Wielu rodziców przekracza granice. Internauci mają na to mocną nazwę
Bliskie relacje rodziców z dziećmi są wspaniałe, o ile nie są... zbyt bliskie. Kiedy dziecko wchodzi w rolę partnera – a raczej my je w tej roli stawiamy – dochodzi do problemów, które mogą położyć się cieniem na ich przyszłości.
25.02.2019 | aktual.: 25.02.2019 15:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bliskość z dzieckiem to kontrowersyjny temat. Co rusz przekonują się o tym gwiazdy. Na początku lutego Brzeziński – początkujący raper i gwiazda programów typu reality show, miał problemy z opublikowanym w mediach społecznościowych zdjęciem. Na fotografii kąpie się nago w wannie z dwoma synami.
Dużo wyraźniej na cenzurowanym znalazła się trochę wcześniej Edyta Górniak. Gwiazda, której syn staje się na jej oczach młodym mężczyzną (i to niezwykle bojowym – jak przyznała ostatnio, trzyma on w domu broń, choć zapewne nie jest to jeszcze broń na ostrą amunicję). Jednak w sierpniu głośno było o niej po pocałunku, którym wspierał ją za kulisami w Sopocie.
Toksyczne uwikłanie
"Uważam to za dziwne zjawisko, ale częste" – napisała wtedy jedna z komentujących. "To kontrowersyjne i niezbyt właściwe" – napisała kolejna. Pocałunek ten złożony był wprost na ustach syna i to sprawiło, że wiele osób uznało go za kontrowersyjny. "A teraz mam jeszcze pytanie – jaka by była wasza reakcja, jakby to ojciec pocałował swoją nastoletnią córkę w taki sposób?" – pyta pierwsza z cytowanych.
Internauci oceniają, że za podobnymi zachowaniami rodziców (a takowe zdarzają się przecież często, nie tylko celebrytom), stoi jakiś rodzaj bliskości, która nie uchodzi w relacjach rodzinnych, a jedynie romantycznych, między dorosłymi. W sieci można spotkać określenie na takie relacje. Jest ono bardzo mocne: kazirodztwo emocjonalne.
Fizyczna bliskość między rodzicamim i dzieckiem to kwestia granic, które należy wyznaczyć. To, co najbardziej bulwersuje internautów, to podejrzenie stojącej za nimi bliskości emocjonalnej. To właśnie ona jest pierwyszm skojarzeniem, kiedy pytam psychologów o zagadkowe internetowe hasło "kazirodztwo emocjonalne".
Jak wyjaśnia psycholog Katarzyna Kucewicz, w tej naukowej dyscyplinie nie ma takiego pojęcia. – Nie jestem zachwycona tym określeniem, ale zazwyczaj mówię o tym jako o uwikłaniu emocjonalnym. Ma to w sobie bardzo wiele cech toksycznej relacji. Dużo się pisze o toksycznych związkach, relacjach w miejscu pracy, ale przecież czasami możemy być toksycznymi rodzicami – stwierdza, przypominając, że w tej sytuacji odpowiedzialność za te "toksyny" spada na rodzica. Nie można być "toksycznym dzieckiem".
Jej zdaniem do tego typu relacji dochodzi najczęściej w rodzinach o różnych poziomach "dysfunkcji", której jednak nie należy rozumieć dosłownie, kojarząc z patologią. Często zdarza się na przykład, jak mówi, wtedy, kiedy jedno z rodziców zostaje samo. – Niektórzy samotni rodzice mają skłonność do nadmiernego obciążania emocjonalnego swoich dzieci sobą.
Dzieci wtedy wchodzą w rolę partnerów. Oczywiście nie w kontekście seksualnym, ale jako powiernicy, przyjaciele, doradcy, czasem osoby, z którymi spędza się wolny czas – wyjaśnia psycholożka. – Część rodziców składa na dziecko bagaż oczekiwań taki, jak wobec dorosłego partnera, a dziecko z miłości do rodzica chce pomóc i stara się ten bagaż udźwignąć, co jest ponad jego siły – mówi.
- Przypomina to trochę inny zły model rodzinnych relacji: syndrom bohaterskiego dziecka, przejawiający się często u dzieci alkoholików. Te, porzucone same sobie, stają się odpowiedzialne za dobrobyt rodziny. Biorą na siebie obowiązki, których dzieci odczuwać na sobie nie powinny, a razem z nimi odpowiedzialność za to, jak jest. To jest zamiana ról. Jeśli rodzice chcą traktować dziecko jak powiernika, to to jest dla niego zawsze obciążenie, nawet jeśli żadna ze stron nie jest świadoma przekraczania pewnych granic. Ale więź rodzic/dziecko powinna te granice mieć, i to wyraźne – tłumaczy psycholożka.
Sygnały alarmowe
Jak dodaje, to właśnie to poczucie odpowiedzialności i zaangażowania może doprowadzić do pogubienia. – Kobiety mówią często "moja córka jest moją przyjaciółką". Kiedy to słyszę, jestem przerażona – wyjaśnia. Podkreśla, że dzieci nie potrzebują w rodzicach przyjaciół, bo tych sobie znajdą, potrzebują oparcia.
- Dziecko parentyfikowane, czyli będące np. matką swojej matki, potem w przyszłości bywa nadodpowiedzialne, nieufne, nie umie brać pomocy od innych. Nosi na sobie ciężar, całe życie martwi się o rodzicielkę. I wcale nie jest tak, że matka jest szczęśliwa - matki, którym córki matkują, osłabiają się, wewnętrznie wcale nie jest im z tym dobrze - dodaje.
Warto zwrócić więc uwagę na sygnały alarmowe. Problem: one będą w nas, więc trzeba słuchać uważnie. – Przede wszystkim powinniśmy się zastanowić, czy nie stawiamy dziecka w roli, w której ono nie powinno być. Chociażby, jako wymarzonego partnera – tłumaczy Katarzyna Kucewicz. Ze swojej praktyki przywołuje przykłady osób, które dopiero jako dorosłe orientowały się, że w ich życiu cały czas coś było nie tak, że były w roli "ratownika" nadużywane.
– Ojciec opowiadał córce o tym, jak źle jest w łóżku z jej matką, że przytyła i już mu się nie podoba, że się nie rozumieją. Do podobnych rzeczy – wśród dorosłych – dochodzić może przykładowo w rodzinach patchworkowych. Bywa, że mężczyźni mający młode żony, faworyzują córki: zbliżone wiekiem, ale przecież, w ich opinii, mające ich "gen mądrości" – opowiada.
Jeden pocałunek nie musi o niczym świadczyć, wszystko zależy od kontekstu. Warto jednak zwrócić uwagę na nasze relacje z dziećmi. Pamiętajmy, że póki dziecko nie jest dorosłe, nie powinniśmy oczekiwać od niego wsparcia. W żadnym aspekcie życia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl