GwiazdyWalentynki gwiazd

Walentynki gwiazd

Przeczytajcie o najlepszych, najzabawniejszych i najbardziej zaskakujących randkach, na jakich były nasze gwiazdy.

Walentynki gwiazd

14.02.2006 | aktual.: 07.03.2006 08:07

Te randki nie zakończyły się ślubem, a ich bohaterowie nie Żyli „długo i szczęśliwie”, a jednak z jakichś powodów na zawsze pozostały w ich pamięci.

Katarzyna Dowbor Randka życia na pożegnanie *Ta randka utkwiła w mojej pamięci jako nad wyraz piękne przeżycie. Spotykałam się z pewnym panem, lecz okazało się, że trudno nam znaleźć nić porozumienia. Kiedy już ustaliliśmy, że to nam się nie uda, umówiliśmy się w kawiarni na ostatnie spotkanie. To rzadkie, bo mężczyźni, odchodząc od kobiet, wolą zrobić to szybko i bez patrzenia w oczy. Niektórzy wręcz bez słowa zapadają się po prostu pod ziemię. Ale mój okazał się inny. Wyjątkowy. Umiał żegnać się z klasą. Gdy usiadłam przy stoliku, nagle schylił się i wyjął spod niego... ogromny bukiet. Jak potem policzyłam, było w nim 100 róż. *Sala zamarła, kelnerki miały łzy wzruszenia w oczach, a on wręczył mi kwiaty, mówiąc, że nie jest jeszcze gotowy na stały związek, jakiego ja potrzebuję. Odpowiedziałam, że ja chyba też nie mam w sobie takiej gotowości, ale że przecież możemy się przyjaźnić. I że takie zakończenia znajomości widujemy tylko w filmach. To nas tak poruszyło, że umówiliśmy się na jeszcze jedną
randkę, potem na następną. I tak spotykaliśmy się jeszcze przez kilka tygodni, rozstając się jakby na raty. On naprawdę wiedział, jak działać na kobiety.

Małgorzata Foremniak Odwaga nagrodzona *Tuż przed maturą zakochałam się w koledze z równoległej klasy. To był strzał prosto w serce. Męczyłam się z tym uczuciem okropnie. Nie dość, że cały czas towarzyszył mi stres związany z egzaminami, to jeszcze musiałam się nieszczęśliwie zakochać. *A obiekt mojej miłości, Darek, piękny ciemnowłosy wąsaty chłopak, nie miał pojęcia o moim uczuciu. Gdy uporałam się już z egzaminami, postanowiłam uporać się również z tym problemem. Uznałam, że najlepszym sposobem na odkochanie się jest poinformowanie go o wszystkim. Zaprosiłam go do parku. Na szczęście przyjął moje zaproszenie. Usiedliśmy na ławce. Pamiętam, że miałam ze sobą parasol. Zaczęłam mówić. Gadałam jak nakręcona. Gdy skończyłam, przede mną widniała w ziemi ogromna dziura, którą wydłubałam tym parasolem. On jeszcze przez chwilę milczał. A potem wziął mnie za rękę i podziękował mi za to, że jestem odważniejsza od niego. Wyznał mi, że kocha
się we mnie od dłuższego czasu, ale nie miał odwagi mi tego powiedzieć. I wręczył mi bukiecik fiołków. Potem byliśmy parą przez kilka miesięcy, ale każde z nas trafiło do innej szkoły. Ja dostałam się na studia w Łodzi, i nasze drogi powoli się rozeszły.

Maciej Dowbor Kolanko w pekaesie *Jako dorastający chłopak byłem najmniejszy w klasie, nie miałem zarostu, a o dziewczynie mogłem tylko pomarzyć. Nawet jeśli się zakochiwałem, to one nic o tym nie wiedziały. *Kiedy więc w końcu miałem pierwszą prawdziwą dziewczynę, którą poinformowałem, że chodzimy ze sobą, o mały włos jej nie straciłem. I to z powodu... pekaesu. *Mieszkałem wtedy pod Warszawą i do szkoły dojeżdżałem autobusem. Pewnego dnia zaprosiłem moją dziewczynę i jej koleżankę do swojego domu. Wsiedliśmy do autobusu PKS. Było dużo ludzi. Usiadłem więc przy oknie, moją dziewczynę wziąłem na kolana, a jej koleżanka zajęła miejsce obok. Już się ściemniało i mało co było widać. Byłem szczęśliwy, że mam swoją wybrankę tak blisko. *Przez całą drogę więc dawałem upust swojemu szczęściu, głaszcząc ją po kolanku. To jak na mnie był niemały wyczyn, ciągle bowiem byłem bardzo nieśmiały i bałem się swoją ukochaną urazić jakimś miłosnym gestem. A kiedy już zbliżaliśmy się do miejscowości, w której
mieszkałem, nagle jej koleżanka wybuchła: „Od piętnastu minut głaszczesz mnie po kolanie. Co ty sobie myślisz!!!”
Poczułem się fatalnie i to wydarzenie wpędziło mnie znowu w kompleksy. I chociaż miałem wtedy 15 lat i wiele od tego czasu się zmieniło, do dziś wspominam to jako traumę. Przestrzegam wszystkich facetów – zawsze sprawdzajcie, na czyim kolanie kładziecie rękę. Dziękuję opatrzności, że moja dziewczyna zrozumiała, iż to była tylko zwykła pomyłka, wynikająca z ciasnoty w ciemnym autobusie.

Marek Włodarczyk Czar mulatki *Była końcówka lat 80., tak się złożyło, że mieszkałem wtedy w Chicago. W tym samym domu mieszkała niesamowitej urody Mulatka. Spotykałem ją w windzie od czasu do czasu i chociaż normalnie nie miałem kłopotów z nawiązywaniem kontaktów z płcią przeciwną, tu byłem onieśmielony, bo Mulatka była paraliżująco piękna. Miała perfekcyjne ciało, przepiękne włosy i coś niesamowicie erotycznego w spojrzeniu. Kiedy minęło sporo czasu i wreszcie doszło do wymiany zdań, a nawet pocałunku, w zablokowanej przeze mnie wcześniej windzie przeżyłem największy szok i rozczarowanie w mojej „karierze” podrywacza. *Otóż okazało się, że moja Czarnoskóra Piękność jest transwestytą! Zacząłem nerwowo przyciskać wszystkie guziki w windzie, a on (ona?) namiętnie szeptał (a) mi do ucha: „You don’t like it?”
(„nie lubisz tego?”). Wreszcie winda ruszyła, ja uciekłem i popadłem w kryzys. Poczułem się straszliwie oszukany, bo nie mogłem uwierzyć, że mężczyzna może być tak piękną kobietą! Na wszelki wypadek przez dwa tygodnie nie ruszałem się z mieszkania.

Anna Mucha A było tak romantycznie *Działo się to parę dobrych lat temu. Przyjechał ON. Siedział pachnący we wspaniałym, wypieszczonym i wypucowanym samochodzie. Miało być romantycznie, więc poszliśmy na spacer. Pola, łąki, zachód słońca i jelonki. Miło. Prawie tak romantycznie jak z makatki u babci. *Trochę już zmarzliśmy, trzeba wracać do auta, gdy orientuję się, że coś jest nie tak. Weszłam w kupę. W totalną. Monstrualną. A ponieważ to była jesień i byłam w butach na tak zwanym traktorze, miałam problem techniczny z pozbyciem się tego brudu. I na nic przesądy. Wejście w kupę tej miłosnej historii raczej szczęścia nie przyniosło. To była nasza pierwsza i ostatnia randka.

Małgorzata Kożuchowska Randka na końcu świata *O tym, że miłość wymaga poświęceń, wiem najlepiej. Kiedyś byłam bardzo, bardzo zakochana. Mój ukochany przebywał za granicą, kilka tysięcy kilometrów ode mnie. *Tak bardzo za nim tęskniłam, że postanowiłam zrobić mu niespodziankę i go odwiedzić. I chociaż miałam tylko jeden wolny dzień, tak wszystko obmyśliłam, żeby zmieścić się w tym czasie. Leciałam do niego trzema samolotami. I warto było. Pamiętam jego minę, kiedy mnie zobaczył. Niedowierzanie mieszało się z radością. Dziś myślę, że to było trochę ryzykowne – taka niespodzianka. Ale ukoiliśmy naszą tęsknotę. Niestety, musiałam prawie natychmiast wracać, a z lotniska od razu jechać na drugi koniec Polski, na przedstawienie. Gdyby samolot opóźnił się o kwadrans, spóźniłabym się na spektakl. Na szczęście wszystko odbyło się zgodnie z planem. I nawet fakt, że zaginął mi w drodze powrotnej bagaż, nie był w stanie przyćmić radości z
naszego spotkania.

