Ubóstwo menstruacyjne w Polsce. "Tekturę trzeba wcześniej dobrze wygnieść, żeby się nie wpijała"
Ewa, kiedy dostała pierwszej miesiączki, myślała, że umiera – nikt wcześniej nie wytłumaczył jej, czym jest menstruacja. Z kolei Baśka musiała wybrać pomiędzy chlebem a paczką podpasek. Wybrała jedzenie. Właśnie tak wygląda oblicze ubóstwa menstruacyjnego w Polsce. Problemu, którego społeczeństwo nie chce zauważyć.
– Miałam 11 lat, kiedy dostałam pierwszej miesiączki. W szkole nie poruszaliśmy jeszcze tego tematu, a na wsparcie z domu nie mogłam liczyć, więc kiedy zobaczyłam krew na bieliźnie, myślałam, że umieram – wspomina 17-letnia Ewa, podopieczna domu dziecka.
To właśnie wtedy, już podczas pierwszego okresu, doświadczyła ubóstwa menstruacyjnego, które towarzyszyło jej przez kilka kolejnych lat. – Wstydziłam się przyznać mamie, dlatego ukradkiem podbierałam jej podpaski. Nie umiałam ich używać, nie wiedziałam też, co ile powinnam je zmieniać. W moim domu nigdy nie padły słowa "okres" albo "miesiączka". Wszystkiego szukałam w internecie – opowiada.
"Czerwone plamy wycierałam rękawem bluzy"
Ze względu na trudną sytuację w domu dziewczyna miała znacząco ograniczony dostęp do środków higienicznych, a jedna podpaska musiała jej wystarczyć na znacznie dłużej niż kilka godzin. Kiedy ich zabrakło, używała tanich wkładek lub po prostu papieru toaletowego. – Pamiętam, jak wracałam ze szkoły z płaczem, z całymi zalanymi krwią spodniami. Na krzesłach zostawiałam czerwone plamy, które wycierałam rękawem bluzy. Podczas każdego okresu nosiłam ją obwiązaną wokół bioder, by w ten sposób zapewnić sobie choć namiastkę komfortu.
Ewa nie mogła liczyć na wsparcie mamy, wstydziła się też prosić o pomoc innych. Przerażona 11-latka została z problemem sama, a każdy kolejny okres oznaczał dla niej serię upokorzeń. – To ciągnęło się aż do 14. roku życia, dopóki nie wylądowałam w szpitalu. Tam nie było już tabu, więc prosiłam o podpaski inne pacjentki. To one wytłumaczyły mi, jak używać tamponów – wcześniej nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Pielęgniarki z kolei mogły mi zaoferować jedynie pęk waty – wspomina.
Po trzech miesiącach w szpitalu Ewa trafiła do domu dziecka. Tam również dostęp do środków higienicznych był mocno ograniczony, a tematu samej miesiączki nie poruszano, tak jakby w ogóle nie istniał. – Młodsze dzieci nie wiedziały, do czego służą podpaski, więc traktowały je jako zabawki, po prostu je marnując. Zresztą noszenie ich też było męczarnią – mało chłonęły i bardzo obcierały, kupowałam więc tampony za kieszonkowe z domu dziecka, czyli jedyne 30 zł miesięcznie. To nie zawsze mi wystarczało.
"Akcja Menstruacja"
Jej sytuację zmienił dopiero kubeczek menstruacyjny, który otrzymała w ramach inicjatywy "Akcja Menstruacja". To projekt czterech młodych kobiet: Emilii Kaczmarek, Magdaleny Demczak, Julii Kaffki i Wiktorii Szpunar, których celem jest zwalczanie ubóstwa menstruacyjnego w Polsce i na świecie. Jednym z pierwszych działań podjętych przez dziewczyny w zakresie "Akcji Menstruacji” było zebranie pieniędzy na zakup 1000 kubeczków dla potrzebujących kobiet w Polsce. Jeden z nich trafił właśnie do Ewy.
– Wybrałyśmy kubeczki, bo to stałe rozwiązanie problemu. Jeden wystarcza aż na dziesięć lat – argumentuje Julia Kaffka, jedna z inicjatorek akcji, która z projektu przeradza się właśnie w fundację.
Niestety, na taką pomoc nie mogła liczyć Barbara, która ubóstwa menstruacyjnego doświadczyła raz, 10 lat temu. To jednak wystarczyło, by odcisnąć w niej piętno na całe życie. Baśka – bo tak każe do siebie mówić – nazywa ten czas "najgorszym w życiu".
"Musiałam wybrać pomiędzy chlebem i serkiem topionym a podpaskami"
– 10 lat temu, jako 20-latka, wpadłam w depresję, na której skutek straciłam pracę. Środki na koncie topniały, aż przyszedł miesiąc, w którym nie miałam już żadnych pieniędzy. Zostało mi ostatnie pięć złotych. Stanęłam w markecie i musiałam zdecydować czy kupić sobie chleb i serek topiony, czy podpaski – wyznaje. – Stałam, a w majtkach uwierał mnie materiał z t-shirtu, który podarłam, żeby zrobić sobie "podpaski". Wybrałam jedzenie – wspomina. – Nie miałam znikąd wsparcia, byłam samotną dziewczyną w dużym mieście.
Z prośbą o pomoc udała się do przychodni, która jednak nie była przygotowana na takie sytuacje – podobnie jak inne placówki. – Lekarka i pielęgniarka oddały mi własne podpaski i tampony, które akurat miały w torebce – opowiada. Podarowane przez nie środki higieniczne wystarczyły jej na dwa dni, podczas których zatrudniła się do rozdawania ulotek. – Pamiętam, że stałam w tłumie ludzi z ulotkami w ręce i bolało mnie od za dużego tamponu. Nie dość, że cierpiałam na depresję, to jeszcze zdarzyła mi się sytuacja, która mnie upokorzyła. Musiałam wybrać między chlebem a podpaskami. Musiałam iść i prosić się o nie. Przyznać się, że przegrałam, że nie dopilnowałam, że się poddałam – zwierza się.
