Blisko ludziSamotność ozdrowieńców. "System ich nie widzi"

Samotność ozdrowieńców. "System ich nie widzi"

Maciek jest ozdrowieńcem, szef nie rozumie, że wciąż źle się czuje
Maciek jest ozdrowieńcem, szef nie rozumie, że wciąż źle się czuje
Źródło zdjęć: © Getty Images
27.01.2021 14:07

– Mój pracodawca uważa, że skoro wyszedłem z COVID-u, to następnego dnia powinienem stawić się w pracy. A ja nie mogę wejść na drugie piętro bez zadyszki – wyznaje Maciek. Według ekspertów największym problemem dla osób, które przeszły zakażenie koronawirusem, jest brak skoordynowanej opieki i możliwości szybkiej konsultacji specjalistycznej. – Ozdrowieńcy czują się traktowani bardzo niesprawiedliwie – mówi psycholog Agata Pajączkowska.

Pod koniec ubiegłego roku liczba ozdrowieńców w Polsce przekroczyła milion – oficjalnie, bo osób, które przeszły COVID-19, ale nie zostały ujęte w statystykach, zdaniem specjalistów jest znacznie więcej. Dla ozdrowieńców negatywny wynik testu po okresie zakażenia bardzo często nie oznacza jednak końca problemów.

 Rodzina rozumie. Szef – nie

 Przekonał się o tym 42-letni Maciek. – Koronawirus ściął mnie mocno – przyznaje. – Pierwsze dni były nie najgorsze i żartowałem nawet, że jeśli to jest ten straszny COVID, to nie ma się czego bać. Czwartego dnia zaczął mi doskwierać słynny COVID-owy kaszel, problemy z zaczerpnięciem oddechu i chyba najgorsza utrata świadomości. Do szpitala jechałem karetką na sygnale – relacjonuje.

Tam Maciek spędził dwa tygodnie. Gdy jednak wrócił do domu, zrozumiał, że wciąż nie jest w pełni sił. – Lekarz na do widzenia powiedział mi: "Mam dobrą wiadomość, jest pan zdrowy", ale ja się wcale zdrowy nie czułem – mówi Maciek.

 Przewlekłe zmęczenie, brak sił, problemy z koncentracją i snem, zaniki pamięci – to główne dolegliwości po zakażeniu koronawirusem, z którymi Maciek zmaga się od dobrych paru tygodni. Dla jego rodziny nie było to zaskoczeniem, wszyscy spodziewali się, że może tak być, zwłaszcza że Maciek COVID-19 przeszedł ciężko. Ale jego szef okazał się znacznie mniej wyrozumiały.

– Tylko czekał, aż wyjdę ze szpitala i już wpisał mnie w grafik. Oczekiwał, że skoro przechorowałem COVID, to następnego dnia stawię się w pracy. Ja też tak myślałem, ale okazało się, że nie mogę wejść na drugie piętro bez zadyszki.

 Do pracy wtedy nie wrócił. Wziął tydzień zwolnienia. Po tym czasie wcale nie czuł się lepiej, więc został w domu przez kolejny tydzień. – Dla mojego pracodawcy to stało się wielce problematyczne – denerwuje się Maciek, dodając, że postawa szefa go wkurza. – Chętnie wróciłbym na pełne obroty, ale zwyczajnie nie daję rady. Mam nadzieję, że z czasem się to zmieni i sytuacja się unormuje.

 Wkurzona jest też 34-letnia Matylda. Na COVID-19 chorowała we wrześniu. Wirus mocno dał jej w kość. Ze skutkami zakażenia zmaga się do dziś. Wśród głównych konsekwencji choroby wymienia trudności z oddychaniem, uczucie zmęczenia, brak sił, stany depresyjne. – Dodajmy do tego wypadające garściami włosy – mówi.

 Matylda pracuje w domu, choć przyznaje, że dobrze zrobiłaby jej zmiana otoczenia. – Cały COVID spędziłam zamknięta z córką w czterech ścianach, a teraz praca, też w domu, i córka na zdalnym nauczaniu. Na pewno pomysł wyjazdu nie byłby zły, dla odpoczynku i podreperowania zdrowia, ale jak tu wyjechać, skoro wszystko pozamykane? Nastąpił impas. Wniosek nasuwa mi się jeden: ozdrowieńcy nikogo nie obchodzą.

 Z czym zmagają się ozdrowieńcy?

O problemy ozdrowieńców pytamy dr. Michała Chudzika, specjalistę kardiologa, internistę, który jest inicjatorem i wykonawcą pionierskiego w Europie programu skoordynowanej opieki nad chorymi po COVID-19 z oceną powikłań sercowo-naczyniowych "STOP-COVID".

Lekarz nie kryje, że w przypadku osób, które przeszły zakażenie koronawirusem, największym problemem jest brak skoordynowanej opieki i możliwości szybkiej konsultacji specjalistycznej, a zwłaszcza wielospecjalistycznej.

– Ten system w Polsce działa słabo. Pacjenci COVID-owi potrzebują szczególnej opieki. Nie byliśmy na to przygotowani i to nie funkcjonuje. Nie jesteśmy w stanie zapewnić ozdrowieńcom w miarę szybkich konsultacji, bo pacjentów jest za dużo, a medyków za mało – wyjaśnia dr Chudzik.

 Z analiz grupy ekspertów pod kierownictwem lekarza wynika, że statystyczny polski ozdrowieniec ma 46 lat, był dotąd bardzo aktywny, często pracował fizycznie. – Te osoby zgłaszają nam, że nagle nie są w stanie przejść 100-200 metrów, podczas gdy my w badaniach kardiologicznych czy pulmonologicznych nie odnajdujemy istotnego uszkodzenia serca bądź płuc, które mogłyby to tłumaczyć. Drugi problem jest neuropsychologiczny, gdy pojawiają się m.in. zaburzenia pamięci, orientacji. Nagle osoby, które pracowały intelektualnie, nie są w stanie skojarzyć podstawowych rzeczy, mają w pamięci luki. Aż trudno uwierzyć, że ktoś może nie pamiętać swojego kodu PIN, imienia koleżanki czy kolegi z pracy albo prowadząc samochód, nie wie, dokąd właściwie jedzie – alarmuje specjalista. – Do tego u 10–20 proc. osób, które chorowały na COVID-19, stwierdza się uszkodzenie serca.

 Czy dla tych osób dobrym rozwiązaniem byłby wyjazd dla podreperowania zdrowia? Zdaniem dr. Chudzika tak, ale wymagałoby to rozwiązań systemowych. – Lekarz musi się dostosować do obowiązujących realiów. Chcielibyśmy np. aby powstały sanatoria, które będą przyjmować ozdrowieńców na okres regeneracji. Mieliśmy spotkanie w Ministerstwie Zdrowia i spotkaliśmy się z pozytywnym odbiorem. Ale pamiętajmy też, że nie możemy teraz dzielić społeczeństwa na tych po COVID-zie i przed COVID-em – uważa kardiolog.

 Nie da się żyć w lęku

Matyldę, która przechorowała COVID-19, drażni coś jeszcze: niespójność komunikatów kierowanych do ozdrowieńców od rządzących. – Obietnice różnych ulg, w których ja już się pogubiłam, nie wiem, czy obowiązują i na jakich zasadach – wymienia. – Po prostu jak zawsze trzeba liczyć na siebie.

 – Ozdrowieńcy czują się traktowani bardzo niesprawiedliwie – nie kryje psycholog Agata Pajączkowska z poradni Psychowskazówka. – Wielu z nich skarży się, że w czasie choroby pozostawiono ich samych sobie. Musieli się izolować, również od krewnych. Ale pokonali COVID-19, więc są proszeni o oddawanie osocza. Z drugiej strony nikt się nimi nie zajmuje, tak jakby system ich nie widział, bo teraz wszyscy koncentrują się na osobach zaszczepionych. Ozdrowieńcy, mimo że potencjalnie bezpieczni dla innych, "cierpią" dalej przez restrykcje. A przecież chcieliby wrócić do normalności po pokonaniu koronawirusa. W ciągłym lęku nie da się żyć.

 Dr Michał Chudzik jest zdania, że koszty społeczne związane z przechorowaniem COVID-19 będą wysokie. – Po infekcji grypowej do aktywności zawodowej wracamy już po kilku dniach, natomiast gdy rozmawiam z pacjentami po koronawirusie, to nikt z nich nie był na zwolnieniu krócej niż miesiąc. Zwykle są to 2–3 miesiące. Jedną z form terapii jest szybki powrót do aktywności społecznych oraz zawodowych, ale nie wszyscy chorzy są w stanie.

Źródło artykułu:WP Kobieta