Wesele po polsku. Biednych gości nie zapraszamy

Wesele po polsku. Biednych gości nie zapraszamy

Pytanie „ile włożyć do koperty” zadają sobie wszyscy goście
Pytanie „ile włożyć do koperty” zadają sobie wszyscy goście
Źródło zdjęć: © East News, Getty Images
09.07.2023 06:00, aktualizacja: 09.07.2023 07:40

– To tajemnica poliszynela, że jeśli ktoś nie ma pieniędzy, nie zaprasza się go na wesele, bo się nie zwróci. Wszyscy tak robią, tylko nikt się do tego nie chce przyznać – mówi Marta. Ślubne przygotowania potrafią skłócić niejedną parę, a największym problemem niemal zawsze są pieniądze.

Inflacja robi swoje. W tym roku organizacja wesela na 100 gości to wydatek rzędu 60-100 tys. zł. Rozbieżności zależą m.in. od regionu Polski, ale przede wszystkim od atrakcji, które para młoda chce zapewnić swoim gościom.

– Niektórzy próbują zaoszczędzić. Inni na pieniądze nie patrzą. Tak naprawdę nie jest problemem, żeby na wesele wydać krocie. Fajerwerki, pokazy barmańskie, czekoladowa fontanna, swojski stół, fotobudka, animatorka dla dzieci, nocleg dla gości… Niektóre dziewczyny kupują sobie na wesele dwie kreacje, żeby móc się przebrać. Zresztą jak kogoś stać, to i Zenka Martyniuka może sobie ściągnąć na wesele, bo i o takich przypadkach słyszałam – mówi Agnieszka, która ślub brała w ubiegłym roku.

Z wesela zrezygnowała: urządzili z mężem przyjęcie w restauracji dla najbliższych osób: – Zbieraliśmy na dom, nie chcieliśmy wydać wszystkich oszczędności na jedną noc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pogubieni w obliczeniach

Pieniądze bardzo często bywają przyczyną sporu par. Psycholożka Marta Kędzierska z Sieci Klinik Psychologiczno-Psychiatrycznych PsychoMedic przyznaje, że do jej gabinetu nierzadko trafiają pary, które kłócą się o przygotowania ślubne i oczywiście o finanse. Są wśród nich narzeczeni na chwilę przed ślubem.

– Pamiętam parę, która nie mogła się w ogóle dogadać, a ślub coraz bardziej się zbliżał. Obie rodziny były do siebie nastawione bardzo krytycznie: jedna uważała drugą za mniej zaradną, zamożną, wykształconą, słabiej zaangażowaną. Para młoda pogubiła się w obliczeniach, było dużo wzajemnej pretensji. Pan młody nie miał pieniędzy, aby zorganizować wesele, o jakim marzyła panna młoda i jej mama. Z przygotowań w ogóle się nie cieszyli, czekali, aż to wszystko minie – opowiada psycholożka.

Problem z pieniędzmi dotyczy również drugiej strony. Pytanie, ile włożyć do koperty, zadają sobie wszyscy goście. – Słynne historie o pociętych gazetach zamiast banknotów zna chyba każdy – mówi Marta, która swój ślub planuje na sierpień 2024 roku.

– Teraz w temacie ślubów i wesel siedzę mocno, więc trochę na ten temat wiem. Niestety, wiele osób nie potrafi taktownie "wymiksować się" z wesela. Idą, ale ponieważ nie mają pieniędzy, wręczają parze młodej pustą kopertę, co jest poniżej wszelkiej krytyki. To już lepiej nie dać nic. Albo w ogóle nie przyjść – uważa.

Większość par młodych liczy po cichu, że wesele im się zwróci, co – jak zauważa Marta – w dobie inflacji jest mało prawdopodobne. Co więc stało się w ostatnim czasie weselnym trendem? – Po prostu, jak wiadomo, że ktoś nie ma pieniędzy to się go na wesele nie zaprasza. To tajemnica poliszynela, że się tak postępuje. Tak naprawdę praktycznie wszyscy tak robią, tylko nikt się do tego nie chce przyznać – twierdzi kobieta.

Wykończone, przeciążone, zestresowane

W gabinecie psycholożki Marty Kędzierskiej często zjawiają się pary, które kłócą się o to, kogo zaprosić na wesele. – Przyszłe panny młode są tym wszystkim wykończone, przeciążone, zestresowane. Często ich matki w przygotowania za bardzo się wtrącają. Chciałyby o wszystkim decydować, zwłaszcza jeśli wykładają na imprezę pieniądze zauważa psycholożka.

- To, kogo zaprosić na ślub i wesele, często skłóca przyszłych małżonków, a także młodych oraz ich rodziców. Młodzi się denerwują, gdy rodzice chcą zaprosić wujków czy ciotki, których oni w ogóle nie znają. Bywa, że młodzi czują się odstawieni na boczny tor. Panowie często mówią: "Będę aktorem na własnym ślubie" – dodaje.

Pomysł, by na wesele nie zapraszać tych, którzy nie są majętni, raczej rzadko jest omawiamy w gabinecie ekspertki. Marta Kędzierska nie ma jednak wątpliwości, że ani inflacja, ani żaden inny powód nie mogą być usprawiedliwieniem dla tego typu postępowania.

– Niektóre kobiety są tak bardzo zmęczone przygotowaniami i konfliktami po drodze, że tylko czekają, aż będzie już po wszystkim. Sęk w tym, że czekanie na ślub jak na ulgę to słaby początek. Problemy następnego dnia nie znikną – mówi ekspertka. I dodaje, że to zrozumiałe, iż zależy nam, aby ten dzień był wyjątkowy i zapisał się w pamięci, ale nie można stracić z oczu celu.

– Sensem ślubu jest chęć podzielenia się tą radością z bliskimi. Wprowadzenie nowej osoby do naszego świata, do rodziny. Myślenie o weselu wyłącznie pod kątem przygotowań i finansów mija się z celem. To nie jakość zabawy weselnej jest ważna w zawieraniu związku małżeńskiego – podkreśla Kędzierska.

Nie chcą być maszynką do zarabiania

Marta, która ślub bierze w 2024 roku, należy do kilku grup na Facebooku o tematyce ślubnej. Chętnie bierze udział w dyskusjach, radzi się i sama doradza. – Jest wiele wątpliwości. Niektóre dziewczyny podchodzą do tematu praktycznie: zapraszają np. swojego szefa, bo wiedzą, że "sypnie kasą". I wcale się z tym faktem nie kryją. Inne natomiast przyznają, że w ogóle nie liczą na to, że wesele im się zwróci. Zapraszają najbliższe osoby i ja to szanuję – tłumaczy.

– Jedna dziewczyna, której rodzice w połowie opłacali koszty, dała się namówić mamie na zaproszenie jakichś nadzianych ciotek, które podobno nie wiedzą, co mają robić z pieniędzmi. Mimo że ona ich nigdy na oczy nie widziała - dodaje Marta.

Psycholożka Marta Kędzierska zauważa, że jeśli para się ze sobą dogaduje i chce być razem, to urządzi zabawę weselną nawet w małej, ciemnej sali. – Te osoby po prostu widzą siebie u swojego boku i to jest piękne.

Jest jeszcze jeden aspekt związany z finansami. – Widzę, że panowie są na tym punkcie bardzo wrażliwi, nie chcą, żeby ich wartość była określana wyłącznie przez zasobność portfela, możliwości finansowych, kariery. Natomiast panie – i jest to doświadczenie z mojego gabinetu – często są przyzwyczajone do wygodnego życia zapewnionego im przez rodziców. Chciałyby, żeby przyszły mąż dalej realizował te ich potrzeby. Czasem pary jeszcze przed okresem narzeczeństwa zgłaszają się do mnie i zastanawiają, czy da się to wszystko jakoś pogodzić. Na pewno żaden mężczyzna nie chce być maszynką do zarabiania pieniędzy – podkreśla Kędzierska.

Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta