Wielkanoc w oczach najmłodszych

Wielkanoc w oczach najmłodszych

Wielkanoc w oczach najmłodszych
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
06.04.2007 14:24, aktualizacja: 31.05.2010 21:40

Z czym najmłodszym kojarzy się Wielkanoc? Przede wszystkim, z różnymi dobrymi rzeczami, na przykład czekoladą i cukierkami. Ale nie tylko. Przeczytaj, co przedszkolaki mają do powiedzenia na ten sympatyczny temat.

Z czym najmłodszym kojarzy się Wielkanoc? Przede wszystkim, z różnymi dobrymi rzeczami, na przykład czekoladą i cukierkami. Ale nie tylko. Przeczytaj, co przedszkolaki mają do powiedzenia na ten sympatyczny temat.

Nikt nie może się obrażać

Pytanie o tradycję sprawia trochę kłopotów. Ula tego nie wie i Kuba nie wie. Wie natomiast Inga. - To jest takie coś, co trzeba zrobić. Co należy zrobić - mówi dobitnie pięcioletnia dziewczynka, wstając z krzesła i mocno gestykulując. - Nie mówi się na tradycję - „nie mogę”. To po prostu człowiek musi zrobić. Kuba z podziwem spogląda na koleżankę. Teraz bez problemu przekłada definicję Ingi na to wszystko, co związane jest z wielkanocnymi świętami. - Tradycja to będzie malowanie pisanek, kupowanie bożego baranka i lanie się zimną wodą. I nikt nie może się obrażać, że woda jest zimna, bo to tradycja.

Smakołyki w koszyczku

- To będzie jeszcze pójście do kościoła i poświęcenie tych wszystkich smakołyków w koszyczku - dodaje Inga. Smakołyki leżą na serwetce. Jest wśród nich baranek owinięty w sreberko. - Nie jest mi żal zjadać baranka, bo jest przecież z czekolady, tylko mi żal papierka, bo już go trudno tak ładnie wyprostować... Kuba ma jeszcze baranka z poprzedniego roku. - On cały czas siedzi w koszyczku. Trochę go polizałem, bo jest z cukru, ale jeszcze się nadaje do święcenia. Dzieciom z tarnowskiego przedszkola nr 17 o profilu artystycznym, święta wielkanocne kojarzą się z różnymi dobrymi rzeczami, na przykład czekoladą i cukierkami. Tylko siedmioletniemu Krystianowi święta kojarzą się przede wszystkim ze sprzątaniem, czyli tym, co bardzo lubi robić, głównie dlatego, że kocha odkurzacze.

- Jak już posprzątamy, pójdziemy z mamą poświęcić jedzenie dla Jezusa. Jak są święta, to ludzie pryskają się wodą, a jak nie ma świąt, to preparatem przeciwkomarowym - tłumaczy chłopiec. Baranki mogą być różne. Nie tylko z cukru i czekolady. Karolinka ma takiego z plastiku. - Są z cukru? - dziwi się. - Nigdy takiego nie miałam. A to się je? Krystian ma elektrycznego, na baterie. - Chodzi w kółko i prosto i mówi: meee. Wiktoria też ma plastikowego baranka. - W koszyczku mam jeszcze zajączka, jajeczka, kiełbaskę i chleb. Potem wszyscy mogą się tym jedzeniem podzielić. Na śniadanie wielkanocne, zdaniem Ingi, zjada się same dobre rzeczy i dzieli się opłatkiem. Kuba potwierdza, że tak właśnie jest z jednym wyjątkiem:

- Nie wolno jeść cukierków, tylko jeden kawałek czekolady można. Dla Elizy nie ma to znaczenia, bo nie przepada za słodyczami. - Mama nie pozwala mi jeść cukrowych baranków, ani ja nie mam na nie ochoty. Za dużo jest w nich cukru. Dla Elizy najprzyjemniejsze chwila to ta, kiedy jest już po święceniu i można z koszyczka wyjadać różne inne rzeczy i jeszcze ta, kiedy zaczyna się malowanie pisanek. - Dużo ich maluję. Czasem cztery, czasem trzy. Tyle ile tata wydmucha, a trudno się dmucha, mama by nie potrafiła. Jak już wyleci jajko białe i jajko żółte, to można z nich kogel mogel zrobić. Ula sięga po fachowe słownictwo:

- U mnie wydmuszki robi mama. Żeby wylało się białko i żółtko trzeba zrobić dziurki z dwóch stron. To się chyba wiertarką robi, albo gwoździem.

Bywa jednak, że święta nie są dobrym wspomnieniem...

Rok temu miałam najsmutniejszego śmigusa dyngusa - mówi Eliza. - Byłam chora i nie wolno mnie było oblewać. Nikt się nie chciał ze mną bawić, chociaż miałam pistolet na wodę. Hubert nawet nie chce myśleć o takim lanym poniedziałku. - Ja nie lubię, tylko kocham się oblewać. Oblewamy się z mamą i z wujkiem Łukaszem, najlepiej wodą z miski, a potem ścieramy podłogi. Żeby tradycji stało się zadość, Hubert do koszyczka wkłada także cukrowego baranka, a potem go liże. - Cukru nie lubię, ale lubię lizać - tłumaczy. Co to jest post?

Słowo „post”, okazuje się równie trudne do zdefiniowania jak „tradycja”. - W post to się chyba chodzi na cmentarz - zastanawia się głośno Ula. - Ja uważam, że to coś innego - włącza się sześcioletnia Ola. - Słyszałam jak mama powiedziała córce, która jest moją kuzynką, że nie można jeść w Wielki Post cukierków. I chyba batoników i mięsa też nie wolno. Pięcioletni Filip nie ma wątpliwości, że rodzice w czasie postu nie mogą jeść czegoś tłustego, na przykład boczku. - Nie je się wtedy jeszcze szynki - dorzuca Eliza. - A pasztet można? - dopytuje Hubert. U pięcioletniego Michałka z koszyczkiem idzie do święcenia pięć osób. - Pięć koszyczków idzie. Pies zostaje. No bo jak pies mógłby nieść koszyk? Tylko w pysku, ale to niewygodnie. A nie ma jeszcze takich ubranek dla psów z przyklejonym koszyczkiem na plecach. U Uli koszyczek niesie ona i młodsza siostra. Ta starsza, co już ma trzynaście lat, nie chce, bo się wstydzi. - Nie wiem dlaczego się wstydzi i nie wiem, czy ja też będę się wstydzić jak bardziej urosnę.
Podczas śniadania wielkanocnego Uli najbardziej smakuje chleb z chrzanem.

- Piecze ten chrzan, ale go lubię. Gorzej wygląda sprawa z cukrowymi barankami. - Nie wszystkie da się zjeść, bo choć z cukru, to niektóre są gorzkie, więc lepiej je zostawić na następny rok. Będzie oszczędność.

Sam koszyczek powinien wyglądać bardzo ładnie. Oprócz jedzenia, wkłada się do niego różne zieleniny, jakieś listki, gałązki, bazie i kwiatuszki. Obok leżą pisanki z różnymi wzorkami. - Pisanki robię w domu i w przedszkolu. W przedszkolu najpierw sypiemy proszek do szklanki, dodajemy wodę i ocet i wrzucamy jajko - opisuje Michał. - Miesza się, miesza i wyciąga patykiem za dziurkę. To znaczy wykałaczką. Potem takie jajko schnie, a potem to już nie wiem, co się robi. Wiktoria maluje na wydmuszkach: kwiatuszki, serduszka, domki i kotki. Ola ma inny sposób. - Ja dostałam od babci pieczątki w kształcie króliczków z różnymi wzorami. Ładnie to wychodzi, ale jeszcze nie próbowałam.