Studenci załamują ręce. Mówią, co się dzieje z mieszkaniami
- Mam wrażenie, że studentów traktuje się coraz gorzej. Przoduje podejście: Jak studiuje, to może mieszkać w chlewie - mówi Eliza, studentka, która nie wspomina dobrze swojego pierwszego wynajmowanego pokoju. - Właściciele widzą w studentach stałe źródło dochodu, więc dzielą mieszkania na pokoje, często przekraczając zdroworozsądkowe granice - komentuje ekspertka.
Rynek najmu mieszkań w Polsce przechodzi wyraźną transformację. Liczba dostępnych lokali zaczyna powoli się zmniejszać, a jednocześnie rosną oczekiwania - zarówno ze strony najemców, jak i właścicieli. Coraz silniejszym graczem na rynku stają się studenci.
W maju 2025 roku liczba wyszukiwań mieszkań na wynajem w serwisie Otodom przekroczyła 1,1 mln. Co więcej, zapytań zawierających hasła takie jak: "studenckie", "blisko uczelni" czy "na studia" było aż o 83 proc. więcej niż rok wcześniej. Ten gwałtowny wzrost pokazuje, jak silnym impulsem dla rynku najmu jest sezon wakacyjny, w którym młodzi ludzie intensywnie szukają miejsca do życia na nowy rok akademicki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Mieszkania na wynajem jak Yeti. Każdy słyszał, nikt nie widział". Jest szansa na zmianę?
"Zwrot w kierunku wyższych budżetów"
Statystyki nie pozostawiają złudzeń - studenci najczęściej pytają o mieszkania dwupokojowe, z budżetem nieprzekraczającym 3 tys. zł miesięcznie. To znaczący zwrot w porównaniu do poprzednich lat, kiedy największym zainteresowaniem cieszyły się pokoje jednoosobowe, mieszkania dzielone z kilkoma osobami lub tanie kawalerki.
Jak zauważa Milena Chełchowska, ekspertka rynku mieszkaniowego Otodom: - Zauważalny jest zwrot w kierunku wyższych budżetów, co nie oznacza, że studenci chcą płacić więcej - po prostu coraz trudniej znaleźć mieszkanie spełniające konkretne oczekiwania w niższej kwocie. Podobnie wzrost udziału mieszkań dwupokojowych w wyszukiwaniach to nie tylko efekt zmieniających się preferencji - to także reakcja na jakość oferty. Studenci mogą sondować rynek w poszukiwaniu komfortu i prywatności, ale za rozsądną cenę. Problem w tym, że coraz trudniej dziś o taki kompromis.
10 mkw. prywatności i sześć osób do łazienki
Wspomniany kompromis to temat, który Eliza, studentka filologii na jednej z warszawskich uczelni, zna aż za dobrze. Jej pierwsze mieszkanie w stolicy to pokój o powierzchni zaledwie 10 mkw., w dużym mieszkaniu przekształconym na wynajem. Z pozoru wszystko wyglądało przyzwoicie: niskie (w porównaniu do innych ofert) koszty, dobra lokalizacja, dostęp do komunikacji. Rzeczywistość była jednak mniej różowa.
- Na zdjęciach wyglądało to naprawdę nieźle. Pokój był jasny, z łóżkiem i biurkiem, łazienka niby czysta. Tyle że na miejscu okazało się, że jest jedna - i dzieli ją sześć osób, w tym faceci. To nie był dom studencki tylko zwykłe mieszkanie, które ktoś podzielił ściankami z karton-gipsu. Kuchnia była mikroskopijna, mniejsza niż łazienka, praktycznie bez miejsca do gotowania. Piekarnik spalony w środku, kuchenka na tzw. zapałkę - opowiada Eliza.
Największy problem miała jednak z brakiem miejsca do nauki, hałasem i kolejkami do łazienki o 7 rano. Niejednokrotnie spóźniła się przez nie na uczelnię.
- Po semestrze nie wytrzymałam. Znalazłam inne lokum, ale dopłacam prawie 1000 zł więcej. Nie było łatwo, bo ciężko jest dziś znaleźć coś sensownego. Mam wrażenie, że studentów traktuje się coraz gorzej. Przoduje podejście: jak studiuje, to może mieszkać w "chlewie" - dodaje.
Tanio, ale za jaką cenę
Podobne doświadczenia ma Ewa, studentka geografii z Poznania. Do miasta przyjechała w 2023 roku, z mniejszej miejscowości. Jej pierwszy pokój również miał 10 mkw. Mieszkanie znajdowało się w bloku z lat 70., na dziewiątym piętrze.
