Zdrada zapisana w genach
Człowiek został stworzony do miłości, ale nie do monogamii. Zaledwie 3% ssaków żyje w monogamii. Najbliżsi genetyczni krewniacy człowieka, szympansy bonobo, mają niezwykle burzliwe życie miłosne. Wiele wskazuje na to, że także homo sapiens ma niewierność zapisaną w genach.
08.08.2006 | aktual.: 30.05.2010 14:29
Człowiek został stworzony do miłości, ale nie do monogamii. Zaledwie 3% ssaków żyje w monogamii. Najbliżsi genetyczni krewniacy człowieka, szympansy bonobo, mają niezwykle burzliwe życie miłosne. Wiele wskazuje na to, że także homo sapiens ma niewierność zapisaną w genach.
– Człowiek został skonstruowany przez naturę tak, żeby tęsknił za wieczną miłością, żeby mógł się zakochać. Ale z pewnością nie został stworzony do wierności – wywodzi amerykański socjobiolog, Robert Wright.
Według danych, zebranych przez Towarzystwo Doświadczalnych Badań Socjologicznych w Hamburgu, co najmniej 40% Niemek i 46% Niemców pozostających w stałych związkach ma na swoim koncie przynajmniej jeden skok w bok. W Polsce, według danych GUS, niewierność małżeńska jest przyczyną 26% rozwodów.
Badania i testy genetyczne przeprowadzone w niektórych regionach USA wykazały, że co dziesiąte dziecko przyszło na świat w wyniku zdrady małżeńskiej, a nieświadomy niczego prawny ojciec wychowuje genetycznie obcego potomka. Szok przeżył Morgan Wise, maszynista z Big Spring w Teksasie. Najmłodszy z jego synów zachorował na dziedziczną rzadką chorobę płuc, będącą wynikiem mutacji pewnego genu. Choroba występuje tylko wtedy, gdy nosicielami genu są zarówno ojciec, jak i matka. Morgan poddał się testowi genetycznemu, absolutnie pewien, że jest nosicielem fatalnej mutacji. Badania DNA przyniosły gorzką prawdę: maszynista nie jest biologicznym ojcem żadnego z trzech „swoich” synów, z których każdy ma innego tatusia. Adonis przegrywa z milionerem
Przez dziesiątki tysięcy lat grupy po 50-100 hominidów krążyły po afrykańskich sawannach, zajmując się zbieractwem, łowiectwem, a także intensywnym rozmnażaniem się. Wtedy ukształtował się ludzki rozum, a także zachowania seksualne, które, aczkolwiek zakute w okowy cywilizacji, kultury i konwenansów, prawdopodobnie w znacznym stopniu obowiązują do dziś. Jakie były miłosne obyczaje człowiekowatych? Czy podobne do promiskuityzmu naszych najbliższych kuzynów, szympansów bonobo? Samice bonobo przez cały swój cykl gotowe są do miłości, ale mają faworytów. Wybierają nie największych macho, lecz miłych partnerów, którzy przynoszą im smakołyki z dżungli i wesoło bawią się z młodymi. Zdaniem socjobiologów, homo sapiens również jest zaprogramowany genetycznie do bujnego życia seksualnego. W ludzkich społeczeństwach występuje jednak fenomen w stadzie szympansów nieznany – długoletnie związki rodzinne. Homo sapiens jako jedyny z gatunków musi bowiem zainwestować nadzwyczaj wiele czasu i energii w opiekę nad dzieckiem.
David Buss, psycholog ewolucyjny z Uniwersytetu Stanu Teksas, wysłał ankiety do ponad 10 tys. mężczyzn i kobiet z 37 kultur i sześciu kontynentów. Okazało się, że ze wszystkich zakątków świata przychodziły takie same odpowiedzi – panie poszukują do stałych związków nie pięknych Adonisów, lecz zamożnych, wpływowych, dominujących mężczyzn jako znakomitych ojców dla swych dzieci. Ale nawet jeśli ich znajdą, mają ogromne kłopoty z nakłonieniem partnerów do wierności. Panowie bowiem zazwyczaj starają się rozprzestrzenić swe geny, kochając się z jak największą liczbą kobiet. Mężczyźni, także żonaci, najczęściej bez wahania decydują się na „gorący seks podczas jednej nocy”. Amerykańscy psychologowie, Russel Clark i Elaine Hatfield, przeprowadzili charakterystyczny eksperyment – wysłali atrakcyjną kobietę na teren uniwersyteckiego kampusu, aby szeptała panom zmysłowo do ucha: „Czy chcesz spać ze mną dziś w nocy?”. Aż 75% zagadniętych było natychmiast gotowych. Podobny test z udziałem przystojnego podrywacza spalił
na panewce. Tylko 6% pań zgodziło się pójść z nim do mieszkania, ale ani jedna wprost nie obiecała seksu.
Misiaczek na stałe, macho na jedną randkę
Ten jednak, kto myśli, że kobiety stworzone są do wierności, popełnia zasadniczy błąd. Płeć piękna ma inną strategię prokreacji. Idealnym stałym partnerem i nominalnym ojcem jest osobnik spokojny, stateczny, gwarantujący stabilizację i bezpieczeństwo życiowe. Jednak lepsze geny może mieć lekkomyślny zawadiaka z sąsiedztwa. Eksperymenty, przeprowadzone w Japonii oraz na szkockim uniwersytecie w Stirling, doprowadziły do znamiennych wyników. Oto kobietom w różnej fazie cyklu menstruacyjnego pokazywano na ekranie komputera zdjęcia męskich twarzy. Panie mogły modelować je elektronicznie, tak aby oblicza panów stawały się bardziej kobiece lub męskie (rysy męskie to np. bardziej kwadratowa twarz, wąskie wargi, obfite brwi i potężna dolna szczęka). Poproszone o znalezienie idealnego kandydata do długotrwałego związku wszystkie uczestniczki testu wybierały kobiecego dżentelmena. Ale w przypadku faceta na jedną randkę preferencje się zmieniały. Kobiety, które nie miały dni płodnych, nadal decydowały się na kobiecego
jegomościa, natomiast te w płodnej fazie cyklu zawsze wybierały męskiego faceta. Szkocki profesor David Perrett, który przeprowadził wiele podobnych eksperymentów, twierdzi, że niewierność jest dla kobiet korzystna z punktu widzenia ewolucyjnego, dlatego też została niejako zapisana w ich genomie. Mężczyźni bardziej kobiecy mają niższy poziom męskiego hormonu – testosteronu, w następstwie także spokojniejszy charakter, są więc lepsi w roli stałego partnera i opiekuna dla dzieci. Dżentelmeni męscy rzadziej sprawdzają się w tej roli. Studia przeprowadzone przez armię USA dowiodły, że żołnierze o bardziej męskim wyglądzie rozwodzą się częściej i mają skłonności do przemocy wobec swych partnerek. Dysponują jednak lepszymi genami, są zazwyczaj silniejsi, zdrowsi i odporniejsi na choroby. Kobieta, która zdradza, odnosi więc podwójną korzyść – ma partnera oraz opiekuna do dzieci, jak również dawcę lepszych genów. Prof. Perrett przestraszył się nieco swoich wniosków i zaznaczył, że nauka nie sugeruje paniom
jakichkolwiek zachowań, gdyż to, co z ewolucyjnego punktu widzenia jest korzystne, ze społecznego już niekoniecznie.
Inni badacze doszli do podobnych konkluzji. Austriacki profesor Karl Grammer uważa, że kobiety skłonne są do skoku w bok właśnie wtedy, kiedy prawdopodobieństwo poczęcia przez nie dziecka jest największe. Grammer filmował kobiety w wiedeńskich dyskotekach i przeprowadzał z nimi wywiady, pytając o fazę cyklu i metody antykoncepcji. Opracował nawet program komputerowy, który obliczał, jaki procent gołej skóry pokazują dyskotekowiczki. Okazało się, że mężatki, które nie biorą tabletek antykoncepcyjnych, najczęściej przychodzą na tańce w fazie jajeczkowania. Wtedy też zakładają najbardziej skąpe stroje, odsłaniające do 40% powierzchni ciała. Naukowcy nazywają tego rodzaju strategię rozrodczą pań gene-shopping, czyli zakupy genowe. Przypuszczalnie kobiety potajemnie zwiększały w ten sposób „jakość” swych dzieci od zamierzchłych czasów. Hormony miłości
O tym, iż człowiek nie został stworzony przez naturę do długoletnich, monogamicznych związków, świadczyć też może tzw. chemia miłości. W organizmie zakochanego szaleje burza neuroprzekaźników i hormonów. Donatella Marazziti, psychiatra z uniwersytetu w Pizie, wykazała, że u zakochanych wyraźnie spada poziom serotoniny. – Zakochani, podobnie jak neurotycy, mają fiksację na punkcie jednego obiektu. Ten, kto jest zakochany, jest także trochę szalony – wyjaśnia pani Marazziti. W miłosnych porywach kobiety i mężczyźni upodabniają się do siebie – w organizmach pań wzrasta poziom testosteronu, u mężczyzn – spada. Panowie nigdy nie są tak rozmowni jak w fazie zakochania, panie gotowe są wtedy oglądać nawet mecze piłki nożnej. Ale ten hormonalny huragan uspokaja się zazwyczaj po sześciu miesiącach, najpóźniej po kilku latach. Prawdopodobnie owa chemiczna burza ma sprawić, że kobieta i mężczyzna pozostają razem aż do spełnienia swego ewolucyjnego celu, czyli wykreowania dziecka. Kiedy to zadanie zostaje osiągnięte,
sytuacja hormonalna mężczyzny całkowicie się normalizuje. Panowie odczuwają potrzebę ponownego zakochania się jak narkoman kokainy – dlatego bardzo często po przyjściu dziecka na świat szukają nowego romansu. U kobiet poziom hormonów zakochania również opada, ale znacznie słabiej.
Długoletnie związki stabilizują wprawdzie oksytocyna i wazopresyna, peptydowe hormony, powodujące uczucie zaufania, utrzymujące więzi społeczne, zaliczane do grupy hormonów wierności. Mężczyźni z wysokim poziomem oksytocyny mają jednak odwrotnie proporcjonalne libido. Panowie bardziej skłonni do wierności nie są, zazwyczaj, niestety, tytanami w łóżku. Może to doprowadzić do niezadowolenia partnerki, która potajemnie poszuka sobie bardziej aktywnego partnera. W ten sposób znów wracamy do zakupów genowych.
Amerykańska antropolog Helen Fisher twierdzi, że człowiek został zaprogramowany przez naturę do ograniczonej czasowo monogamii, to jest związku w zasadzie monogamicznego do czasu, w którym wspólne dziecko osiągnie trzeci-czwarty rok życia. Kobiety Buszmenów w Afryce czy amazońskich Indian Janomani zazwyczaj rodzą co cztery lata i ich kolejne dzieci przeważnie mają różnych ojców. W społeczeństwach Zachodu do rozwodu dochodzi często w czwartym roku małżeństwa. Potem przychodzi czas na poszukiwanie następnego partnera. Dlaczego jednak monogamia stała się dominująca w kulturze Zachodu? Brytyjski biolog Tim Birkhead napisał na łamach magazynu „Nature”, że monogamia jest fenomenem wymuszonym przez przepisy religijne, mającym na celu stabilizację społeczeństwa. W większości dawnych kultur najpotężniejsi mężczyźni kontrolowali większość kobiet, dla młodzików i hołyszy zostawało niewiele. Prowadziło to do nieustannych kłótni, frustracji i sporów. Monogamia zapewniła spokój.
W społeczeństwach łowiecko-zbierackich kobiety zdobywały samodzielnie 80% pożywienia, nie były więc zależne od mężczyzn i mogły pozwolić sobie na zmianę partnerów. W społeczeństwach rolniczych stały się uzależnione od swych męskich żywicieli i musiały się podporządkować. Obecnie jednak, przynajmniej w rozwiniętych społeczeństwach Zachodu, panie potrafią same się utrzymać. Być może dlatego ludzie obecnie wracają do pierwotnych erotycznych obyczajów z sawanny – czyli do seksualnego promiskuityzmu lub do ograniczonej czasowo monogamii, przerywanej przez panie genowymi zakupami. Gen niewierności
Pozostaje jednak pytanie, czy z uwagi na swe szczególne wyposażenie genetyczne niektórzy ludzie są bardziej skłonni do erotycznych przygód. Innymi słowy, czy istnieje gen niewierności?
Kwestię tę próbował wyjaśnić Tim Spector, od 1992 r. prowadzący analizy w Ośrodku Badań nad Bliźniętami przy St. Thomas' Hospital w Londynie. Spector szczegółowo zbadał problem w odniesieniu do kobiet, przepytał setki par bliźniaczek.
W końcu doszedł do wniosku, że jeśli jedna z sióstr okazała się niewierna, prawdopodobieństwo, że bliźniaczka pójdzie jej śladem, wynosi aż 55%. Fenomen ten występuje znacznie wyraźniej w przypadku bliźniaczek jednojajowych, mających identyczny zestaw genów. Tim Spector uważa, że zazwyczaj tylko 23% pań decyduje się na skoki w bok. Zdaniem bliźniakologa z Londynu, korzyści ewolucyjne, związane ze zdobywaniem przez kobiety dobrych genów dla swych dzieci także kosztem wierności, są bezsporne. Istnieją również dowody, iż skłonność do seksualnych eskapad jest uwarunkowana genetycznie. Jak się zdaje, nie istnieje wszakże jeden gen niewierności, lecz cały zestaw genów, regulujących poziom neuroprzekaźników w mózgu, które określają komunikatywność danej osoby, jej skłonność do podejmowania ryzyka.
Koncepcja Spectora budzi jednak pewne wątpliwości, czy skłonność do niewierności była rzeczywiście wynikiem działania genów, czy też wychowania. Nie porównywano bowiem zachowań bliźniaczek, które wychowywały się razem, i tych, które rozdzielono po urodzeniu, a tylko taka analiza pozwoliłaby wyizolować wpływ środowiska. Dopiero gdyby okazało się, że mimo różnic w warunkach wychowania bliźniaki wykazywały taką samą skłonność do niewierności, można byłoby uznać, że ma ona podłoże genetyczne. Londyński specjalista nie daje za wygraną i twierdzi, że zlokalizuje w końcu gen odpowiedzialny za skoki w bok, co więcej, że opracuje też metodę, która pozwoli sprawdzać u każdego predyspozycje do zdrady. W każdym razie nie ulega wątpliwości – popęd seksualny jest najpotężniejszy ze wszystkich i nie da się zakuć w monogamiczne kajdany. Czy za skłonność do zdrady odpowiadają geny, czy wychowanie i psychika?
Prof. Violetta Skrzypulec, ginekolog, seksuolog
Zdrada jest uwarunkowana wieloma elementami życia, ale jeśli kobieta jest zadowolona, jej partner spełnia oczekiwania, wtedy nie zdradzamy. Młodzież zdradza z ciekawości, lecz w dojrzałych związkach jest inaczej. Nie zapominajmy, że ośrodkiem seksualnym kobiety jest mózg. Jeśli myślenie jest pozytywne, to dobrze, ale gdy pojawiają się długie rozstania, uczucie zawodu, kłopoty finansowe itd., zaczyna się szukanie kolejnego partnera, który – mamy nadzieję – spełni oczekiwania. W dojrzałych związkach zdrada się nie zdarza, choć u mężczyzn wszystko jest prostsze, bo u nich od samej myśli do kontaktu seksualnego droga jest krótka. U kobiety trwa to zdecydowanie dłużej. Niestety też, jedna zdrada pociąga za sobą inne, bo pojawia się niefrasobliwość w traktowaniu związku. Dużo złego robią tutaj media, które każdy film napychają jakąś zdradą, a trwałe związki przedstawiają jako nudne. A to wcale nie jest prawdą. To tylko my nie potrafimy sobie nawzajem sprawiać przyjemności, a potem się dziwimy, że jest zdrada.
Trzeba pamiętać, że dla kobiety seks jest na drugim, a może na trzecim miejscu. Na pierwszym są uczucia.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz, seksuolog
Diabli wiedzą, skąd bierze się skłonność do zdrady. Trzeba by zrobić sekcję mózgu, aby stwierdzić, że jest to działanie bardziej związane z genetyką, a mniej z wychowaniem czy odwrotnie. Nikt w każdym razie nie znalazł genów odpowiedzialnych za zdradę i nie potwierdził takiej hipotezy. Ja mogę się tylko domyślać, jakie powody skłoniły moich pacjentów do takiego działania. Z tym, że przyczyny zdrady inne są u mężczyzn, a inne u kobiet. I nie mogę z całą pewnością potwierdzić, że ktoś zdradza z powodu genów.
Prof. Michał Witt, genetyk, PAN
Z biologicznego punktu widzenia można sobie to wyobrazić, bo sex drive jest uwarunkowany genetycznie, więc i jego konsekwencje w postaci zachowań również mogą mieć takie podłoże, ale nie wysuwam tutaj żadnej tezy. Być może coś na ten temat znajduje się w literaturze, ale nigdy się tym nie zajmowałem. Logicznie rozumując, tak może być, ale żadnej zasady mówiącej o związkach pomiędzy biologią a zachowaniem nie odważyłbym się tworzyć.
Prof. Piotr Stępień, genetyk, UW
To jest zagadnienie bardzo skomplikowane, bo siła popędu, czyli poszukiwania nowych partnerek seksualnych, jest zależna od genów. Można tutaj podać przykład jedynego ssaka, nornicy amerykańskiej, który tworzy pary wierne sobie przez całe życie. Podejrzewa się, że wierność nornicy jest wynikiem działania pewnego hormonu. Robiono nawet doświadczenia i obniżano poziom tego hormonu u samców nornicy. Obserwowano wtedy, że zaczynają się one uganiać za innymi samicami. Jednak ten przykład niekoniecznie przekłada się na zwyczaje ludzi. Zdarza się, że mężczyźni mają bardzo silny popęd seksualny, co też wiąże się z hormonami, ale u większości ten popęd jest średni. Nie wiemy, czy za ilość hormonów odpowiada konkretny gen. Zapewne popęd i ewentualne zdrady nie zależą od jednego genu. Zresztą poszukiwanie przez mężczyzn wielu partnerek może być ograniczane przez kulturę, wychowanie itd. Podejrzewam jednak, że w naszych zachowaniach seksualnych jakiś komponent genetyczny istnieje.