"Właśnie poroniłam. Całe szczęście!"
“Jestem na zebraniu zarządu. Właśnie tracę dziecko. Dzięki Bogu, bo, żeby przeprowadzić aborcję w Wisconsin trzeba przejść popi......ą trzytygodniową procedurę.”
Taki wpis ukazał się niedawno na stronie Twitter i wywołał burzę w mediach.
04.11.2009 | aktual.: 31.05.2010 11:44
“Jestem na zebraniu zarządu. Właśnie tracę dziecko. Dzięki Bogu, bo żeby przeprowadzić aborcję w Wisconsin trzeba przejść popi......ą trzytygodniową procedurę.” Taki wpis ukazał się niedawno na stronie Twitter, portalu społecznościowym na punkcie którego oszalała Ameryka. Teraz oszalała także na punkcie autorki tego wyznania, którą odsądzono już od czci i wiary.
Nazywa się Penelope Trunk, jest autorką, blogerką i dyrektorką firmy doradczej. Ma 42 lata, jest rozwódką samotnie wychowującą dwójkę dzieci, doświadczyła już wcześniej i aborcji i utraty ciąży. Jej wpis wywołał burzę, nie tylko w sieci. Już w kilka godzin po tym, jak informacja o poronieniu w czasie zebrania trafiła do Twittera, o jej historii infromowały stacje ABC, CNN, zaraz potem The New York Times. Oskarżono ją o bezduszność, brak empatii. Przecież tyle kobiet nie może zajść w ciążę, chociaż tak się starają, a ona beztrosko opisuje jak to szczęśliwie od ciąży się uwolniła.
Trunk uważa, że wszyscy powinni zwrócić większą uwagę w jej wpisie na fakt, że na wizytę w klinice aborcyjnej czeka się trzy tygodnie. W czasie wywiadu dla CNN tak podsumowała to zamieszanie: - Wygląda na to, że cały świat woli poronienie od aborcji, nawet papież. Dla mnie to tak, jakbym powiedziała, co jadłam na lunch.
Na oskarżenia o brak współczucia wobec innych kobiet przechodzących przez podobne tragedie bez uśmiechu na twarzy odpowiada (tym razem już stacji ABC):
- Kiedy za pierwszym razem poroniłam, odczuwałam z tego powodu smutek. To było bardzo typowe doświadczenie. Ale moim zdaniem to bardzo ogranicza kobiety, że wolno mówić o swoim poronieniu tylko wtedy, kiedy nas ono smuci. Ja [w swoim wpisie] tylko stwierdziłam fakt. Tych wszystkich, którzy nazywają mnie bezduszną, bo w tak rzeczowy sposób podeszłam do utraty dziecka, zadaję pytanie, czego ode mnie chcecie? Czy oczekujecie, że będę płakać za każdym razem, kiedy będę o tym mówić? To fakt: jestem szczęśliwa, że straciłam to dziecko.
Oczywiście wielu komentatorów i internautów zmieszało Penelope z błotem. Ale znaleźli się i obrońcy boleśnie szczerej blogerki.
Rachel Walden z bloga Women’s Health News napisała: „Pomysł, że poronienie jest czymś osobistym, co powinno zostać sekretem, niezależnie od tego czy kobieta chce się z tym kryć czy nie, to problem”.
A Amanda Marcotte z kobiecego bloga XX Factor dodała: „Jeśli opinia publiczna musi zmierzyć się z faktem, że nie każde poronienie spotyka się z rzeką łez może mieć dramatyczny wpływ na to jak postrzegamy ciążę, aborcję i różne doświadczenia kobiece związane z naszymi funkcjami reprodukcyjnymi.”