GwiazdyŚwięta i grzeszna

Święta i grzeszna

Święta i grzeszna
Źródło zdjęć: © ONS.pl
06.01.2010 15:49, aktualizacja: 27.05.2010 00:21

W Hiszpanii większym kultem otoczona jest tylko Madonna z Montserrat. Penélope Cruz, jedyna kobieta, do której wzdycha Pedro Almodóvar, wkrótce powie sakramentalne „tak”.

W Hiszpanii większym kultem otoczona jest tylko Madonna z Montserrat. Penélope Cruz, jedyna kobieta, do której wzdycha Pedro Almodóvar, wkrótce powie sakramentalne „tak”. Wybrankiem piękności, pierwszej w historii hiszpańskiej aktorki, która nagrodzona została Oscarem został równie sławny jak ona – Javier Bardema. O tym, że to para, która jest sobie przeznaczona przekonany był nawet sam Woody Allen.

Stało się. Najsłynniejsza Hiszpanka na świecie, symbol seksu i najbardziej pożądana gwiazda kina, odnalazła swoją drugą połówkę. Penélope Cruz – pierwsza w historii aktorka hiszpańska uhonorowana Oscarem, jak donoszą tamtejsze media, zamierza stanąć przed ołtarzem w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. W rodzinnym Madrycie poślubi niemal równie jak ona znanego Hiszpana, Javiera Bardema. Podobno na zalegalizowanie związku nalegają ultrakatoliccy rodzice Cruz, a ona szanuje ich zdanie.

Na początku była szynka!

Prócz uczucia, narodowości i talentu łączy parę coś jeszcze – Bardem (Florentino z „Miłości w czasach zarazy” wg Marqueza) to jedyny obok Penélope Hiszpan będący w posiadaniu Oscara. Gdy więc Woody Allen obsadził oboje w zabawnej opowieści o miłości „Vicky, Cristina, Barcelona”, w dodatku w ich rodzinnym kraju, paparazzi zaczęli ostrzyć pazury. Reżyser po zmontowaniu pierwszych scen filmu miał powiedzieć: „Może jeszcze o tym nie wiedzą, ale są sobie przeznaczeni”.

A zaczęło się od tego, że fotoreporterzy wypatrzyli na palcu pięknej Pe (tak nazywają Cruz Hiszpanie) okazały pierścionek. Wiadomo też było, że od czasu pracy nad filmem Allena Cruz i Bardem są nierozłączni. Dziennikarze szybko przypomnieli sobie, że tych dwoje łączyło już coś w przeszłości. Po raz pierwszy spotkali się na planie przesyconej erotyzmem komedii Bigasa Luny „Jamon, jamon” („Szynka, szynka”) w 1992 roku. 17-letnia zaledwie wówczas Penélope nie pozostawiała obojętnym żadnego mężczyzny. Opętanego pożądaniem nastolatka zagrał Bardem. Luna cieszy się sławą skandalisty, dla aktorów na starcie udział w jego filmie to idealny sposób na rozgłos. Dziś Penélope wspomina jednak film jako koszmar. – Potwornie wstydziłam się, gdy trafił do kin – mówi. – Gotowa byłam zrezygnować z aktorstwa. Upłynęło sporo czasu, nim odważyłam się obejrzeć go w całości.

Była jeszcze dzieckiem, a już Hiszpanie uznali ją za symbol seksu. Nie wytrzymała napięcia, przeszła załamanie nerwowe. Jak doszło do tego, że w pruderyjnym, najbardziej katolickim kraju Europy, zamiast oburzyć, film zachwycił rodaków? Młodzi aktorzy stali się sławni, a o ich potajemnych spotkaniach poza planem aż huczało. „Potajemnych”, bo obydwoje byli już w związkach – ona z popularnym w kraju muzykiem pop Nacho Cano, on z mniej znaną koleżanką po fachu. Wtedy, przy pierwszym spotkaniu, romans skończył się wraz z filmem, teraz – od niego zaczął się na nowo.

Od początku obsesyjnie bronili prywatności. Wspólne wakacje spędzali w odległych zakątkach świata, uciekając przed paparazzimi. Nawet gdy Penélope odbierała Oscara za rolę w „Vicky, Cristina, Barcelona”, Javier nie pojawił się u jej boku na czerwonym dywanie. Mówiło się, że złamał nogę. Śledzenie pary (zwanej hiszpańską Brangeliną), latanie za nimi z Ameryki do Europy, robienie zdjęć z ukrycia dało jednak efekty. O ich związku zaczęto mówić głośno, choć oboje, niczym mantrę, odmieniali przez wszystkie przypadki słowo „przyjaźń”. Kiedy wścibski David Letterman zaprosił Penélope do programu, zapewniał widzów, że poznają „prawdę o Cruz i Bardemie”. Pe zawiodła go srodze. Na pytanie: „Czy jesteście zaręczeni?”, odpowiedziała przed 20-milionową widownią: „Pewnymi rzeczami nie dzielę się z nikim! Znasz mnie, David, jestem twarda”. Po wywiadzie „People” zaproponował jej 1 mln dolarów za zwierzenia, ale posłała ich do diabła. Kochanków wydał dopiero nieświadomy konspiracji kolega Javiera, Woody Harrelson.
Przyciśnięty przez dziennikarzy, wypalił: „Szczęściarz z tego Bardema. Do długiej listy nagród może dopisać sobie tę najważniejszą – zaręczyny z Penélope”. News trafił następnego dnia na czołówki agencji, a hiszpańskie kanały telewizyjne podawały go jednym tchem zaraz po informacji o wyborze prezydenta Unii Europejskiej!

Pociąg do Pedra

Jej oryginalne imię nie wzięło się wcale z fascynacji rodziców „Odyseją” Homera, dostała je na cześć piosenki „Penélope” Joana Manuela Serrata, ulubionego artysty mamy. Po babce ma w sobie domieszkę krwi cygańskiej, stąd jej oryginalna uroda. Matka – Encarna Sanchez – fryzjerka z zawodu, z zamiłowania piosenkarka, nim wyszła za mąż, śpiewała przez dwa lata w klubie. Dla swych pięknych córek wymarzyła sobie karierę, jakiej sama zrobić nie zdołała (Pe ma młodszą o trzy lata, również utalentowaną i łudząco podobną siostrę Monikę, której pomaga się przebić). W karierze piosenkarskiej ubiegł jednak siostry brat Eduardo – najmłodszy z trójki, zaledwie 23-letni, dziś świetnie radzący sobie na hiszpańskim rynku muzycznym. Ona sama od dzieciństwa zakochana była w tańcu i już jako 5-letnia dziewczynka chodziła na lekcje baletu do madryckiej akademii. Pe ćwiczyła balet do 14. roku życia, potem przez trzy lata uczęszczała do słynnej nowojorskiej Cristina School Rota.

Mając 14 lat, pracowała jako modelka w reklamach i zarabiała na utrzymanie. W domu się nie przelewało, a rodzice zainwestowali w jej szkołę oszczędności życia. – Rosłam w babskim świecie. Do mamy przychodziły się czesać kobiety w różnym wieku. Podglądałam, jak się zmieniały, jak piękniały w oczach. Chyba już wtedy podświadomie marzyłam, by przez całe życie przechodzić jak one metamorfozy. Nie wiedziałam tylko, że tę szansę dać może aktorstwo. Pewnego dnia poszła z koleżanką do kina na „Zwiąż mnie” zdobywającego coraz większe uznanie Pedro Almodóvara. Zachwyciła się i filmem, i odtwórczynią głównej roli Victorią Abril tak bardzo, że rzuciła balet na rzecz nauki aktorstwa. Czy przeszło jej przez myśl, że kiedyś zostanie muzą słynnego reżysera, a on sam wyzna wprost: „Jest absolutnie niesamowita – tak zmysłowa, że gdy oglądam ją na ekranie, mam wrażenie, że on wilgotnieje! To jedyna kobieta na świecie, która pociąga mnie seksualnie, choć nie jestem heteroseksualistą”? Nim jednak usłyszała to wyznanie z ust
Almodóvara, musiała się wiele nauczyć.

Przyjrzyjcie się tej małej!

Penélope już jako dziecko była ambitna, gotowa walczyć o swoje. – Bardzo szybko nauczyłam się mówić „nie” i zabiegać o siebie – wspomina w wywiadzie. Jedna z nauczycielek pamięta, jak Pe dostała dwóję z francuskiego. Usłyszała wtedy, że nigdy nie będzie mówić dobrze w tym języku, bo ma fatalny akcent. Ale zawzięła się. Z zarobionych w reklamach pieniędzy wynajęła Francuzkę, z którą codziennie przez dwie godziny ćwiczyła akcent. Po dwóch miesiącach wprawiła nauczycielkę francuskiego w osłupienie, zdobywając najwyższy stopień. Dziś, prócz hiszpańskiego i francuskiego, mówi biegle po włosku i angielsku. Z tym ostatnim zmagała się najdłużej. Nikt już nie wierzy, że po przyjeździe do Hollywood niemal nie znała angielskiego.

– To balet nauczył mnie dyscypliny i ciężkiej pracy – wyznała po latach. – Krwawią ci stopy, płaczesz, ale uśmiechasz się i dalej tańczysz! Tancerką okazałam się przeciętną, jednak lata ćwiczeń przydały się i poza sceną.

Jako 15-latka Pe, za którą oglądali się już wszyscy mężczyźni, wzięła udział wraz z 300 dziewczynkami w castingu dla młodych talentów. Wygrała. Zaczęła występować w programie telewizyjnym dla nastolatek „La Quinta Marcha”. To nauczyło ją swobodnego zachowania przed kamerą, dodało pewności siebie. Bo Pe – zdobywczyni Oscara i Złotej Palmy, zaliczana od lat do najpiękniejszych kobiet świata – uchodzi za bardzo nieśmiałą. Podczas jednego z canneńskich festiwali, którego była gwiazdą, rozniosła się informacja, że Cruz nie pojawi się na czerwonym dywanie, bo do Pałacu Festiwalowego już weszła – bocznym wejściem! Jedynie na planie filmowym znikają wszelkie bariery. Pierwszym, który to dostrzegł, był Fernando Trueba, który dał jej rolę w oscarowym filmie „Belle époque”, opowieści o Hiszpanii u progu upadku monarchii. Romansowała z głównym bohaterem, dezerterem, i choć jej rola była jedną z wielu równorzędnych, została dostrzeżona. To wtedy, pisząc o filmie Trueby, recenzent „Variety” wypowiedział prorocze słowa:
„Przyjrzyjcie się tej małej i zapamiętajcie, za parę lat będzie wielką gwiazdą”.

Hiszpańskie koło ratunkowe

Na spotkanie z tym, który miał ją stworzyć jako aktorkę, musiała jednak czekać aż do 1997 roku. W „Drżącym ciele” Almodóvara zagrała niewielką rólkę, ale dostała obietnicę, że on o niej nie zapomni. Dwa lata później narodziła się wielka gwiazda – Almodóvar, na przekór jej seksualności, obsadził ją w roli łagodnej zakonnicy w najwybitniejszym ze swoich filmów, „Wszystko o mojej matce”. Jako ciężarna, chora na AIDS siostra, rezygnując z największych atutów, pokazała, co potrafi. Film dostał Oscara dla najlepszego tytułu nieanglojęzycznego, a hiszpańska piękność została zasypana propozycjami ról – niestety, jak to w przypadku pięknych aktorek bywa – głównie dekoracyjnych.

Tak naprawdę było o niej głośno głównie z uwagi na romanse z partnerami z planu. Niemal wszystkimi, z którymi grała! Jej nazwisko łączono z Mattem Damonem, Nicolasem Cage’em, z Matthew McConaugheyem i, co gorsza, każdemu z tych romansów towarzyszył rozpad związków jej filmowych partnerów! Nierzadko wieloletnich. Wszystko przebiła jednak love story z Tomem Cruise’em (grała z nim w najlepszym ze swych amerykańskich filmów, „Vanilia Sky”), który wkrótce rozwiódł się z uwielbianą przez Amerykanów Nicole Kidman. Gdy Penélope wprowadziła się do jego hollywoodzkiej rezydencji i zaczęto mówić o ślubie, posypały się gromy. Bez znaczenia było to, że sama Kidman wyznała gdzieś, że jej związek z Cruise’em od dawna był fikcją. Pe została obwołana flirciarą, bezwzględną femme fatale, a plotka głosi, że od tamtej pory niektórym „zajętym” aktorom małżonki dołączały do kontraktów z wytwórniami szczególne żądanie: „I bez panny Cruz w obsadzie”.

