#WszechmocneWystąpiła o "rozwód kościelny". Padły skandaliczne pytania

Wystąpiła o "rozwód kościelny". Padły skandaliczne pytania

"Rozwód kościelny" to proces zawiły, a jego strony nierzadko wychodzą z niego obciążone psychicznie. Tak było w przypadku unieważnienia małżeństwa Magdy. - Gdybym miała przechodzić przez to jeszcze raz, nigdy bym się na to nie zdecydowała - opowiada.

W 2022 r. w Polsce wydano wyroki w 3643 sprawach o nieważność małżeństwa
W 2022 r. w Polsce wydano wyroki w 3643 sprawach o nieważność małżeństwa
Źródło zdjęć: © Getty Images
Sara Przepióra

Mieszkająca w Łodzi Magda podjęła decyzję o "rozwodzie kościelnym" po pięciu latach trwania małżeństwa. - Odkryłam, że mąż ma romans. Wpadł, gdy nie wyłączył laptopa i poszedł pod prysznic. Coś mnie tknęło. Przejrzałam wiadomości na Facebooku. Okazało się, że od roku prowadził podwójne życie - wyznaje.

Załamana niewiernością męża kobieta wystąpiła o rozwód. Ze sprawą cywilną poszło sprawnie. Wyzwaniem okazało się unieważnienie ślubu kościelnego. - Bo Kościół nie uznaje zdrady, jako powodu do rozstania. W skardze powołałam się więc na to, że mąż nie chciał założyć rodziny, choć przed ślubem o tym nie wspominał - stwierdza z żalem.

Magda od zawsze była osobą wierzącą. Unieważnienie małżeństwa było dla niej szansą na nowy start w życiu i ponowne wzięcie ślubu kościelnego. Do całego procesu "rozwodu" przygotowywała się sama. - O jego przebieg i przykładowe pytania, które mogłyby paść na przesłuchaniu, podpytywałam w mediach społecznościowych bardziej doświadczonych osób, które są już w procesie - mówi. W 2021 roku, po dziewięciu miesiącach od złożenia pisma do sądu kościelnego, kobieta otrzymała informację, że sprawa jest w toku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Pół roku później zostałam wezwana na przesłuchanie. Przez dwie godziny księża i sędziowie kościelni odpytywali mnie ze szczegółów dotyczących małżeństwa. Chcieli wiedzieć nie tylko, jak wyglądało nasze życie, ale pytali też o to, czy zajmowałam się domem i czy mężowi niczego nie brakowało. Potem poruszyli temat współżycia. Nie spodziewałam się tak intymnych pytań - wspomina Magda. - Z każdym kolejnym czułam, że to nie były mąż jest winny rozpadowi małżeństwa, tylko ja - dodaje.

Kobieta została następnie poddana badaniom biegłego psychologa. - Na podstawie testów i krótkiej rozmowy opisano mnie jako osobę niedojrzałą emocjonalnie. Teraz już wiem, że popełniłam błąd, nie zwracając się o pomoc do adwokata kościelnego na samym początku. Po otrzymaniu opinii biegłego próbowałam wraz z prawnikiem poprosić sąd o ponowną rozmowę z innym psychologiem. Bez skutku - dodaje.

Magda otrzymała w międzyczasie wyrok, ale małżeństwo unieważniono z jej winy. - Poczułam się oszukana. Nie dość, że nie zawiniłam rozpadowi małżeństwa, to jeszcze muszę ponosić skutki czyjejś decyzji. Jak mam to wytłumaczyć komuś, z kim w przyszłości chciałabym wziąć ślub? - pyta ze smutkiem.

Spraw o unieważnienie małżeństwa nadal sporo

Prawo kanoniczne dość jasno wskazuje sytuacje, które mogą stanowić podstawę do tego, by unieważnić małżeństwo. Z reguły jednak Kościół utrzymuje stanowisko, że "rozwodu kościelnego" nie daje, ale za to próbuje dociec, czy można uznać, że sakramentalny związek został ważnie zawarty.

Zanim para stanie na ślubnym kobiercu, powinna być więc zgodna co do wspólnego pożycia. Partnerzy muszą być otwarci na chęć posiadania potomstwa i nie zatajać bezpłodności, impotencji lub braku woli posiadania dzieci. Ważna jest także przysięga dotycząca wierności i trwałości związku. Żaden z małżonków nie powinien na tym etapie chcieć w przyszłości rozwodu.

