Myślała, że to "niewinne żarciki". Przyjaciółka otworzyła jej oczy
- Przestałam gotować, bo bałam się kolejnych komentarzy o "moim talencie kucharskim". Na wspólne wyjścia przygotowywałam się w pośpiechu, żeby nie usłyszeć złośliwości o spóźnianiu się. Zaczęłam chodzić jak na palcach - opowiada Joanna, która doświadczyła bickeringu. Drobne, ale regularne "szpileczki", które wbijał jej partner, powoli niszczyły ich związek.
"Znowu źle zaparkowałaś", "Serio, nie mogłaś kupić innego chleba?", "A może w końcu nauczyłabyś się gotować?". Te z pozoru niewinne docinki, żarty czy ironiczne uwagi mogą z czasem stać się stałym elementem codziennej komunikacji w związku. To właśnie bickering - drobne, regularne utarczki, które na dłuższą metę mogą ranić równie mocno jak poważne kłótnie.
Choć bickeringowi często towarzyszy śmiech czy "żartobliwy" ton, nie oznacza to, że nie zostawia śladów. Przeciwnie. Powtarzające się przytyki podkopują poczucie wartości, osłabiają bliskość i prowadzą do emocjonalnego dystansu. Osoby tkwiące w takim stylu komunikacji bardzo często nie zdają sobie sprawy z jego wpływu. Ich relacja staje się jednak coraz bardziej pełna napięcia i frustracji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Serowska odpowiada na komentarze, że zaplanowała związek z Hakielem: "Na początku się z nim spotkałam dla żartu"
"Bałam się kolejnych komentarzy"
Joanna była w związku z Michałem* przez sześć lat. Na początku ceniła jego poczucie humoru.
- Miał cięty język, umiał żartować z siebie i innych. Wydawało mi się, że to znak, że jesteśmy blisko, że czujemy się przy sobie swobodnie - wspomina.
Z czasem jednak żarty zaczęły być coraz bardziej wymierzone w nią.
- "No proszę, znowu kupiłaś kolejną sukienkę, a mówisz, że nie masz pieniędzy" - mówił przy kasie. Albo: "Nie każ każdemu czekać, bo jak zwykle będziesz się spóźniać". Początkowo śmiałam się razem z nim, nie chciałam wyjść na osobę, która nie ma dystansu. Ale po jakimś czasie poczułam, że to już nie jest zabawne - mówi Joanna.
W pewnym momencie zaczęła tracić pewność siebie.
- Przestałam gotować, bo bałam się kolejnych komentarzy o "moim talencie kucharskim". Na wspólne wyjścia przygotowywałam się w pośpiechu, żeby nie usłyszeć złośliwości o spóźnianiu się. Zaczęłam chodzić jak na palcach. Niby się nie kłóciliśmy, ale w domu było coraz więcej napięcia - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dopiero po rozmowie z przyjaciółką zrozumiała, że to nie jest "naturalna dynamika związku", a bickering - stały wzorzec uszczypliwych uwag, które podkopują relację.
"W efekcie przestaliśmy ze sobą rozmawiać"
Justyna przez lata nie widziała niczego złego w stylu rozmowy, jaki wypracowała z mężem.
- Zawsze byliśmy "zadziorni". Ironia była częścią naszej codzienności. Ale w pewnym momencie zauważyłam, że to działa tylko w jedną stronę. On pozwalał sobie na kąśliwe komentarze, a ja, gdy tylko spróbowałam się odgryźć, słyszałam: "No widzisz, od razu się obrażasz" - opowiada.
Jej mąż często rzucał uwagi w stylu: "O, znowu zmęczona. Co ty dzisiaj właściwie robiłaś?". Choć początkowo odpowiadała ironią lub śmiała się, żeby nie eskalować sytuacji, w środku czuła się coraz gorzej.
- Przestałam mówić mu o swoich problemach, bo bałam się, że to będzie powód do drwin. Z czasem zaczęłam też unikać tematów, które były dla mnie ważne. W efekcie przestaliśmy ze sobą naprawdę rozmawiać - ujawnia Justyna.
Dopiero dzięki terapii zaczęła rozumieć, jak bardzo codzienne "szpileczki" wpłynęły na jej poczucie własnej wartości i relację z mężem.
"Jak kropla drążąca skałę"
Psycholożka Natalia Żółkowska podkreśla, że bickering to forma komunikacji, która jest niestety często bagatelizowana.
- Nie jest to otwarta kłótnia, nie ma podniesionych głosów, dramatycznych scen. To drobne uwagi, uszczypliwości, często zawoalowane jako żarty. Problem w tym, że stosowane systematycznie działają jak kropla drążąca skałę - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jej zdaniem konsekwencje bickeringu mogą być bardzo poważne. Zalicza się do nich m.in. spadek poczucia własnej wartości, emocjonalne oddalenie, utratę poczucia bezpieczeństwa czy wzrost napięcia, powodujący stres, frustrację oraz nerwy.
- Osoby stosujące bickering często są przekonane, że to przejaw bliskości, że mogą sobie pozwolić na "szczerość". Ale szczerość to co innego niż podcinanie skrzydeł partnerowi - zauważa Natalia Żółkowska.
Bywa też, że bickering jest swego rodzaju mechanizmem obronnym - nieumiejętnością wyrażania prawdziwych emocji i potrzeb.
- Ktoś, kto nie potrafi powiedzieć: "Czuję się zaniedbany" albo "Potrzebuję więcej wsparcia", wyraża frustrację w formie ironicznych uwag. Ale to prowadzi donikąd - dodaje psycholożka.
Czy istnieje sposób na to, aby to przerwać? Według ekspertki - jak najbardziej.
- Pierwszym krokiem jest dostrzeżenie, że to nie są "niewinne żarciki", tylko destrukcyjny wzorzec komunikacji. Drugim - otwarta rozmowa. Warto spokojnie powiedzieć partnerowi, jak odbieramy jego komentarze i jak się przez nie czujemy. Bez oskarżeń, ale z jasnym komunikatem: "To mnie rani" - radzi Natalia Żółkowska.
- Jeżeli bickering się powtarza, dobrze jest jasno zaznaczyć, że nie akceptujemy takiego stylu rozmowy. Jeśli samodzielna zmiana nie jest możliwa, warto poszukać wsparcia terapeuty. Czasem to tylko wierzchołek góry lodowej problemów w związku - zauważa.
Bickering zabija związki?
Joanna i Justyna zawalczyły o zmianę.
- Powiedziałam partnerowi wprost, że nie będę tolerować ironicznych komentarzy. Na początku się obraził, mówił, że "przesadzam". Ale w końcu przyznał, że to rzeczywiście weszło mu w nawyk. Teraz staramy się rozmawiać bardziej świadomie - mówi Joanna.
Justyna zdecydowała się natomiast na terapię.
- Nie wiem jeszcze, czy nasz związek da się odbudować. Ale nie chcę już funkcjonować w schemacie, w którym muszę stale się bronić - podkreśla.
Choć powszechnie twierdzi się, że bickering potrafi "zabić" każdy związek, Natalia Żółkowska zaznacza, że wszystko zależy od podejścia danej pary do takiego problemu. Według niej, świadome zrezygnowanie z bickeringu to inwestycja w jakość relacji.
- Potrzeba odwagi, by przyznać się do tego, że taki styl komunikacji nam się wymknął spod kontroli. Ale warto podjąć wysiłek i nauczyć się mówić do siebie z większym szacunkiem, troską i uważnością. To kluczowe nie tylko dla przetrwania związku, ale dla jego rozwoju. Bo żadna relacja nie przetrwa długo w atmosferze codziennych "szpileczek" - podsumowuje psycholożka w rozmowie z Wirtualną Polską.
*Imię zostało zmienione na prośbę rozmówczyni.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.