GwiazdyW życiu potrzeba trochę luzu!

W życiu potrzeba trochę luzu!

Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być doskonałe we wszystkich dziedzinach:i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą.

W życiu potrzeba trochę luzu!

13.06.2006 | aktual.: 28.05.2010 17:01

Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być doskonałe we wszystkich dziedzinach:i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą - mówi w wywiadzie specjalista psychiatra doktor Joanna Żyrada-Wyrwińska.

Jak Pani ocenia młode pokolenie?

W mojej praktyce zawodowej psychiatry spotykam się z takimi dwoma postawami dorosłych ludzi wobec młodego pokolenia. Jedni uważają, że urosła nam okropna młodzież, myśląca tylko o pieniądzach, nastawiona na konsumpcję i zabawę w klubach. Jeśli studiują, to tylko dla zdobycia papieru. Ja takiej młodzieży nie znam. Znam młodych, ambitnych, wykształconych, podróżujących po świecie, interesujących ludzi.

A czy właśnie czy Ci ambitni, młodzi ludzie nie mają problemów z kontaktami interpersonalnymi, z więzią emocjonalną, po prostu z drugim człowiekiem?

Może się pojawić problem osobowościowy i emocjonalny. I on bierze się z rodziny. Jeżeli młody człowiek dostanie od rodziców tylko lepszą szkołę, narty i samochód to prędzej czy później może trafić do mnie. Ponieważ on nie umie się poruszać po świecie. Nie czuje się bezpiecznie. Nie umie rozmawiać, telefonować, przejść rozmowy kwalifikacyjnej, źle czuje się w dużych firmach. Był zbyt ochronnie chowany. Czyli taki problem może dotyczyć głównie dzieci z tzw. "dobrych domów"?

One mają problem typu neurotycznego. Mówią kilkoma językami, podróżują po świecie, nawet odbywają praktyki. Ale to nie jest równoznaczne z tym, że umieją rozmawiać, że potrafią się elastycznie dostosować do różnych sytuacji. Mówimy o inteligencji emocjonalnej. Ludzie, którzy posiadają taką inteligencję potrafią nawiązywać kontakty, wiedzą po co je nawiązują, potrafią czerpać z tych kontaktów korzyści, umieją się zaprezentować.

Czy możemy już mówić o zjawisku agresji dzieci z takich dobrych domów? Ludzi, którzy nie mogą się pogodzić, że świat nie jest tak idealny, jaki był w domu rodzinnym?

Tak. Agresja ma różne oblicza. Może wyrażać się krytyką, złośliwością, zawiścią. Zauważam zjawisko rosnącej rywalizacji. Poziom agresji rośnie wtedy, kiedy jest dużo wewnętrznego napięcia. Jest tym wyższy, im słabszy jest kontakt emocji z intelektem. Jeżeli kontakt emocji z intelektem jest duży - to rozumiemy siebie, wiemy czego się boimy i dlaczego w danej sytuacji czujemy się źle. Potrafimy poradzić sobie z sytuacją porażki. W przeciwnym razie rośnie poziom napięcia, a w raz z nim agresja, która może przerodzić się w różnego typu stany lękowe, które mogą spowodować poważniejsze zaburzenia.

W swojej praktyce zauważam, że mężczyźni mają coraz więcej problemów z otaczającą rzeczywistością. Kobiety radzą sobie lepiej, są bardziej elastyczne. Szybciej też zwracają się o pomoc ze swoimi problemami, częściej rozmawiają. Natomiast problemy mężczyzn biorą się w dużej mierze z nadopiekuńczości matek. Matki za bardzo się boją, nie umieją w prosty sposób rozwiązywać problemów, wynikających w wchodzenia dziecka w dorosłe życie. Zamiast np. "możesz pojechać, ale wróć taksówką", dorastający synowie słyszą: "przez Ciebie nie będę mogła spać, będę się zamartwiać , doprowadzisz mnie tym włóczeniem do choroby". Tak wychowywani młodzi synowie popadają w nieustanny konflikt, nie potrafią przekroczyć pewnego progu dorastania, nie wyposażono ich w poczucie bezpieczeństwa, koniecznego do poruszania się po świecie. Brakuje im odwagi do życia. Jeśli rodzice nieustannie zamartwiają się o swoje dziecko, zaczyna ono o sobie myśleć jako o kimś nieporadnym, kimś, kto sam nie umie sobie poradzić. Do tego często matki
wyręczają we wszystkim synów?

