Spa na lotnisku

Spa na lotnisku

Spa na lotnisku
Źródło zdjęć: © materiały promocyjne
24.08.2010 00:21, aktualizacja: 24.08.2010 10:15

Kiedy myślę z rozmarzeniem o dalekiej podróży, przypominam sobie, że są podczas niej takie momenty, kiedy mam już dość i już dalej nie chcę. Nie wiem co ze sobą zrobić, bo czeka mnie pięć godzin na lotnisku, a odwiedziłam już wszystkie sklepy i książka mi się znudziła. Idealne w takim wypadku są lotniskowe SPA.

Kiedy myślę z rozmarzeniem o dalekiej podróży, przypominam sobie, że są podczas niej takie momenty, kiedy mam już dość i już dalej nie chcę. Nie wiem co ze sobą zrobić, bo czeka mnie pięć godzin na lotnisku, a odwiedziłam już wszystkie sklepy i książka mi się znudziła. Idealne w takim wypadku są lotniskowe spa.

Pierwszy raz zobaczyłam je na nowojorskim JFK – po modzie na stanowiska z masażem, które mają złagodzić stres tych, co boją się latać i napięcie mięśni tych, którzy zasnęli skuleni w fotelach w klasie ekonomicznej - pojawiły się wielkie napisy SPA. JFK to raj dla tych którzy lubią tzw. day spa – tu nazywają się np. XpresSpa, są naprawdę szybkie i można wybierać spośród sześciu różnych ofert. Podobno uwielbiają je odlatujące stąd gwiazdy – choćby Renee Zellweger czy Nicole Kidman. Nic dziwnego, że wszyscy w Ameryce są już przyzwyczajeni do korzystania z nich – jeśli można tam zadbać o siebie już za cenę piętnastu dolarów! A wykwalifikowana obsługa jest tu jednocześnie kosmetyczką i zawiadowcą ruchu lotniczego.
– O której jest pani samolot? W tym czasie możemy wykonać to, to to i to! – przekonują.

Na lotnisku w Newark możemy się więc poddać sześciu różnym zestawom upiększająco – kojącym. W grę wchodzi zarówno peeling, jak i nawilżanie. Są też specjalne zabiegi przygotowujące skórę do nowych warunków panujących na przykład w tropikach. Chwytliwe hasło Departure Spa mówi, że odwrócimy zegar, tak, żebyś wyglądała młodziej, lecz nie spóźniła się na samolot… To też pierwsze spa ekologiczne – jak widać i w tej branży warto zaznaczać, ze zna się nowe trendy.

Właściwie wszystko przemawia za pomysłem, żeby zrelaksować się podczas międzylądowania. Zarówno lecąc na wakacje, jak i z nich wracając chcemy wyglądać świetnie. Lecąc w interesach POWINNYŚMYświetnie wyglądać. Pakując się przed podróżą często jesteśmy w dzikim szale, bez minuty na maseczkę czy manicure. Po wakacjach często zostają nam nierówne opalenizny lub zniszczone paznokcie. Po biznesowym spotkaniu – po prostu stres.

Na zdjęciu: spa na lotnisku JFK.

Dodajmy jeszcze, że „biznesowi” często mają takie spa wliczone w cenę biletu. Najsłynniejszym takim „gabinetem” jest Qantas First Lounnge Day Spa w Sydney, który udekorowany jest gąszczem roślin. Odprężają olejki eteryczne i maski Payot. To spa znane jest również z portali o designie – za „tropikalną dżunglę” w środku odpowiadał projektant Marc Newson.

Jeśli jednak nie posiadacie specjalnego biletu, a pociąga was opcja zadbania o siebie – na większości lotnisk za grosze możecie skorzystać z wibracyjnego fotela zapewniającego rozluźnienie mięśniom. Najprostsza będzie też terapia tlenem – w specjalnych maseczkach przemyca się go razem z mieszanką olejków eterycznych, które pomogą się zrelaksować. A jeśli mamy ochotę na coś bardziej „widocznego” – manicure jest już oferowany na większości lotnisk na świecie…

A dla tych, którzy już myślą, co będzie po dotarciu w inną strefę czasową, polecamy spa na lotniskach w Mediolanie, Rzymie, Paryżu czy Monachium. W sieci Be Relax kupimy mieszankę Jet Lag Formula, która ma pomóc nam się zaaklimatyzować po zmianie stref czasowych.