- Wszystko było stare, drzwi się nie domykały, z kuchni czuć było wilgoć. Łazienka jedna, wanna zamiast prysznica. Czasem wychodziły z niej małe zwierzątka. Koszmar - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską.
Najgorszy był jednak dla niej brak prywatności.
- Wiedziałam, że idę na kompromis, bo cena za miesiąc była niższa, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle. Mój pokój miał cienkie ściany, słychać było wszystko. A jak ktoś w nocy wracał z imprezy, to nie dało się spać - ujawnia.
Po roku znalazła inne mieszkanie - tym razem dwupokojowe, które dzieli z koleżanką ze studiów. Płacą więcej, ale mają osobne pokoje, większą kuchnię i łazienkę po remoncie.
- Mogę normalnie gotować i uczyć się bez stresu. To zupełnie inna jakość życia - mówi.
- Wiem jednak, że osoby, które teraz poszukują mieszkania już na październik, mają duży problem. Ofert jest sporo, ale ceny zabójcze - podsumowuje.
Ekspertka: Brakuje kontroli
Joanna Maj, prawniczka i ekspertka ds. nieruchomości zauważa, że sytuacje Elizy i Ewy nie są wyjątkami, ale symptomami szerszego zjawiska.
- Rynek najmu dostosowuje się do studentów, ale w sposób często bardzo wybiórczy. Deweloperzy i właściciele widzą w studentach stałe źródło dochodu, więc tworzą mikroapartamenty, dzielą mieszkania na pokoje, często przekraczając zdroworozsądkowe granice. Problem w tym, że wiele z tych adaptacji balansuje na krawędzi prawa - mówi Joanna Maj.
Jak przypomina, polskie prawo nie precyzuje minimalnej wielkości pokoju wynajmowanego studentowi, jeśli nie jest to lokal użytkowy czy akademik.
- W teorii obowiązują normy sanitarne i budowlane, ale w praktyce ich egzekwowanie jest trudne. Pokój o wielkości 10 mkw. to absolutne minimum, jakie pozwala na względny komfort, ale gdy dzieli się jedno mieszkanie na sześć pokoi, często rezygnuje się z jakości. Brakuje kontroli nad tym, jak wyglądają te wnętrza - tłumaczy ekspertka.
Studenci mają większe oczekiwania co do jakości życia
Według Joanny Maj, zmienia się również mentalność studentów.
- Jeszcze kilka lat temu wielu studentów traktowało mieszkanie jako coś tymczasowego, przejściowego. Teraz coraz więcej z nich chce czuć się komfortowo, czerpać przyjemność z pobytu w mieszkaniu. Mają większe oczekiwania co do jakości życia. To pokolenie wychowane w estetycznych przestrzeniach, korzystające z Airbnb, usług on-demand. Chcą, żeby mieszkanie było w dobrej cenie, funkcjonalne i ładne - mówi.
Trend ten potwierdzają dane Otodom - największy wzrost zainteresowania dotyczy mieszkań dwupokojowych. Studenci coraz częściej wybierają dzielenie mieszkania z jedną osobą zamiast z pięcioma czy sześcioma. Szukają przestrzeni, w której mogą się uczyć, odpoczywać, zaprosić znajomych.
Kurczący się rynek i rosnące ceny
Problem polega jednak na tym, że takich ofert jest coraz mniej. Rynek najmu się kurczy. Według raportów rynkowych, w największych miastach liczba dostępnych ofert w porównaniu z 2021 rokiem spadła o 30-40 proc. Ceny z kolei rosną. W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Gdańsku przeciętna cena wynajmu mieszkania przekracza 4000 zł miesięcznie, co dla studentów często oznacza konieczność kompromisów.
- Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na ładne, nowe mieszkania. I wtedy zostaje rynek wtórny, często zaniedbany, z niewielką kontrolą właściciela lub jej całkowitym brakiem. Studenci nie chcą w nich mieszkać, ale nie mają wyboru - dodaje Joanna Maj.
Eksperci, tacy jak ona, przewidują, że rynek nadal będzie reagował na potrzeby studentów. Powstają nowe inwestycje tzw. colivingowe, prywatne akademiki i mikroapartamenty. Kluczowe będzie jednak to, jakie standardy zostaną w nich zastosowane.
- Jeśli rynek najmu ma być zdrowy, musi zacząć respektować potrzeby najemców - również tych młodych. Potrzebujemy jasnych przepisów, które określą standardy, a także świadomości, że student to nie tymczasowy lokator, ale pełnoprawny mieszkaniec - podsumowuje Joanna Maj w rozmowie z Wirtualną Polską.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.