Wigilia zawsze kończy się awanturą. Wszystko przez rodzinny konflikt

Wigilia zawsze kończy się awanturą. Wszystko przez rodzinny konflikt

Przez rodzinny konflikt każdego roku przeżywają koszmar
Przez rodzinny konflikt każdego roku przeżywają koszmar
Źródło zdjęć: © WP
21.12.2022 15:44, aktualizacja: 21.12.2022 18:11

Ona z dziećmi jedzie na Wigilię do rodziców, on zostaje sam w domu i czeka na powrót rodziny. Nie jest mile widziany u teściów, bo diametralnie "różnią się ich systemy wartości". Świąteczna kolacja kończy się awanturą. – Wszystkie granice w tej rodzinie są przekraczane - mówi psycholożka Joanna Popławska.

- Święta Bożego Narodzenia kojarzą się z rodzinną atmosferą, ciepłym światłem choinkowych lampek, zapachem pieczonego makowca i pierogów z kapustą i grzybami – wylicza ze smutkiem w głosie 42-letnia Weronika z Warszawy. – Ale nie u mnie. Mimo że wszystkie atrybuty świąt pojawiają się w naszym domu, to jest to najgorszy czas w całym roku. A to dlatego, że brakuje miłości, spokoju i rodzinnego ciepła. Są za to awantury, wywrócona choinka, zapach alkoholu i pijany mąż.

Pochodzenie różnicą nie do zaakceptowania?

Na ślub Weroniki i Witka, który miał miejsce 12 lat temu w Pałacu Ślubów w Warszawie, zjechały się tłumy gości. – Mamy mnóstwo znajomych, Witek pochodzi do tego z wielodzietnej rodziny, więc nie wszyscy zmieścili się w sali, w której składaliśmy sobie małżeńską przysięgę. Drzwi były otwarte i część gości musiała stać w holu. Niestety w tej ważnej uroczystości nie uczestniczyli moi rodzice – wspomina Weronika.

– Powiedzieli, że popełniam życiowy błąd, wychodząc za Witka, i nie będą do tego przykładać ręki. Ich zdaniem nasz ślub to był powód do płaczu, a nie świętowania. Wtedy sądziłam, że są wobec niego uprzedzeni, bo go nie znają. Jednocześnie liczyłam na to, że z czasem, gdy pojawią się wnuki, zmiękną i zaakceptują mojego męża. Teraz myślę, że mieli rację… – dodaje.

Zdaniem psycholożki Joanny Popławskiej, odpowiedzialność za to, co dzieje się w związku, ponoszą obie strony. – Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której tylko jeden z partnerów, w tym wypadku mężczyzna, ponosi całą winę za kryzys czy rozpad relacji – mówi psycholożka. – To nigdy nie jest odpowiedzialność jednej strony, bo związek tworzą dwie osoby. I nawet jeśli jedna robi dużo złego, a druga nie reaguje na to zło, to ponosi odpowiedzialność z powodu swojej bierności, nicnierobienia.

Najgorsze dla rodziców Weroniki było pochodzenie zięcia. – Nie umieli się pogodzić z tym, że Witek urodził się w kaszubskim miasteczku, że jego rodzice nie zrobili kariery, nie skończyli studiów – opowiada Weronika. – Moja teściowa była kierowniczką w mleczarni, a jej mąż prowadzi do tej pory niewielki sklep z różnymi częściami metalowymi, śrubami, gwoździami itp. Są zamożnymi ludźmi, mają piękny dom, wykształcili trójkę dzieci, wszystkie skończyły studia, a mój mąż nawet zrobił doktorat. Nie został jednak na uczelni. Może gdyby to zrobił, to rodzice patrzyliby na niego łaskawszym wzrokiem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najpierw Wigilia z rodzicami, potem z mężem

Rodzice Weroniki nigdy nie zaprosili zięcia do siebie do domu. Gdy go spotykali w szpitalu przy narodzinach wnuków, chłodno kiwali głową na jego "dzień dobry". Urodziny Małgosi i Jacka zawsze odbywały się na raty – osobne z tatą i rodziną taty w domu, osobne u dziadków, z rodziną mamy.

– Taki podział Jacek nawet jakoś tolerował, ale najgorsze zawsze były i są święta Bożego Narodzenia – mówi Weronika. – Mimo że prosiłam o to rodziców wiele razy, dyskutowałam z nimi razem i osobno, prosiłam o pomoc w negocjacjach siostrę mamy i siostrę taty. Nic nie działało, byli nieprzejednani.

Gdy Weronika pytała rodziców, dlaczego nie akceptują jej męża i nie mogą zaprosić go do siebie choć raz w roku na Wigilię, zasłaniali się diametralnie różnym systemem wartości, różnicami w pochodzeniu, kulturze osobistej.

– Najbardziej mnie bolało, gdy mówili, że jest złym człowiekiem. Nigdy jednak mi nie wyjaśnili, co mają konkretnie na myśli. Zawsze zasłaniali się jakimiś insynuacjami, mówili, że znają kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś, kto powiedział, że Witek ma za sobą niejasną przeszłość, że uciekł z rodzinnej wsi, bo zmusił jakąś dziewczynę do aborcji… – opowiada kobieta.

- Dla rodziców, którzy są konserwatystami, głęboko wierzącymi i religijnymi tego typu plotki wystarczyły, żeby go unikać i nie akceptować. Zwłaszcza, że mąż jest ateistą, antyklerykałem o mocno progresywnych lewicowych poglądach. Gdy go pytałam o tę niechcianą ciążę, pukał się w głowę. Ale gdy zapytałam o to samo teściową, to powiedziała, że to nieprawda, bo to nie Witek był ojcem tego dziecka… - dodaje.

- Mam wrażenie, że w tym małżeństwie ważniejszą rolę niż dwoje dorosłych ludzi odgrywają rodzice pani Weroniki. To oni decydują o tym, jak ta rodzina żyje, jak spędza święta, jakie wartości wyznaje. Tak jakby ich córka wciąż była małą dziewczynką, a wyjście za mąż było jedynym aktem nieposłuszeństwa wobec rodziców, za który cały czas ją karzą – mówi Joanna Popławska.

- Ciekawi mnie, co sprawia, że wybiera rodziców, a nie swojego męża, partnera i ojca swoich dzieci. Dlaczego nie umie postawić rodzicom granicy i wyjaśnić im stanowczo, że to teraz mąż i dzieci są jej najbliższymi i najważniejszymi osobami… Jej bycie w rozdarciu między rodzicami a partnerem powoduje, że ani jedna, ani druga strona nie jest zadowolona, podobnie jak sama pani Weronika - dodaje.

Wywrócona choinka - świąt już nie będzie

Wigilia u Weroniki i Witka wygląda tak: ona robi zakupy, przygotowuje wszystkie potrawy, kupuje dla dzieci prezenty. On się w to nie angażuje. Jedyne na co się zgadza, to kupowanie z dziećmi choinki, którą następnie one same ubierają.

– Do rodziców z dziećmi jadę zazwyczaj na godzinę 16, wcześniej wszystko w domu przygotowuję na tę drugą, naszą Wigilię – opowiada Weronika. – U rodziców spędzamy ok. dwóch i pół godziny, a potem pędzimy z dziećmi do domu. Zawsze z duszą na ramieniu. Kiedyś Witek był tylko zły, potem wściekły. Od kilku lat zazwyczaj jest już wstawiony, w zeszłym roku był kompletnie pijany… Wigilia zakończyła się awanturą, przewróconą choinką i płaczem - moim i dzieci. Sąsiadka powiedziała, że chciała wezwać policję, bo tak zaniepokoiły ją wrzaski.

Weronika od lat próbuje przekonać męża, że jej wizyty u rodziców w wigilijne popołudnie nie są wymierzone w niego. – On uważa inaczej, mówi, że jestem wobec niego nielojalna – przyznaje kobieta. – Ale ja kocham rodziców, są dla mnie bardzo ważni i nie wyobrażam sobie świat bez wizyt u nich. Witek chciał, żebyśmy jeździli do jego rodziców, ale udało mi się go przekonać, żebyśmy Boże Narodzenie spędzali w Warszawie, a Wielkanoc u jego rodziców na Kaszubach. Tylko wydaje mi się, że to już długo nie potrwa, bo nie chcę takich świąt więcej; z wywróconą choinką, awanturą, przekleństwami i pijanym mężem.

- Oczywiście nic nie tłumaczy awantur i upijania się przez tego pana w święta, ale wyobrażam sobie, że poczucie odrzucenia, wyalienowania, bycia gorszym i niewystarczającym dla rodziców żony jest tak dojmujące, że próbuje je zagłuszyć alkoholem – mówi psycholożka Joanna Popławska.

– Jednak nie alkohol zdaje się być tu głównym problemem, ale właśnie stawianie granic, czego pan Witek, podobnie jak jego żona rodzicom, też nie umie. Przecież on, czekając aż jego żona z dziećmi wróci do domu od teściów, biernie godzi się na jej zachowanie. Oprócz wyrażania złości i frustracji, nie widać działań po jego stronie - zauważa ekspertka.

- Mam poczucie, że wiele osób w tej rodzinie pozamieniało się rolami, o sprawach kluczowych decydują nie ci, co powinni, a granice są przesuwane dowolnie. Warto pamiętać, że taki model funkcjonowania rodziny i pary widzą dzieci tych państwa i taki uznają za normę. Zalecałabym wizytę Weroniki i Witka u terapeuty, bo zmiana jest możliwa, ale wymaga zdecydowanych ruchów. Bez pomocy specjalisty zdają się być one niemożliwe - ocenia.

Weronika smutno patrzy w zdjęcia wigilijnego stołu, które zrobiła przed wyjściem. – Mama powiedziała, że jak do nich w tym roku nie przyjdę, to nie chce mnie znać – mówi kobieta. – Witek powiedział, że jak pojadę do rodziców, to on nie chce mnie znać. Niezależnie od tego, co zrobię, stracę bliskie mi osoby…

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.