"To tylko kilka dni" w ogniu krytyki. Nowy program TTV porusza ważną kwestię, ale w niewłaściwy sposób
Aktywistka "Kasia Działa" obawia się, że osoby takie jak ona będą stanowiły w programie rolę drugoplanową, a celebryci otrzymali szansę, aby okazać swoje wielkie serca i chęć pomagania słabszym, wykluczonym. - Okazywanie w telewizji ludzi z niepełnosprawnościami jest jak najbardziej potrzebne, ale nie w formacie rozrywkowym, lecz edukacyjnym - mówi.
10.05.2021 17:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stacja TTV postanowiła wystartować z kolejnym programem, w którym wezmą udział niepełnosprawne osoby. "Down the road" zyskał ogromną popularność i powszechną aprobatę, ale wszystko wskazuje na to, że zupełnie inaczej będzie w przypadku programu "To tylko kilka dni". Premiera pierwszego odcinka zaplanowana jest na 16 maja, jednak już teraz trwa gorąca dyskusja w sieci.
W nowej produkcji wystąpią celebryci, którzy przejmą opiekę nad osobami z niepełnosprawnościami. "Będzie to pozytywne i burzące stereotypy spotkanie dwóch światów" – reklamuje stacja przekonana, że właśnie taki będzie odbiór widzów.
Tymczasem wiele osób z niepełnosprawnościami przeciera oczy ze zdumienia, że jedna z największych stacji telewizyjnych w Polsce, wypuszcza format, który stygmatyzuje i krzywdzi.
Aktywistka z niepełnosprawnością, która funkcjonuje w sieci jako "Kasia Działa", obawia się, że osoby takie jak ona, będą stanowiły w programie rolę drugoplanową, a celebryci będą mieli okazję pokazać swoje wielkie serca i chęć pomagania słabszym, wykluczonym.
- Dlaczego o sprawach dotyczących opieki wytchnieniowej nie można powiedzieć wyłącznie poprzez zobrazowanie życia osób z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunów? Czy do tego naprawdę potrzebni są celebryci? – zastanawia się w rozmowie z WP Kobieta. - Moim zdaniem program jest przejawem inspiration porn – dodaje.
Zjawisko "inspiration porn" wytłumaczyła Stella Young, aktywistka i jednocześnie osoba z niepełnosprawnością. Gdy Stella była nastolatką, sąsiedzi postanowili nominować ją do nagrody za specjalne zasługi dla lokalnej społeczności. Dziewczyna oraz jej rodzice nie kryli zaskoczenia, ponieważ Stella wówczas nie zrobiła niczego w tej kwestii. Jedyne co wyróżniało ją na tle innych nastolatków to wózek inwalidzki. Po latach Stella wyjaśniła publicznie, że takie podejście jest krzywdzące, ponieważ niepełnosprawni nie powinni być postrzegani jako inspiracja dla pełnosprawnych.
- Nie powinno być tak, że osoba pełnosprawna ogląda program i zaczyna współczuć bohaterowi z niepełnosprawnością, czy nawet go podziwiać, tylko dlatego, że uważa, że ma "lepiej" w życiu – doprecyzowuje aktywistka "Kasia Działa".
Zobacz także
Edukować, a nie bawić
- Pokazywanie w telewizji ludzi z niepełnosprawnościami jest jak najbardziej potrzebne, ale nie w formacie rozrywkowym, lecz edukacyjnym. Takim, dzięki któremu społeczeństwo dowie się, jak wygląda ich życie, z jakimi wyzwaniami muszą się mierzyć i czego tak naprawdę potrzebują - podkreśla.
Czy dobrym przykładem jest program "Down the road", gdzie głównymi bohaterami są wyłącznie osoby z zespołem Downa, a prowadzący Przemysław Kossakowski, jedynie im towarzyszy?
