Blisko ludziŚlubne Marzenia

Ślubne Marzenia

27.04.2010 19:32, aktualizacja: 01.06.2010 12:12

Do mojego Atelier w Poznaniu weszła dziewczyna... niby nic nadzwyczajnego, bo wchodzi tu wiele młodszych i starszych dziewcząt, które mają zamiar ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską, jednak ta była wyjątkowa. Unosiła się w zasadzie nad ziemią, rozświetlała całe Atelier swoim śmiechem i taszcząc pod pachą dziesiątki rysunków łamaną polszczyzną komplementowała naszą stylistkę. Siadając na kanapie wykrzyknęła „Wychodzę za mąż!”

Do mojego Atelier w Poznaniu weszła dziewczyna... niby nic nadzwyczajnego, bo wchodzi tu wiele młodszych i starszych dziewcząt, które mają zamiar ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską, jednak ta była wyjątkowa. Unosiła się w zasadzie nad ziemią, rozświetlała całe Atelier swoim śmiechem i taszcząc pod pachą dziesiątki rysunków łamaną polszczyzną komplementowała naszą stylistkę. Siadając na kanapie wykrzyknęła „Wychodzę za mąż!”

No nic specjalnego w tym miejscu, pomyślałyśmy wszystkie trzy, bo w końcu byłyśmy w atelier, w którym zajmujemy się głównie tego typu problematyką. „Wychodzę za mąż za Polaka i to jest duża problema, bo ja chcieć mu niespodzianka, krakowianka ludowy.”

Po dłuższej rozmowie okazało się, że piękna Hiszpanka zostanie żoną wpływowego biznesmena z Krakowa i chce mu zrobić niespodziankę występując w stroju krakowianki. Pokazała nam rysunki i zdjęcia smokingu przyszłego pana młodego, limuzynę, którą pojadą do ślubu, miejsce wesela i odczytała słowa przysięgi małżeńskiej specjalnie napisane przez krakowskiego poetę.

Wszystko było w bardzo dobrym klasycznym stylu z romantycznym akcentem, w niezwykle luksusowej oprawie. Pan młody nie miał pojęcia o pomyśle swojej przyszłej małżonki i obawiałam się, że patriotyzm i miłość do wybranki po ujrzeniu jej w skądinąd pięknym stroju ludowym mogłoby wywołać niezłą konsternację. Wszystkie rysunki z pomysłem na suknie autorstwa ognistej Hiszpanki były bowiem tak gorące i kolorowe, jak jej krew.

I choć ślub miał charakter cywilny, bo pan młody z odzysku, to na etapie wianka i czerwonych korali usiadłam. Na szczęście po godzinnej rozmowie dołączyła do nas przyszła świadkowa, siostra pana młodego. Suknia, którą wybrała u nas na tą okoliczność upewniła mnie, że nasza krakowianka może wywołać emocje równe corridzie i wprawić swoją połówkę w stan odrętwienia. I ja i przyszła szwagierka byłyśmy bezsilne. „Koral czerwona musi być duża i ten serdak w cekina taka mocno kolorowa i wianka ma mieć róża i taka wstążka duża, a Pani Ewa, to piękna zaprojektuje jak w Pariżu zrobiła."

Poprosiłam o chwilę namysłu i zaproponowałam kolejne spotkanie za tydzień. Wykonałam najbardziej precyzyjne projekty na papierze w swoim życiu, rysunki bliskie zdjęciu formatu A4 z uwzględnieniem urody i niemalże rysów twarzy. Jeden projekt był dokładnym odzwierciedleniem życzeń mojej klientki, pozostałe zaś moim pomysłem na krakowskie inspiracje.

Nadeszła godzina „0” w atelier znowu zaświeciło hiszpańskie słońce, a moja stylistka otrzymała mnóstwo komplementów do spółki z naszym- fakt bardzo pięknym- żyrandolem. Hiszpanka wyglądała doskonale, do świetnie skrojonych jeansów, balerinek i prostego T-Shirtu ubrała... serdak, który zakupiła w Cepelii razem z mnóstwem gadżetów do domu i całkiem dobrą torbę, która wisiała na jej ramieniu. Przy jej urodzie, figurze i energii była w tym wydaniu doskonałym dowodem na wartość własnego stylu i wyobraźni. Kiedy wypiła kawę i opowiedziała nam ostatni tydzień rozrzuciłam przed nią swoje rysunki.

”- Ojej Pani Ewa, ja właśnie chciałam Panią prosić żeby było mniej krakowianka, bo podsłuchałam narzeczonego rozmowę z przyjacielem, że on kocha moja hiszpańska kultura i ten temperament i ja taka egzotic i to wspaniała, bo on wtedy być bez przerwa jak na wakacjach.”

Moja asystentka zamarła, nerwowo zerknęła na mnie jak zareaguję. No cóż, klient nasz pan a ślub wymaga spełnienia marzeń. Uśmiechnęłam się i zaprowadziłam dziewczynę do przymierzalni. Zaskoczona posłusznie weszła do pomieszczenia gdzie czekała na nią suknia moich marzeń:) Ubrałyśmy ją i zostawiłyśmy samą w pokoju pełnym ogromnych luster.

Cisza za zamkniętymi drzwiami trwała naprawdę dobre 5 minut, aż nagle wrzask i pisk wyleciał z pokoju unosząc nad ziemię południowe słońce. „- Pani Ewa, ja Panią kochać! Kocham! Kochana! Ja tak jak cudo!”

Reszty okrzyków nie zrozumiałam, ale patrząc na kaskadę radości obie z przyszłą szwagierką uściskałyśmy się. Tak ogromną sympatią zapałałam do tej dziewczyny, że wyszukałam w Cepelii ogromną chustę, zaaranżowałam z niej małą sukienkę na miesiąc miodowy i podarowałam na nową drogę życia z nadzieją, że hiszpańskie klimaty rozpalą, a polskie wzruszą…