Całe szczęście, że w ostatniej chwili wróciła do Europy! Nie dość, że ominęły ją „dobrodziejstwa” Kościoła scjentologicznego, na który nawracał ją Cruise, to zdążyła jeszcze ocalić w sobie utalentowaną aktorkę. Koło ratunkowe z Hiszpanii rzucił ten, na którego propozycje czekała pięć ostatnich lat, Pedro Almodóvar. Zostawiła wszystko, by wystąpić w „Volverze”. Wiedziała, że nikt nigdy w Hollywood nie napisze dla niej takiej roli. Zagrała jedną z ról życia, dostała Złotą Palmę i nominację do Oscara, na którego już wtedy w pełni zasłużyła. Stylizowana na młodą Sophię Loren, jako z pozoru delikatna, samotna matka, silniejsza jednak od mężczyzn, którzy ją zawiedli, stworzyła wielką kreację, godną słynnej poprzedniczki. To w tym filmie zobaczył ją Woody Allen i obsadził w roli, która tym razem przynioła jej Oscara. I coś, a raczej kogoś jeszcze – przyszłego męża.

Madonna z romansami

Gdy Pe zmieniała kochanków jak rękawiczki, ganiła ją także Europa. Poza rodzinną Hiszpanią, która murem stała za swoją „Madonną z Madrytu”, jak nazwali ją zakochani bez pamięci rodacy. Większość informacji hiszpańskie media tłumaczyły jako „zwykłe plotki”, zaś związek z Cruise’em usprawiedliwiano, nazywając „miłością, która zniewala i nie sposób jej się oprzeć”. Madryt, który jednoznacznie potępiał innego sławnego krajana, Julio Iglesiasa, za liczne zmiany partnerek i rozpady związków, Pe wybaczyłby absolutnie wszystko. Bardziej trzeźwo myślący żartują, że większym kultem od Pe otoczona jest w Hiszpanii chyba tylko Madonna z Montserrat.

Najtrudniej docierające z Hollywood plotki znosili najbliżsi – rodzice Penélope, ludzie głębokiej wiary, od najmłodszych lat wpajający córce, że nie ma większej świętości nad rodzinę. Ona zaś czuła się samotna, a świadomość ról znacznie poniżej jej możliwości wpędzała ją w ponowną depresję. Kolejne romanse, kończone w poczuciu niespełnienia, były być może jakimś erzacem miłości, jaka otaczała ją w rodzinnym Madrycie. Aktorka przyznaje, że najbardziej tęskniła za siostrą Moniką, z którą czuje się związana i którą promuje ile sił, z niezłym skutkiem. Dziś Monika jest wschodzącą gwiazdą hiszpańskiej telewizji i z pewnością i na nią spływają splendory należne starszej siostrze. Obie promują też własne kolekcje ubrań w hiszpańskiej sieci sklepów Mango.

– Nie jestem dziewczyną z Hollywood. Nie rozumiem kultu młodości, obsesyjnej dbałości o ciało, nudnych spotkań, które mają przynieść lepsze warunki kontraktu i nic więcej – tłumaczyła już po powrocie do Europy. Nie rozumie też zachwytów nad filmami Tarantina bawiącego się przemocą. Pe nie pije, nie pali, nienawidzi narkotyków i ponad balowanie do rana przedkłada kameralne spotkania z przyjaciółmi. Znajomi z LA opowiadają ze śmiechem, jak pewnego dnia zadzwoniła rano przeprosić, że nie przyjdzie, bo przehulała całą noc. Chcieli sprawdzić, w jakim jest stanie – okazało się, że wypiła jedno piwo, wypaliła kilka papierosów, po czym poszła na nocny seans do kina! Najwyraźniej katolicka szkoła i surowe wychowanie, jakie odebrała, nie predestynują jej na rozrywkową dziewczynę.

Obce w Hollywood

W kontekście tego „cnotliwego” żywota mało prawdopodobne wydają się być jej „rozliczne romanse”! A może poza związkiem z Cruise’em reszta to tylko wymysł paparazzich? Niedawno Penélope wyprowadziła się z LA. Kupując apartament w Nowym Jorku, udowodniła, że jej niechęć do Fabryki Snów nie jest czczą gadaniną. Ciekawe, że obie jej najlepsze przyjaciółki – Meksykanka Salma Hayek i Afroamerykanka Halle Berry – mówią o sobie jak ona: „Obce w Hollywood”. Zwłaszcza Salma, z którą przyjaźnią się od czasu pracy nad wspólnym filmem „SexPistols”, jest jej szczególnie bliska. „Dwie gorące, seksowne Latynoski, miast z sobą rywalizować, stały się przyjaciółkami. Niesamowite i nienormalne w Hollywood” – dziwił się jeszcze długo po zakończeniu zdjęć scenarzysta i reżyser filmu Luc Besson. Salma zaś w jednym z wywiadów, pytana o przyjaciółkę, mówi z przekonaniem: „Pe to święta za życia, nie znam nikogo równie dobrego, jak ona”.

Biorąc poprawkę na egzaltowany ton wyznania, trzeba jednak przyznać, że Salma wie o niej najwięcej. Zna m.in. historię jej wolontariatu w dalekiej Ugandzie, gdzie Penélope przez kilka miesięcy, jeszcze jako mało znana aktorka, opiekowała się chorymi dziećmi. Wie też, choć Pe nigdy się tym nie chwali, że to ona najwięcej spośród gwiazd show-biznesu łoży na dobroczynność – potrzebującym oddaje podobno 40 procent swoich honorariów za filmy. Na przykład dochód z popularnego w Ameryce i Anglii „The Hi-Lo Country” Stephena Frearsa w całości przekazała na konto dziecięcego hospicjum im. Matki Teresy w Kalkucie. W rodzinnym Madrycie wspiera pozarządową organizację Sebra Foundation, jest także współzałożycielką kliniki dla bezdomnych dziewcząt itd. W świetle tych wszystkich informacji przydomek „Madonna z Madrytu” zdaje się brzmieć bardziej wiarygodnie.

Życie jak w Madrycie

Mówi, że jest w najlepszym momencie swego życia, ale nie zdradza, czy zawdzięcza to Javierowi. Kończy rozmowę nawet z uwielbiającymi ją hiszpańskimi mediami, kiedy te próbują uszczknąć choćby słówko na temat ich związku. „Dziękuję i do widzenia” – powiedziała ostatnio podczas wywiadu na żywo dla jednej ze stacji radiowych i zirytowana wyszła ze studia w połowie rozmowy. Pe ma temperament. Denerwuje się już samym pytaniem o to, gdzie jest jej miejsce – w rodzinnym kraju czy może w Ameryce. – Moim prawdziwym domem pozostaną na zawsze Hiszpania i Madryt. Stany to kraj, w którym jedynie pracuję – tłumaczy zniecierpliwiona. Teraz ma w planach inwestowanie właśnie w rodzinnym Madrycie między innymi w filmową produkcję. Zapewne wzorem Salmy Hayek, która wyprodukowała intrygującą „Fridę” i obsadziła samą siebie w tytułowej roli. Na planie „Vicky, Cristina, Barcelona” Woody’ego Allena zainteresowała się fotografią, więc kto wie, może zajmie się nią profesjonalnie.

25 grudnia, czyli dzień przed planowanym ślubem z Javierem, na ekrany amerykańskich kin wejdzie typowany na zwycięzcę Oscarów 2010 musical „Nine” z jej udziałem. Inspirowany słynnym „Osiem i pół” Federico Felliniego, wyreżyserowany przez Roba Marshalla, twórcę „Chicago”, będzie muzycznym debiutem Pe. Najbardziej czekają na film śpiewająca kiedyś mama i brat, który odwiedził ją podczas pracy i udzielał wskazówek. I choć aktorka przyznaje, że pierwsza piosenka przyprawiła ją o przerażenie, a w czasie zdjęć przeżywała katusze, nieliczni, którzy film widzieli, zapewniają, że jest znakomita. Dobrze poinformowani zarzekają się, że 26 grudnia to wielokrotnie potwierdzana data ślubu Penélope i Javiera. Czy może wydarzyć się coś, co przeszkodzi młodej parze? Pe bywa nieobliczalna. Z pozoru zrównoważona, innym razem skłonna do szaleństwa. Święta i grzeszna…

Tekst Justyna Kobus

Zdjęcia Mert Alas & Marcus Piggott

Źródło artykułu:Magazyn Sukces