- Program jest ciekawy i faktycznie w pewnym stopniu przełamuje tabu, tylko warto pamiętać, że tak nie wygląda życie każdej osoby z trisomią 21. Wszyscy bohaterowie programu to osoby wysokofunkcjonujące, które potrafią samodzielnie wykonać wiele czynności, ale w społeczeństwie są również niskofunkcjonujący, którzy potrzebują całodobowej opieki – podkreśla.
- Jeśli telewizja chce zrealizować program, w którym tematem będą dane kwestie niepełnosprawności, to ważne jest, aby do rozmów nad formułą programu zaprosić organizacje pozarządowe działające na rzecz osób z niepełnosprawnością oraz aktywistów z różnymi rodzajami niepełnosprawności.
Zapytaliśmy o to przedstawicieli stacji TTV, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
W sieci głos na ten temat zabrała jeszcze inna aktywistka i jednocześnie osoba z niepełnosprawnością - Katarzyna Bierzanowska.
"Ja rozumiem, że ‘gwiazdy’ już tańczyły, śpiewały, gotowały i plotły warkocze, więc trzeba szukać nowych doznań, ale tak bardzo nie tędy droga. Bo w programie ma chodzić o to, że kilkoro celebrytów ze swoimi plecakami przywilejów ma się świetnie bawić i dobrze zarobić na tym, że przez kilka dni będzie asystować dorosłym osobom z różnymi niepełnosprawnościami. (…) I będą dzielić się wynikającymi z ich społecznej ignorancji głębokimi przemyśleniami. Bo będzie im się wydawało, że przez kilka dni odrobili nieodrobioną przez lata i przez państwo, i przez społeczeństwo, i - chyba najbardziej - przez media lekcję różnorodności społecznej" – napisała w mediach społecznościowych.
Rzesze internautów podpisują się w komentarzach pod tymi słowami i ubolewają nad formułą programu.
Wolontariat zamiast złości
Informacja o "To tylko kilka dni" dotarła również do Stowarzyszenia Mudita, które zajmuje się m.in. wspieraniem rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. "Chcemy pokazać, że ich widzimy, docenić ich pracę. Dać im chwilę dla siebie i odrobinę wytchnienia, bo każdy ma prawo do relaksu" – podkreślają pracownicy.
Stowarzyszenie ma nadzieję, że zamieszanie wokół programu uda się przekuć w coś dobrego. - Sytuacja bliskich osób z niepełnosprawnościami jest zła, brakuje wsparcia systemowego. My od lat staramy się to nagłaśniać. Chcemy, aby społeczeństwo zrozumiało, jak trudna potrafi być opieka nad takimi osobami, a rodziny często zostają zupełnie same. Ponadto w Polsce można zauważyć powszechne oczekiwanie od bliskich osób z niepełnosprawnościami, że poświęcą się im bezgranicznie. To sprawia, że nie tylko nie dostają pomocy, ale też mają opory przed poproszeniem o nią – wyjaśnia nam Olga Wojdyńska.
Podkreśla również, że nie każdy może zostać opiekunem, ponieważ jest bardzo wiele niepełnosprawności, których zrozumienie wymaga specjalistycznej wiedzy i odpowiednich kompetencji. W takich przypadkach fundacja jeszcze bardziej stara się zapewnić tzw. wsparcie wytchnieniowe, czyli czasową opiekę nad osobą niesamodzielną w zastępstwie za opiekuna faktycznego. - Każdy przypadek jest inny, ale naprawdę nie potrzeba wiele, żeby ich odciążyć. Czasem wystarczy zrobić zakupy czy pomóc w nauce – tłumaczy Olga Wojdyńska.
- Zachęcamy wszystkich, którzy zainteresowali się programem, aby przekuli swój gniew w coś dobrego i zgłosili się do nas na wolontariat. Działamy na terenie całego kraju i wnikliwie dopasowujemy rodziny do wolontariuszy. Warunki wolontariatu są już później ustalane indywidualnie, ale z pewnością każde wsparcie pozwoli trochę odetchnąć bliskim osób z niepełnosprawnościami – zapewnia przedstawicielka Stowarzyszenia Mudita.
Zobacz także