Blisko ludziStołeczne pochodzenie

Stołeczne pochodzenie

27.04.2010 19:35, aktualizacja: 01.06.2010 12:12

W luźnej rozmowie z moim znajomym usłyszałam stwierdzenie, które z jednej strony mnie rozbawiło z drugiej przeraziło. Rozmawiając o środowisku, w którym mój przyjaciel się obraca dowiedziałam się, że niezbędnym elementem sukcesu jest „warszawskie pochodzenie”. Powiedział – „Bo wiesz my ze stolicy mamy zupełnie inne możliwości rozwoju, doskonalenia oraz wyjątkowe postrzeganie.”

W luźnej rozmowie z moim znajomym usłyszałam stwierdzenie, które z jednej strony mnie rozbawiło z drugiej przeraziło. Rozmawiając o środowisku, w którym mój przyjaciel się obraca dowiedziałam się, że niezbędnym elementem sukcesu jest „warszawskie pochodzenie”. Powiedział – „Bo wiesz my ze stolicy mamy zupełnie inne możliwości rozwoju, doskonalenia oraz wyjątkowe postrzeganie.”

Zaczęłam przypominać sobie dziesiątki sytuacji, w których mnóstwo osób dziwiło się, że nie mieszkam w Warszawie. Biorąc pod uwagę, że kiedyś dałam się ponieść podobnym wizjom i zamieszkałam w stolicy, w uroczej prestiżowej dzielnicy, w pięknym dużym własnym domu wśród stuletnich dębów mam prawo mieć na ten temat swoje zdanie. To, co osiągnęłam będąc „warszawianką” to kompletny brak czasu traconego w wielogodzinnych korkach, ból głowy i palpitacje serca. Było to najsłabszy okres w rozwoju nie tylko osobistym, ale i mojej firmy. Z całą pewnością jednak nawiązałam kilka cennych znajomości i bezcennych przyjaźni.

Trzeba przyznać, że tam w stolicy rozdaje się bardzo dobre karty, a nieobecni nie maja prawa głosu ani wyboru. Chcąc jednak zbudować sukces zawodowy oparty na kontaktach i koneksjach faktycznie trzeba wtopić się w tamto środowisko. Wystarczy kilka małych skandali podpartych szerokim uczestniczeniem w niezliczonej ilości imprez, które odbywają się w stolicy, a można stać się człowiekiem popularnym i znanym za sam fakt „ dziwnego istnienia”. I jeśli ktoś to lubi to bardzo proszę w końcu chodzi o to, aby być szczęśliwym.

Analizując warszawskie korzenie niektórych (zwłaszcza młodych) celebrytów trudno mi było dostrzec stołeczne korzenie. Większość ludzi fakt przyjazdu do Warszawy traktuje jak zmianę miejsca urodzenia i czarodziejski wpływ tego stanu na ich wartość. Kilkakrotnie słyszałam jak bardzo ceniona przeze mnie za swoje dokonania artystyczne gwiazda podaje notorycznie miejsce swojego urodzenia zupełnie odbiegające od prawdy. I choć w moim rodzinnym Szczecinku wszyscy palcem pokazują dom, w którym się urodziła i wychowała to nie zmienia faktu, że osoba ta unika swoich korzeni z przyczyn dla mnie niezrozumiałych. Wiele wybitnych osobistości pochodzi z prowincji. Znam ludzi urodzonych w Paryżu i w zasadzie na tym kończy się ich sukces życiowy. Żadne miasto choćby najbardziej wyjątkowe nie tworzy człowieka. Jasne, że fajnie mieć w akcie urodzenia wpisany Nowy York, ale nie czyni nas to kimś specjalnie wyjątkowym.

W dzisiejszych czasach słowo prowincja ma zupełnie inny wymiar. Dostęp do nowoczesnych form komunikacji daje wszystkim identyczne możliwości. Znam wiele osób mieszkających w pobliżu Opery Narodowej, które nigdy w tej operze nie były. Mam przyjaciół z dalekiej prowincji, którzy raz w miesiącu organizują sobie weekendy pod hasłem muzyki i sztuki odwiedzając nie tylko Operę Narodową, ale także opery europejskie. Z całą pewnością byt kształtuje świadomość. Nie chodzi tu jednak o byt na ul. Marszałkowskiej w Warszawie.

W swoim życiu pomieszkiwałam w różnych kultowych miastach świata, spotkałam wielu ciekawych, inspirujących ludzi. Utrzymuję z nimi przyjaźnie, luźne kontakty bądź wiąże miłe wspomnienia. Z perspektywy przeżytych czterdziestu lat stwierdzam, że jestem „wieśniarą z wyboru”. Nigdzie nie spotkałam tak ciekawych i życzliwych ludzi jak na polskiej prowincji. Muszę przyznać, że podobnie jest na całym świecie. I choć zdarza się, że prowincjonalny purytanizm bywa dokuczliwy to mimo mojej ogromnej tolerancji wygodniej mi się przy nim żyje niż w sąsiedztwie wielkomiejskiej rozpusty.

Źródło artykułu:WP Kobieta