Torres del Paine - patagońskim szlakiem
Dzika kraina nieograniczonych przestrzeni, nieskażonych asfaltową cywilizacją. Kraina, w której obok zielonych pastwisk wyrastają granitowe góry, a lodowce wciskają swój jęzor między szczyty. Jeden z najpiękniejszych trekkingów świata potrafi wycisnąć z człowieka siódme poty, ale każda kropla warta jest tych widoków.
22.05.2012 | aktual.: 05.07.2012 15:22
Dzika kraina nieograniczonych przestrzeni, nieskażonych asfaltową cywilizacją. Kraina, w której obok zielonych pastwisk wyrastają granitowe góry, a lodowce wciskają swój jęzor między szczyty. Jeden z najpiękniejszych trekkingów świata potrafi wycisnąć z człowieka siódme poty, ale każda kropla warta jest tych widoków.\r\n\r\nW południowej części Chile, gdzie z powodu silnych wiatrów często wstrzymuje się ruch, bo potrafią przewrócić nawet ciężarówkę, w bajecznej, choć trochę surowej Patagonii, rozciąga się pasmo górskie Cordillera del Paine. Ten niezależny od Andów twór górski skrywa trzy niezwykle spektakularne wieże zwane Torres del Paine.\r\n\r\nTorre to po hiszpańsku wieża, natomiast paine w języku tehuelche znaczy niebieski. Niektórzy twierdzą, że chodzi o kolor tamtejszych jezior, inni, że mowa o lodowcach. Te trzy granitowe wieże przyciągają co roku tłumy turystów, którzy chcą na własne oczy zobaczyć rozsławione szczyty.\r\n\r\nPark Narodowy Torres del Paine można zwiedzić na kilka sposobów. Najprostszy i najszybszy to wycieczka autokarem po obrzeżach parku. To opcja zdecydowanie najwygodniejsza i bezwysiłkowa, ale nie pozwala w pełni poczuć klimatu Patagonii. Kolejne warianty to trekkingi, słynny „W” lub ten dla bardziej wytrzymałych - „Circuit O”.\r\n\r\n„W” trwa zazwyczaj trzy dni i cieszy się największą popularnością. Można zobaczyć najciekawsze miejsca. Na tej trasie znajduje się kilka dobrze zaopatrzonych schronisk i hoteli, jeśli komuś nie chce dźwigać się namiotu i śpiwora. My natomiast wybraliśmy ostatnią trasę, najdłuższą, bez udogodnień, bez konnych podwózek, z pełnym plecakiem jedzenia na 7 dni, namiotem, śpiworem, karimatą i mini kuchenką turystyczną.\r\n\r\nJuż na początku ciężki plecak dawał mi się we znaki, a silne podmuchy wiatru podcinały mi nogi, momentami tak skutecznie, że upadałam na ziemię. Jednak niesamowity krajobraz począwszy od skalnych masywów, poprzez równiny porośnięte pampą, aż po lasy i moreny lodowców, pozwalał zapomnieć o wszystkich trudach na szlaku. Z dnia na dzień było coraz łatwiej, z plecaka jedzenia ubywało, wiatr stawał się łagodniejszy, a słoneczko dodawało energii.\r\n\r\nPrzez pierwsze dni szliśmy wzdłuż lazurowego jeziora, które otoczone było gęstym lasem zielonych drzew. Z czasem krajobraz uległ zmianie, drzewa zaczęły tracić liście, suche konary tworzyły granicę, za którą odkryliśmy nową krainę. Tym razem pokrytą śniegiem, gdzie między górami rozciągał się przeogromny jęzor lodowca Grey.\r\n\r\nW końcu dotarliśmy do podmokłych łąk i bagnistych lasów. Kolejne jezioro w kolorze turkus, do którego staczał się leniwie kolejny lodowaty jęzor w kolorze błękitu. A na koniec dumne wieże Torres del Paine znikające co chwila w mlecznych chmurach, a u ich podnóża małe jeziorko, które dodawało jeszcze większego uroku.\r\n\r\nMagdalena Jurkowska, która wspólnie z mężem wybrała się w kilkuletnią podróż dookoła świata. Porzucili „dorosłe życie” i wyruszyli odkrywać najróżniejsze zakątki świata.\r\n\r\nmjb\/(kg)\r\n\r\nPOLECAMY:\r\n\r\n* Prowansja – w poszukiwaniu lawendy\r\n\r\n Co pokazują feministki z organizacji Femen?\r\n\r\n Szczypta Południowej Ameryki\r\n\r\n Góra prosto z bajki*\r\n\r\n