- Jeśli któraś z przesłanek nie jest spełniona, sąd kościelny może mieć podstawy do tego, aby uznać, że małżeństwo nie zostało zawarte w sposób ważny. Unieważnienie ślubu kościelnego można orzec na podstawie małżeńskich przeszkód, wad zgody małżeńskiej, braku formy kanonicznej. Można też mówić o tzw. rozwiązaniu węzła małżeńskiego. Jeden z przykładów to małżeństwo zawarte, ale niedopełnione - wskazuje dr Arletta Bolesta, adwokat kościelny.

Choć mogłoby się wydawać, że skomplikowana procedura kościelna zniechęca małżonków do składania skarg, najnowsze statystyki sądów kościelnych w Polsce wskazują, że w minionym roku, wydano wyroki w aż 3643 sprawach o nieważność małżeństwa. Z najświeższych danych wynika, że 70 proc. spraw zakończyło się wyrokami pozytywnymi, potwierdzającymi, że sakrament małżeństwa nie zaistniał w świetle prawa kanonicznego.

Proces unieważnienia małżeństwa może przebiegać w sposób skrócony lub zwykły. W pierwszym przypadku obie strony w porozumieniu zwracają się sądu kościelnego z prośbą o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Znacznie częściej małżonkowie przechodzą przez drugi z wymienionych wariantów, trwający zazwyczaj od roku do nawet kilku lat.

- Wtedy sprawę zaczyna się od przygotowania skargi powodowej. Następnie sąd przesłuchuje w intymnej atmosferze obie strony i świadków, a przedstawione zeznania są tajne. Zeznania powinny być prawdziwe i szczegółowe, aby można było wydać sprawiedliwy wyrok - podsumowuje adwokat kościelny.

"Opisał mnie jako nimfomankę"

O tym, jak krzywdzące mogą być nieprawdziwe zeznania, przekonała się Natalia. Kobieta pochodzi z niewielkiej miejscowości położonej w centralnej Polsce. Nie spieszyło się jej do ślubu z partnerem, z którym była wówczas od siedmiu lat. Rodzina miała jednak wobec pary inne plany.

- Pobraliśmy się młodo, bo tak chcieli rodzice. Harowałam dzień i noc, żeby opłacić ceremonię i wesele. Zrezygnowałam nawet ze studiów i w pełni poświęciłam się zarabianiu pieniędzy. Wszystko po to, żeby wziąć ślub, którego tak naprawdę nie chciałam - mówi.

Partner Natalii był bardzo religijny. Po długich rozmowach przekonał ją do ślubu kościelnego. Ich małżeństwo przetrwało niecałe dwa lata.

- Próbował od pewnego momentu przejąć nade mną kontrolę. Myślał, że skoro jest moim mężem, może mi zakazywać i nakazywać, co tylko zechce. Skończyły się czułości, a zaczęły samotne wieczory, wieczne kłótnie, krzyki i pretensje. Byłam wrakiem człowieka. W końcu powiedziałam dość. W 2019 roku wystąpiłam tylko o rozwód cywilny, ponieważ unieważnienie małżeństwa przez Kościół mnie nie interesowało. Nie jestem osobą wierzącą. Mąż miał jednak inne plany - wyznaje.

Po dwóch miesiącach od rozstania Natalia otrzymała wiadomość od byłego partnera. - "Piszę list do sądu kościelnego. Dostaniesz kopię" - przytacza jego słowa.

- Gdy zobaczyłam treść pisma, ścięło mnie z nóg. Zaczął od tego, że został do ślubu przymuszony przez rodziców. Potem opisał mnie jako nimfomankę, niestabilną psychicznie osobę, przy której nie mógł czuć się bezpiecznie, bo codziennie bał się o to, czy moje napady agresji nie skończą się rękoczynami. Napisał o rzekomych próbach samobójczych, ciągłych monologach o śmierci i beznadziei. Na końcu stwierdził, że przed ślubem nie powiedziałam mu o braku chęci wspólnego wychowywania dzieci, choć wtedy, z uwagi na tragiczną relację, nie rozmawialiśmy o powiększeniu rodziny - opisuje.

Natalia poczuła się okropnie. - Nigdy nie przeczytałam na swój temat tylu kłamstw. I po co? Żeby unieważnić małżeństwo przed sądem kościelnym? Zagotowałam się w środku. Postanowiłam, że tak tego nie zostawię - mówi. Zasięgnęła porady adwokata i za jego namową powołała swoich świadków, dołączając do "procesu rozwodowego". Od tego momentu minęły prawie trzy lata.

- Wciąż czekamy na przesłuchania. Minęło już tyle czasu, że rozdrapanie tych zabliźnionych ran będzie mnie sporo kosztować. To nieludzkie, żeby odraczać tak istotne sprawy i kazać ludziom cierpieć na nowo - kwituje.

Dla Wirtualnej Polski Sara Przepióra

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1069)