Blisko ludziŚluby poetów

Śluby poetów

Chyba żaden z polskich poetów nie poświęcił tylu pięknych wierszy swojej małżonce co Konstanty Ildefons Gałczyński. A wszystko zaczęło się od pierwszego spotkania w trzeciomajowy niedzielny ranek 1929 r., kiedy panna Natalia Awałowa, pochodząca ze znakomitej gruzińskiej rodziny, poznała w kawiarni Ziemiańskiej młodego literata…

Śluby poetów
Źródło zdjęć: © Magazyn Wesele | Ewa Janicka

04.11.2016 | aktual.: 04.11.2016 14:39

Ona była piękną dwudziestojednolatką, studiującą na Uniwersytecie Warszawskim romanistką, on dobijał się poetyckiej sławy, pisując wierszem i prozą do rozmaitych stołecznych czasopism. „Miał rozczochrane włosy i bardzo duże, zielone oczy mrużące się jak u kota” – tak wspominała wygląd nowopoznanego młodzieńca panna Natalia. Na drugie spotkanie przyszedł z dedykowanym jej wierszem Portret panny Noel i oświadczył, że jest to pierwszy utwór z nieskończenie długiego miłosnego cyklu poezji – wiersze dla Natalii. Potem miłość rozkwitła i już zimą w kręgu literackich przyjaciół Gałczyńskiego zaczęła krążyć pogłoska, iż…

„Kot się żeni.”
Oficjalnych konkurów nie było. Konstanty nie pojechał do Włocławka, gdzie mieszkała matka panny – Wiera Awałow, nie przedstawił się też starszemu bratu narzeczonej mieszkającemu wówczas w Warszawie inżynierowi Mikołajowi Awałowowi. Dlaczego? Trudno dziś dociec. Może bardzo jeszcze młoda panna Natalia obawiała się sprzeciwów ze strony rodziny, zważywszy na niepewną materialną i życiową pozycję kandydata na męża?
Wiosną narzeczeni dali na zapowiedzi w parafii prawosławnej św. Marii Magdaleny na Pradze (Natalia była tego wyznania). A w pogodny dzień 1 czerwca 1930 r., w południe, zakochani wsiedli w śródmieściu do tramwaju i pojechali na drugi brzeg Wisły, na Pragę. Wcześniej Konstanty kupił Natalii duży bukiet liliowych irysów.
Ta wiązanka była chyba jedynym atrybutem ślubnym. Ona nie miała białej sukni, welonu, mirtowej girlandy we włosach. On nie ubrał się w smoking, koszulę ze sztywnym gorsem, nie włożył lakierków. W cerkwi nie było nikogo z rodziny, ani Awałowych, ani Gałczyńskich, tylko garstka przyjaciół. Dwaj z nich byli świadkami ceremonii.
Ta natomiast, jak na prawosławny obrządek przystało, była uroczysta i barwna. „Grzmiały chóry, unosiły się dymy z kadzideł”, a dwom przyjaciołom-literatom ręce mdlały od trzymania nad głowami młodej pary złotych koron. Natalia zapamiętała, że kiedy wychodzili z cerkwi, a dzwony biły jak na Wielkanoc, „nad schodami przefrunęły gołębie. Takiego drugiego nie mogło być na świecie”. Weselnego poczęstunku nie było – Państwo Młodzi, zamiast wydać ucztę czy wyruszyć w podróż poślubną, pojechali dorożką do lunaparku, gdzie jeździli kolejką i, strzelali sztucznymi kwiatami do tekturowej postaci Chopina.

Obraz
© Wikimedia Commons CC0

Trzy ślubowania poetki
Trzykrotnie była bohaterką ślubnej ceremonii, oddając rękę kolejno przystojnemu rotmistrzowi austriackiej armii, pełnemu uroku młodzieńcowi ze świetnej ziemiańskiej rodziny, wreszcie oficerowi lotnictwa polskiego wojska.
Gdy w krakowskim kościele sióstr Norbertanek stanęła w błękitnej sukni i takimż kapeluszu u boku Władysława Janota-Bzowskiego, miała lat 20 i chyba wydawało się jej, że jest zakochana. Maria z Kossaków, córka sławnego malarza Wojciecha, szła do ołtarza radośnie, budząc zdziwienie uczestników uroczystości błękitną barwą sukni, gdy zwyczajowo panny młode ubierały się w biel.
Małżeństwo trwało lat kilka, podczas których po części ze względu na wojnę, a po trosze z uwagi na niechęć młodej mężatki do prozy życia we dwoje państwo Bzowscy długie miesiące spędzili z dala od siebie. Wojna wreszcie się skończyła, ale Lilka (tak zwali ją najbliżsi) nie wróciła już do małżonka. Zakochała się bowiem w bardzo urodziwym i przemawiającym do jej poetyckiej natury, nieco młodszym Janie Gwalbercie Pawlikowskim. Wojciech Kossak sfinansował rozwód córki w konsystorzu i Lilka, tym razem ubrana w fiołkowe tiule, stanęła u boku wybrańca serca w Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu.
Małżeństwo trwało siedem lat i było szczęśliwe, a przede wszystkim inspirujące literacko – to w czasach Jana Gwalberta Lilka napisała wiele pięknych utworów miłosnych i kilka sztuk teatralnych, które wielce podobały się publiczności. A potem Jan Gwalbert zdradził swą utalentowaną żonę z młodą tancerką. Kajał się ogromnie i wcale nie pragnął odejść, ale przygoda z panną Wally zaowocowała dzieckiem. Chciał, by żona zgodziła się na adopcję córeczki – Lilka kategorycznie odmówiła i małżeństwo skończyło się w konsystorzu.

Obraz
© PAP

Maria po tym rozstaniu przez lat kilka żyła jako kobieta niezależna i odnosząca sukcesy literackie, chociaż bynajmniej nie samotna. Wreszcie, na początku lat 30., będąc już w wieku dojrzałym, ku zaskoczeniu otoczenia związała się z sympatycznym porucznikiem lotnictwa Stefanem Jasnorzewskim (dość znacznie od niej młodszym) i u jego boku znalazła spokój i stabilizację, a także oparcie w trudnych chwilach wojny, emigracji do Wielkiej Brytanii i w czasie długotrwałej choroby, która położyła kres życiu sławnej poetki.
src="http://d.wpimg.pl/1446181635--1988678484/wesele.jpg"/>

Źródło artykułu:Magazyn Wesele
Komentarze (0)