Janusz Głowacki Krzepka Mariola *Upływający czas zaciera wiele szczegółów z przeszłości, ale pewne wspomnienia pozostają mocne, jakby się zdarzyły wczoraj.
Kiedy miałem 12 lat, rodzice wysłali mnie na obóz harcerski w Spale. *
Wszyscy kochaliśmy się w obozowej kucharce Marioli.
Pani Mariola miała nogi pięknie wygięte, jak dwie stalowe obręcze. Krzywe? Można powiedzieć, że krzywe. Chwaliła się, że kiedyś udusiła nimi psa. Jednej nocy zajrzała do naszego namiotu, w którym spałem z całym zastępem „Koniczynek”. Wzięła mnie pod pachę. Wyniosła na łąkę, w świetle księżyca upuściła na trawę, a potem otworzyło się nade mną niebo.
Nic równie pięknego ani przedtem, ani potem mi się już nie przydarzyło!

Grażyna Wolszczak Z „przeglądem sportowym” w tle *Miałam 21 lat. Dostałam angaż w teatrze w Poznaniu. Mieszkałam w teatralnym mieszkaniu z pewnym znanym aktorem. On w kuchni, ja w pokoju. Zastanawiałam się, czy moglibyśmy być razem. Umówiliśmy się na randkę. Szliśmy ulicą. *Gdy przechodziliśmy obok kiosku Ruchu, mój potencjalny chłopak kupił gazetę „Przegląd Sportowy”. Jak tylko ją kupił, od razu zabrał się do czytania. Zapomniał o całym świecie i o mnie również. Dreptałam trzy kroki za nim, jak pies na smyczy za swoim panem, i zastanawiałam się, co to za facet, który umawia się na randkę, a potem czyta gazetę. Gdybym wtedy sobie poszła, to on by moją nieobecność zauważył najwcześniej po 15 minutach. Stwierdziłam, że nic z tego nie będzie. On próbował jeszcze przez jakiś czas umówić się ze mną ponownie, ale ja dałam sobie spokój. Na naszej wspólnej przyszłości zaważył „Przegląd Sportowy”.

Tomasz Kammel narciarz na kanapie *Kiedy miałem 11 lat, nie liczyło się dla mnie nic poza narciarstwem. Do dziś nie wiem, jakim cudem zdawałem z klasy do klasy, i to z całkiem niezłymi ocenami. Gdybym mógł, spałbym w butach narciarskich. Dla wyjazdów na treningi byłem gotów poświęcić wszystko. *Pewnej soboty jednak nie zjawiłem się w autobusie, który wywoził nas w góry, bo umówiłem się na randkę z córką jednego z moich trenerów. Niestety, równie szybko, jak się zakochałem, odkochałem się. Nie wiem, czego się po tym spotkaniu spodziewałem i jakie chciałem odkryć sekrety. Rozmawialiśmy o niczym, wgapialiśmy się w siebie, siedząc na kanapie przez dwie godziny, chyba najdłuższe w moim życiu. Ona się śmiała nie wiem z czego, a moje uczucie topniało błyskawicznie. Pod koniec byłem już porządnie wściekły, że siedzę z nią, a moi kumple zjeżdżają slalomem między tyczkami. Później, dopóki byłem sportowcem, już nigdy nie poświęciłem treningu dla kobiety.

Reni Jusis Randka w ciemno *Podczas studiów w Dzień Świętego Patryka koleżanka namówiła mnie na wyjście do pubu. Po drodze okazało się, że będzie tam jej nowa sympatia z kolegą, który bardzo chce mnie poznać. Gdy tylko uświadomiłam sobie, że jest to randka w ciemno, natychmiast chciałam się wycofać. Po trzech rundach dookoła pubu ciekawość zwyciężyła i dałam się namówić na wejście do środka. Chłopcy okazali się miłymi studentami ekonomii. *Niestety ten chłopak, który tak bardzo chciał mnie poznać, nadawał na innych falach niż ja. Kompletny niewypał.Aż tu nagle chłopak mojej koleżanki zaczął mnie komplementować i zasypywać tysiącami pytań, zupełnie zapominając o swojej dziewczynie. Zaskoczona i wzburzona tym faktem, wróciłam do konwersacji z moim adoratorem, zaczęłam przytakiwać wszystkiemu, co mówił, i udawać wielkie zainteresowanie... Finał wieczoru? Koleżanka obrażona, że odbijam jej chłopaka; jej chłopak niezadowolony, że go ignoruję; mój adorator prosi mnie o numer telefonu, bo dawno z nikim tak mu
się dobrze nie rozmawiało... Dzisiaj na szczęście jesteśmy dobrymi znajomymi.

Komentarze (0)