"Sama folia a na nią tektura, też daje radę"
Dziś sama mocno angażuje się we wszelkie inicjatywy mające na celu zwalczanie ubóstwa menstruacyjnego, wspiera "Akcję Menstruację" i rozmawia z innymi kobietami, których dotknął podobny problem. – Wiem, że są kobiety, które zamiast podpasek używają tektury. Nakładają na nią skarpetki i wsadzają w to woreczek foliowy. Sama folia, a na nią tektura, też ponoć daje radę, tylko trzeba wcześniej dobrze wygnieść tekturkę, żeby się mniej wpijała. Sam papier toaletowy to standard. Szary.
17-letnia Ewa ze względu na młody wiek i trudną sytuację życiową nie może jeszcze angażować się w wiele akcji. Stara się jednak głośno mówić o swoich doświadczeniach, by uświadomić społeczeństwo o skali problemu i stać się oparciem dla innych dziewczyn w podobnej sytuacji. Jak mówi, choć wiele osób reaguje pozytywnie, okazując swoje wsparcie, zdarzają się też i prześmiewcze komentarze. – Ludzie wyśmiewali mnie, twierdząc, że nie ma czegoś takiego jak ubóstwo menstruacyjne – mówi.
Z brakiem zrozumienia i zaskoczeniem w tej kwestii spotyka się także Basia. – Mówię, piszę i często spotykam się z zaskoczeniem, że taki problem istnieje. Ludzie reagują na to w różny sposób. Są tacy, u których temat ten wywołuje współczucie, zaczynają dostrzegać, jak szeroka jest skala problemu. Wspierają aktywistki i aktywistów, zaczynają mówić o tym głośno, przyjmują to do wiadomości i dziękują. Jest też druga reakcja – ta mniej fajna – zaczyna się kalkulacja i wyliczanie, ile kosztują podpaski, że powinno mi wtedy, lub w ogóle kobietom, wystarczyć na to opakowanie. Częste jest też zaprzeczenie temu zjawisku. Spotykałam się już z opinią, że zmyślam. Niektórzy zarzucają mi, że zwyczajnie się nad sobą użalam. A tak nie jest. Ja tylko mówię, że problem istnieje.
Ubóstwo menstruacyjne dotyka 500 mln kobiet na całym świecie
Przypadki Ewy i Barbary nie należą do odosobnionych. Według danych UNICEF i WHO aż 500 mln kobiet na całym świecie nie stać na środki higieniczne w trakcie okresu. Z kolei, jak pokazują badania zlecone przez markę Always w ramach projektu #AkcjaDonacja, niemal 1 na 6 dziewcząt w naszym kraju co miesiąc opuszcza zajęcia szkolne, ponieważ nie stać je na kupno podstawowych środków higienicznych, których potrzebują podczas miesiączki.
Dlatego zarówno Ewa, jak i Baśka głośno opowiadają o swoich przeżyciach, bo ich zdaniem to nie samo ubóstwo materialne, a właśnie czynienie z miesiączki tematu tabu jest jednym z głównych czynników problemu.
– Społeczeństwo powinno przyznać, że ubóstwo menstruacyjne naprawdę istnieje. Dlatego tak ważna jest przełamanie tabu i otwarte mówienie o kobiecym okresie. Bez zmian systemowych nie ma mowy o poprawie sytuacji – twierdzi Baśka.
– Brak dyskusji na temat menstruacji w dyskursie społecznym sprawia, że problem narasta. Ubóstwo menstruacyjne dotyczy nie tylko osób bezdomnych. To sytuacja, która codziennie dotyka wiele kobiet. Brak środków na podstawowe produkty higieniczne spotyka samotne matki, nastolatki i kobiety, wobec których stosowana jest przemoc ekonomiczna. Nie chcemy o tym myśleć, ale dla osób ubogich to zbyt duży wydatek. Nie mogą kupić opakowania podpasek, bo 2,50 zł to dla nich ratunek – wylicza.
Potrzeba empatii
Podobne stanowisko zajmują także inicjatorki "Akcji Menstruacji", które poza organizowaniem zbiórek jeżdżą po całej Polsce, opowiadając o ubóstwie menstruacyjnym. – Potrzeba nam przede wszystkim empatii. Musimy nie tylko patrzeć, ale i widzieć. W Polsce sam temat okresu jest przedmiotem tabu, więc problem ubóstwa dopiero teraz małymi krokami wychodzi na światło dzienne. Wiele osób pisze do nas, że nie zdawało sobie sprawy, że taki problem w ogóle istnieje – mówi Kaffka.
Musimy mieć na uwadze, że każdy z nas jest w innej sytuacji życiowej i to, że dla większości kobiet podpaski nie są żadnym wydatkiem, wcale nie oznacza, że każdy może sobie na nie pozwolić. – Fajnie, że większość ludzi na nie stać. Szkoda, że nie ma miejsc, w których osoby w potrzebie mogą znaleźć pomoc. Jeżeli nie za darmo dla wszystkich, to chociaż niech znajdą się placówki, miejsca, w których taki dostęp będzie zagwarantowany. Cokolwiek, bo na razie nie mamy nic. To znaczy mamy – osoby, które stać na podpaski i kobiety, które w czasie okresu wsadzają tekturę w majtki – podkreśla Basia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl