Zło doskonałe
Przyćmić Morgana Freemana i Gary’ego Oldmana to jest coś... co właśnie się udało Heathowi Ledgerowi w „Mrocznym rycerzu”.
07.08.2008 | aktual.: 12.08.2008 11:32
Przyćmić Morgana Freemana i Gary’ego Oldmana to jest coś... co właśnie się udało Heathowi Ledgerowi w „Mrocznym rycerzu”.
Teraz to już naprawdę na myśl o tym, że Heath Ledger nie żyje, ogarnia człowieka czarna rozpacz. Nie tylko dlatego, że nie zagra kolejnych ról, które jak ta stworzona w „Mrocznym rycerzu” ścisną żołądek, zmrożą krew w żyłach i pozostawią w sali kinowej w totalnym osłupieniu, ale i dlatego, że nikomu nie będzie dane spojrzeć na tę genialną kreację inaczej niż właśnie przez pryzmat tej tragicznej śmierci.
Delikatny, introwertyczny chłopiec, jakim pamiętamy Ledgera z „Tajemnicy Brokeback Mountain”, w Gotham staje się nieokiełznanym potworem. Joker w wydaniu Ledgera to uosobienie zła doskonałego – niepodszytego żądzą ani pieniędzy, ani władzy, ani nawet rozgłosu.
Chce tylko siać chaos i poznać prawdziwą twarz Batmana, rzecz jasna. Tak wytrawny rodzaj zepsucia nie przypada jednak w udziale każdemu, lecz tylko szaleńcom, niemniej jednak jakieś tam demony każdy w sobie nosi. Tak przynajmniej sugeruje scenarzysta i reżyser, a także twórca poprzedniej, bardzo udanej ekranizacji komiksu „Batman – Początek” Christopher Nolan. Tym samym czyni z, wydawałoby się, kina czysto komercyjnego, kręconego w zawrotnym tempie, naszpikowanego efektami specjalnymi i niezliczonymi zwrotami akcji film „o czymś”. Niektórzy sugerują nawet, że o konflikcie w Iraku. Płonące od podkładanych przez Jokera bomb Gotham to ponoć aluzja do okupowanego przez Busha Bagdadu.
Tyle że w takim układzie należałoby łączyć postać prezydenta USA z Jokerem, mnie tymczasem przychodzi na myśl zgoła odmienne porównanie: pana prezydenta z Batmanem.
W końcu Bush całkiem jak Mroczny Rycerz rości sobie prawa do bycia współczesnym mścicielem, zaprowadzania porządku poza prawem. Z jedną tylko różnicą. O ile gdy przyjdzie pora, Batman w imię pokoju w Gotham weźmie na siebie nie tylko własne, ale i cudze winy, o tyle Bush nie rokuje poprawy. No, ale przecież kino inspiruje. Zatem, panie prezydencie, w wolnej od ciężkich obowiązków mściciela chwili proszę się wybrać na „Mrocznego rycerza”! Polecamy.