Oczywiście. Przy czym ojcowie są bierni. Nie stanowią żadnego wzorca dla swoich synów. To do niczego dobrego nie prowadzi. Ostatnio dowiedziałam się, że 10-letni synowie mojej przyjaciółki pojechali na 5 tygodniowy obóz przetrwania do Australijskiego buszu. Prawdziwa inicjacja dla młodych mężczyzn. Jestem pewna, że zapamiętają to do końca życia i nie będą mieli w życiu trudności.

Ale to chyba dość nadal niekonwencjonalna metoda wychowawcza. Na Pomorzu młodzi ludzie mają same problemy?

Problemy mają, ale mają także potencjał. Wielu ludzi myśli, że do psychologa przychodzą same zagubione panie w okresie przekwitania. Nic bardziej błędnego. Do mnie przychodzi coraz więcej młodych ludzi, którzy pragną się realizować, chcą być po prostu lepsi.

Pokolenie perfekcjonistów. Czy taki pęd do realizacji nie jest toksyczny? Spotyka się Pani z ludźmi, którzy chcieli być we wszystkim najlepsi, aż do bólu?

Takie zjawisko rzeczywiście istnieje, szczególnie w dużych aglomeracjach, w Warszawie. Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być doskonałe we wszystkich dziedzinach : i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą, a ich życie osobiste często wygląda tragicznie. To widać nawet w drobiazgach. Nadmiernie ambitni wolą się wyspać niż spotkać z przyjaciółmi. Czasem do nich dociera, że ich droga prowadzi donikąd, i że całą energię pokładają w jednym kierunku. Ale strasznie trudno jest zejść z takiej drogi. Ja swoich pacjentów uczę, by byli elastyczni, pamiętali o drobiazgach, drobnych przyjemnościach, kontakcie z naturą, przyjaciółmi. Żeby nie wszystko było takie jednokierunkowe. W Życiu potrzeba trochę luzu…

...i odpoczynku

Coraz więcej ludzi ćwiczy Jogę. Joga daje kontrolę nad ciałem, spokój, wyciszenie i taką równowagę wewnętrzną. Jest inna niż wszystkie inne ćwiczenia, nie ma głośnej muzyki. Ostatnio wróciłam z San Francisco i nawet tam dotarł już trend odchodzenia z wielkich firm. Młodzi ludzie nie chcą już żyć, by pracować. Wyjeżdżają, odwiedzają różne kultury, koncentrują się na swoim wnętrzu. Stawiają warunki swoim pracodawcom. Kilka dni temu rozmawiałam z młodą dziewczyną, która pytała mnie o adres dobrego psychologa. Zapytałam: dlaczego chce pójść do psychologa?. Jej odpowiedź była bardzo interesująca: „czuję, że nie zrealizuję się bez tej pomocy”. Tacy ludzie czują w sobie potencjał, ale nie widzą jak go wykorzystać. Często są zbyt nieśmiali, spięci. A może to też wynika z tego, że jest taki społeczny trend. Jesteś młody, musisz się realizować?

Ja mówię o takiej realizacji w sensie ludzkim. Ja chcę o sobie więcej wiedzieć. Chcę dążyć do spełnienia moich marzeń.

To nie jest trochę sztuczna samorealizacja ? Będę teraz chodził na jogę i do psychologa, bo muszę siebie odkryć?

To musi być bardzo indywidualna realizacja. Dla każdego szczęście jest gdzie indziej. Nie można się tu kierować żadnymi trendami. Odkryć wewnętrzną harmonię, zostawić jakiś ślad po sobie. Odkryć to do czego jesteśmy powołani.

Przecież nie zawsze można robić dokładnie to, o czym marzymy?

Nie, ale wiedząc co to jest, zawsze można coś z tego zakresu robić. Nawet pisać wiersze do szuflady, być bliżej swojego powołania. Są np. ludzie bardzo kreatywni i tacy, którzy muszą pracować pod kierownictwem i tacy, którzy najlepiej się czują wykonując systematyczną, spokojną pracę.

Każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

I złoty środek. Czytałam kiedyś taki przekrój badań prowadzonych przez Uniwersytet Harvarda w Stanach. Wytypowano grupę wybitnych studentów z prestiżowych kierunków. Byli to wzorowi studenci, świetnie się uczący i udzielający się w różnych organizacjach, strasznie ambitni, zapowiadający się na prawdziwych liderów. Druga grupa to byli studenci przeciętni, normalni, którzy poza nauką mieli też czas na wiele przyjemności.

Obie grupy studentów były obserwowane po 10, 20 i 30 latach. I rzeczywiście – Ci najbardziej kreatywni zrobili największe kariery, zarobili największe pieniądze, byli faktycznie elitą. Ale badanie poziomu ich optymizmu i szczęścia wypadło na bardzo niskim poziomie. Mieli dużo chorób układu krążenia, depresji, duży odsetek rozwodów. Sukces pochłonął ich jakby w całości. Druga grupa studentów, tak jak się spodziewano, zajęła niższe stanowiska. Lecz mimo to i tak zarabiali przyzwoite pieniądze, byli szanowani przez społeczność, w której się obracali, nie było prawie rozwodów, chorób krążenia. Byli szczęśliwi. Studenci z pierwszej grupy pomimo bycia na topie czuli się bardzo samotni. Problemem jest jednak to, że na Pomorzu przeciętność może równać się z brakiem pracy.

Warunki ekonomiczne wpływają silnie na sposób myślenia i poziom satysfakcji. Musi być to minimum zapewnione, inaczej trudno mówić o jakimkolwiek rozwoju.

A nawet jak jest rozwój, a potem sukces, to może być tym większy strach przed utratą pozycji, poczucia własnej wartości?

Taki trend jest bardzo niebezpieczny dla młodych ludzi. Szybko prowadzi do syndromu wypalenia, co obserwuje u moich pacjentów. Tłumaczę młodym ludziom, że muszą nauczyć się bronić się przed rzeczywistością. Znajdować czas dla siebie, by nie było tego nieustannego parcia do przodu. Bo oni tracą siebie!

Czy to może wiązać się ze społeczną sankcją wobec porażek. Dziś nie można mylić?

Umiejętność przyznania się do porażki to jest podstawowe prawo psychologicznego szczęścia. Tłumienie tego może powodować agresję , przede wszystkim na polu rodzinnym.

A takie ostatnie pytanie? Jak Pani dziś widzi Pomorze?

Lepiej. Był taki czas, że wydawało mi się , że tu jest kompletna pustynia. Teraz widzę zmiany. To jest w końcu piękny region.

Joanna Żyrada-Wyrwińska - specjalista psychiatra z 30-letnią praktyką zawodową. Tytuł doktora nauk medycznych uzyskała w Akademii Medycznej w Gdańsku w 1977 roku. Ma doświadczenie w pracy w placówkach psychiatrycznych w USA. Posiada certyfikat z zakresu programowania neurolingwistycznego Instytutu NLP w Mediolanie. Specjalizuje się w hipnozie ericksonowskiej stanów nerwicowych i lękowych, depresji i schorzeń psychosomatycznych. Uczy pacjentów radzenia sobie ze stresem, lepszej komunikacji i wykorzystywania własnych możliwości poprzez wzmacnianie twórczych i aktywnych stron osobowości.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)