W cieniu raju

W czasie ostatnich dni karnawału ulice Rio zapełniają się tłumami ludzi, który mają tylko jeden cel: dobrze się bawić. Najwięcej wśród nich jest turystów, chętnie podziwiających powabne i barwnie ubrane tancerki rytmicznie kołyszące się w rytm samby.

W cieniu raju

28.03.2006 | aktual.: 25.06.2010 16:15

W czasie ostatnich dni karnawału ulice Rio zapełniają się tłumami ludzi, który mają tylko jeden cel: dobrze się bawić. Najwięcej wśród nich jest turystów, chętnie podziwiających powabne i barwnie ubrane tancerki rytmicznie kołyszące się w rytm samby. Przeciętny uczestnik tego szaleństwa nie zauważy, że tuż obok Rio ukrywa swoje drugie oblicze.

Pierwsze favelas powstały w Rio już w 1897 roku. Na początku tworzyli je głównie byli niewolnicy lub weterani wojenni, którzy stracili dach nad głową i szukali jakiegokolwiek schronienia. Współczesne favele mają zupełnie inne oblicze. Zaczęły powstawać w latach siedemdziesiątych dwudziestego weku. Powodów było kilka: postępujące wyniszczenie obszar Amazonki, zubożenie rolników i rozwój przemysłowy metropolii. Wiele osób zaczęło postrzegać szanse na lepsze życie w przeniesieniu się do wielkiego miasta. W szybko rozwijającej się metropolii była praca i teoretycznie warunki godnego bytu. Jak wygląda obecnie ich „wymarzony świat”?

Z lotu ptaka favelas wyglądają jak kartonowe makiety osiedla domków kiepskiej jakości. Stłoczone na zboczach Rio sprawiają wrażenie jakby zaraz miały się rozpaść. Buduje się je z gliny, kartonu i wszelkich znalezionych elementów. Byle mieć dach nad głową i zasłonę od wiatru. Dom, który dla człowieka Zachodu wygląda na kompletna prowizorkę jest często miejscem zamieszkania na całe życie. Mieszkają tam całe rodziny i toczy się codzienne życie. Z ograniczonym dostępem do ciepłej i czystej wody, bez stałego prądu czy systemu kanalizacji. Bez perspektyw.

W obrębie Rio istnieje aż około 600 faveli. Wedle różnych źródeł może tam mieszkać nawet co piąty mieszkaniec tego miasta. Przy czym o ile liczba obywateli miasta wzrasta średnio o 2.7% w skali roku, to dzielnice biedoty rozrastają się w tempie 7.5%. Zupełnie niekontrolowany rozrost favelas sprawia, że warunki egzystencji ich rezydentów wciąż się pogarszają. A bez dostępu do podstawowych dóbr, nie mówiąc już o najnowszych technologiach, trudno by te tereny się rozwijały i mogły konkurować z bogatym centrum. To miejsca pełne ludzi skupionych na życiu z dnia na dzień. Bo jak można planować przyszłość, gdy nie jest pewne czy dożyje się jutra? Największy problem faveli to bowiem wcale nie warunki sanitarne, ale przemoc i wszechobecna władza bossów narkotykowych gangów. To oni tworzą prawo i je egzekwują. Dyktowane przez nich zasady są proste: jesteś z nami albo przeciwko nam. W brutalnym latynoskim świecie nie można być neutralnym. Ciągłe zagrożenie powoduje, że wielu Brazylijczyków uważa za konieczne posiadanie
w domu broni. W całym kraju może być około 17 milionów sztuk broni w rękach cywilów, w tym połowa nielegalnie. W niektórych favelach broń może być cenniejszym dobrem niż ciepła woda czy kanalizacja. Tymbardziej, że policja nie ma tam praktycznie żadnej władzy. Jeśli już patrol policji pojawia się w dzielnicy to szybciej dochodzi do krwawych starć niż efektywnej interwencji i pomocy mieszkańcom. Kolejne próby zmiany tej sytuacji narazie nie przynoszą realnych efektów. Przeciętni Brazylijscy policjanci mając przed oczami stereotyp brutalnych „faveladores”, wolą nawet nie zadawać pytań, tylko na wszelki wypadek strzelać. Statystyczny mieszkaniec faveli żyje więc miedzy młotem a kowadłem. Musi dokonać absurdalnego wyboru miedzy lojalności wobec władzy państwowej a miejscowym gangiem. A żaden wybór nie zagwarantuje mu bezpieczeństwa.

Favele to absurdalny przykład zróżnicowania społeczno-ekonomicznego współczesnego świata. Podział na bidnych i bogatych, tych bez szans i tych z perspektywami na przyszłość, dokonuje się w obrębie jednego miasta. Wymarzony raj znajduje się dosłownie tuż za rogiem. Dla wielu to i tak za daleko…

Marta Warzywoda

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)