotr Rubik twierdzi, że jest materiałem na obywatela świata, ponieważ dobrze czuje się w wielu krajach.

Kiedy zauważył Pan, że w głowie mieszkają nieodkryte dźwięki?

Dość wcześnie, jako kilkulatek, miałem wtedy cztery, może pięć lat.

Co dorośli postanowili z tym zrobić?

W wieku sześciu lat wysłali mnie do szkoły muzycznej.

Był Pan ozdobą wszystkich szkolnych akademii?

Nie chodziłem do normalnej szkoły, więc nie byłem atrakcją apeli. Natomiast w szkole muzycznej koncerty były wpisane w rozkład zajęć.

Kiedy się Panu najlepiej komponuje?

Kiedy mam nóż na gardle (śmieje się). Gdy wiem, że mam termin, to nuty przychodzą same.

A kiedy wszystko się wali?

Nie waliło mi się jeszcze.

Nie zaczynał Pan nigdy życia od początku?

Kiedy poznaję kogoś, w pewien sposób zawsze zaczynam je od początku. Rok temu zakochałem się, to dobry przykład.

Imponuje mi Pan, bo miał siłę i odwagę wiele lat czekać na swoją drugą połowę. Można było ożenić się, by nie być samemu, potem wymienić żonę na miłość życia, w międzyczasie narzekając na teściową i zmarnowane szanse.

Mam inne podejście. Poza tym, ja nigdy nie czułem się sam, zawsze obok była muzyka.

Niech mi Pan Czytelników nie wpędza w kompleksy, mówiąc, że wszystko zawsze szło gładko.

Tego nie powiedziałem. Naturalnie, nie wszystko było tak jak dziś. Po drodze stawiałem czoła wyzwaniom lub sam je prowokowałem. Na początku lat 90-tych porzuciłem muzykę klasyczną na rzecz rozrywkowej. Potem zrezygnowałem z regularnych koncertów z Michałem Bajorem. Odciąłem się od stałego źródła utrzymania. Zaryzykowałem. Opłaciło się. Kiedyś grałem jako wiolonczelista, czasem zarabiałem więcej, innym razem mniej, ale nigdy nie robiłem tego wyłącznie dla pieniędzy.

A kiedy one się pojawiły?

Przyszły bardzo późno, wraz ze sławą.

Nadal niewiele o Panu wiadomo...

A co chciałaby Pani wiedzieć? Uwielbiam motocykle, mam kategorię „A” i nie wyobrażam sobie życia bez tych pojazdów, jestem maniakiem gier video.

Komu i co zawdzięcza Piotr Rubik?

Wiele dziadkowi, rodzicom, bo odkryli talent i właściwie nim pokierowali. Michałowi Bajorowi, dzięki któremu podskoczyłem na wyższy poziom kariery muzycznej, Z. Książkowi i W. Lubawskiemu - to oni spowodowali, że moja kariera nabrała przyśpieszenia.

Jak wyglądają plany zawodowe na przyszły rok?

Piszę utwór na 750-lecie Krakowa, obchody planowane są na czerwiec. Jesień powinna przynieść płytę solową, gdzie zaśpiewam i zagram na wiolonczeli.

Nie ciągnie Pana w świat?

Przez dwa lata byłem członkiem elitarnej, Światowej Orkiestry Jeunesses Musicales; 110 muzyków z 35 krajów świata. Z nimi dużo zwiedziłem: Amerykę Południową, Europę. Koncertowałem z takimi wybitnymi dyrygentami Jak Charles Dutoit czy Vernon Handley. Równolegle uczęszczałem na kursy muzyki filmowej, między innymi pod kierunkiem Ennio Morrricone, w Sienie, we Włoszech. Jestem materiałem na obywatela świata. Dobrze czuję się w wielu krajach. Nie mam kompleksów. Uwielbiam uczyć się języków obcych. Od 3 lat zgłębiam japoński. Wyznaję zasadę: „Nieważne gdzie, ważne z kim”. Nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym popracować zagranicą, ale w grę wchodziłby wyjazd wyłącznie na przygotowany wcześniej kontrakt.

Dokąd na przykład?

Do USA, gdzie doceniana jest muzyka symfoniczna i filmowa.

Po Kaczmarku i Preisnerze, kolejny Polak w Hollywood?

Mamy wyjątkową wrażliwość, a nasza słowiańska dusza przekłada się na interpretacje i romantyzm w muzyce, wysoko ceniony w świecie.

W jaki sposób statystyczny Polak, taki, co to nie napisze muzyki i filmu nie nakręci, może przydać się światu?

W każdym zawodzie ze względu na nasze zaangażowanie i otwartość jesteśmy mile widziani, a nasi instrumentaliści w szczególności.

Ile razy był Pan w Wielkiej Brytanii?

Kilka razy, zawsze przy okazji pracy.

Nie zmywał Pan naczyń?

Nie. Zawsze pracowałem w zawodzie i utrzymywałem się z muzyki.

Czy podobało się Panu u nas?

Tak, nawet bardziej niż w Paryżu. Londyn jest niesłychanie multimedialny. Mogę tam kupić wszystko, co mnie interesuje: sprzęt, muzyka, koncerty, spektakle. Z drugiej strony wydawało mi się, że nie ma tam miejsca na kontakty międzyludzkie. To miasto konsumenckie, nastawione na pozyskiwanie dóbr. Jeśli komuś na tym zależy, to dobrze, by na jakiś czas tam trafił.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)