Wieczne dzieci
Faceci opóźniający pójście na swoje, przedłużają w ten sposób swą młodość - w Polsce to dość nowe zjawisko. Mieszkając u rodziców oszczędzają na czynszu, nie płacą za jedzenie. Oszczędności wydają na siebie - rozrywki, gadżety.
27.05.2008 | aktual.: 30.05.2010 11:46
Coraz częściej samodzielne od dawna kobiety koło 30. poznają równolatków płci męskiej, którzy wciąż żyją u rodziców. Faceci opóźniający pójście na swoje, przedłużają w ten sposób swą młodość - w Polsce to dość nowe zjawisko. Patrząc na przykład Japonii, czy Włoch można przypuszczać, że będzie się nasilać. Czy kobiety powinny zapomnieć o idealnym facecie z własnym domem?
Sara, 32-letnia graficzka z Poznania, poznała u znajomych Rafała. Był jej rówieśnikiem, nieźle zarabiał jako informatyk, jeździł rzucającym się w oczy czerwonym kabrioletem. Zaczęli się umawiać – w restauracjach, kawiarniach. Na czwartym spotkaniu Sara zaprosiła Rafała do swojego mieszkania. Liczyła, że niedługo chłopak zaprosi ją z rewizytą. Nic z tego... Wciąż spotykali się tylko w knajpach, ewentualnie wybierali się na przejażdżkę kabrioletem. Dziewczyna zaczęła się niepokoić. W końcu ich wspólni znajomi zdradzili sekret Rafała – mimo 32 lat na karku on wciąż mieszka u rodziców. – Mógłbym kupić swoje mieszkanie, ale u rodziców jest mi wygodniej – tłumaczył ten stan rzeczy Rafał. Dziewczyna uznała, że to wyraz niedojrzałości partnera i zerwała znajomość.
Podobne perypetie spotykają coraz więcej kobiet w niemal całej Europie. - Mamo, nie płacz, nigdy cię nie opuszczę – zapewniał bohater pamiętnego filmu „Wałkonie” Federico Felliniego, typowy włoski maminsynek. Jego słowa w kraju pizzy i piłki nożnej są życiowym mottem milionów dorosłych osób, głównie mężczyzn.
Aż 70 proc. osób w wieku 20-34 lata mieszka tam z rodzicami. Jeszcze 20 lat temu ten odsetek nie przekraczał 50. To zjawisko ma różne przyczyny, ale głównie chodzi o pieniądze. Przedstawiciele „Pokolenia 1000 euro” (nazwa pochodzi od przeciętnej wysokości zarobków młodych ludzi, którzy mimo świetnego wykształcenia nie są w stanie znaleźć dobrze płatnej pracy. Polska wersja to „pokolenie tysiąc złotych brutto”) twierdzą, że nie stać ich na usamodzielnienie się, bo ceny mieszkań czy koszty wynajęcia są za duże.
Mieszkając u rodziców oszczędzają na czynszu, nie płacą za jedzenie. Wszystko, co zarobią zostaje w portfelu. Dlatego – choć są za biedni na życie na swoim – okazują się ulubioną grupą docelową wielu producentów dóbr luksusowych. Całe oszczędności mogą bowiem wydać na siebie – rozrywki, ciuchy, najnowsze gadżety, itp. Pod względem liczby facetów mieszkających u rodziców mimo 30-tki na karku, Włosi są rekordzistami. Jednak liczba dorosłych dzieci (z angielskiego „kidults”) rośnie w całej Europie (średnio 29 proc. osób w wieku 18-34 nie poszło jeszcze na swoje) oraz Japonii.
Pod koniec 2007 roku, GE Money Bank opublikował raport, z którego wynika, że Polacy sposród nacji Europy Środkowo-Wschodniej najbardziej ociągają się z opuszczeniem domu rodziców. Dotyczy to aż 70 proc. 18-29-letnich Polaków. Dla porównania w Rosji, na Węgrzech i w Czechach dotyczy to mniej niż połowy osób w tym wieku. Jakby tego było mało, co czwarty Polak nie wyprowadza się od rodziców do końca życia. Nie wiadomo, ilu robi to z wygody, a ilu z przyczyn ekonomicznych.
Dorosłe, czy też wieczne dzieci, często mówią, że taki stan rzeczy im odpowiada. Część psychologów tłumaczy, że to jedynie objaw ich wygody (mama wypierze, posprząta i ugotuje, więc „młody” może zająć się ciekawszymi zajęciami). Jednak są specjaliści uważający, że nieusamodzielnienie się między 20. a 30. rokiem życia ma swoje złe konsekwencje, które ciągną się za nami aż do śmierci.
Tak uważa choćby psycholog rozwojowy Erik Erikson. Jego zdaniem, 20-30-latek musi stworzyć prawdziwy związek z osobą spoza rodziny. Inaczej zacznie cierpieć na osamotnienie, będzie mu doskwierać poczucie pustki i izolacji. Do tego trudno mu będzie spełnić się – życie u rodziców to forma pójścia na łatwiznę, która nie daje nam satysfakcji na dłuższą metę. Człowiek ma poczucie spełnienia, zrealizowania się, gdy udaje mu się osiągnąć cele trudne do zdobycia.