Znikające kobiety w naukach ścisłych. Agnieszka, Kinga i Ewelina tłumaczą, dlaczego tak się dzieje
Kobiety stanowią 51,6 proc. populacji naszego kraju. Tymczasem kobiet w nauce jest niewiele. I na każdym etapie edukacji znikają kolejne. Dlaczego żadna polska uczelnia techniczna nie ma kobiety-rektora?
Wyobraź sobie naukowca. Kogo widzisz? Mężczyznę w okularach ochronnych, w białym, laboratoryjnym fartuchu? Wymień nazwiska naukowców, których znasz. Einstein! Malinowski! Maria Curie-Skłodowska! A czy przychodzi ci na myśl nazwisko innej kobiety, która zrobiła karierę w świecie nauki? Pewnie nie. To i tak sukces, że pamiętasz o Curie-Skłodowskiej.
I dowód na to, że płciowa przepaść w naukach ścisłych to nie tylko ładne hasło, z którego korzystają psychologowie, gdy katalogują swoje prace badawcze. To fakt. Kobiety znikają z nauk ścisłych. I są na to twarde dane.
Na każdym szczeblu coraz mniej kobiet
Z raportu "Kobiety na politechnikach 2019" wynika, że 58 proc. studentów w Polsce to kobiety. Jednak w wyższych szkołach technicznych stanowią one tylko 36 proc. I z każdym kolejnym krokiem na ścieżce kariery w STEM (ang. science, technology, engineering, math — nauka, technologia, inżynieria i matematyka) kobiety odpadają. Obecnie w kadrze wyższych uczelni technicznych kobiety stanowią 34 proc. doktorów, 27 proc. doktorów habilitowanych i 14 proc. profesorów. Ani jedna techniczna uczelnia wyższa nie ma kobiety-rektora. Gdzie zatem podziały się dziewczyny, które z wielkimi planami i ambicjami zaczynały studia na kierunkach technicznych?
Matka Nauka czy matki w nauce?
– Odpowiedź jest banalna. Są w domu z dziećmi – mówi Agnieszka, doktor chemii, pracująca w Polskiej Akademii Nauk. Agnieszka jest promotorką prac magisterskich i doktoranckich. Pracuje głównie z kobietami.
– Dlatego rzadko udaje nam się wszystkim spotkać w pracy, pełnym składem, jednego dnia. Jedna z doktorantek właśnie urodziła drugie dziecko, inna z chorym malcem siedzi w domu. I nie zrozum mnie źle. To normalne. Sama mam troje dzieci i był taki moment, że myślałam, że moja kariera naukowa zakończy się jeszcze przed obroną doktoratu. Bo nauka to styl życia. Wymaga szalonej kreatywności, ogromnego oddania, a jednocześnie mnóstwa pracy, rzetelności. Jeśli do tego masz rodzinę, to żyjesz na dwa fronty, które ciężko połączyć — mówi.
Ewelina, doktor chemii z Uniwersytetu Warszawskiego, również dostrzega odpływ kobiet z placówek naukowych. Gdy rozmawiamy, szykuje się do powrotu do pracy. Jej córka niedługo skończy rok. – Doktorat zrobiłam, zanim zostałam mamą. Inaczej mogłabym podzielić los moich koleżanek, które próbowały łączyć macierzyństwo z karierą naukową i nie dały rady – przyznaje.
W ciąży musiała zrezygnować z pracy. – Ze względów bezpieczeństwa nie wchodziłam do laboratorium. Z automatu miałam 9 miesięcy przerwy. Plus kolejny rok na urlopie macierzyńskim. Prawie dwa lata przerwy w pracy, przerwy w publikacjach. Gdy wypełniasz wnioski o grant, to pierwsza rzecz, na którą zwracają uwagę osoby decydujące o przyznaniu pieniędzy. I co z tego, że możesz w tym wniosku wytłumaczyć, że urodziłaś dzieci, jeśli nikt nie zwraca na to uwagi? – pyta retorycznie Ewelina.
Systemowe wsparcie dla kobiet
Dr Bianka Siwińska, Dyrektor Zarządzająca Fundacji Edukacyjnej Perspektywy, która prowadzi akcję "Dziewczyny na Politechniki!", podpowiada, że w przypadkach podobnych do Eweliny naukowczynie mogą liczyć na wsparcie. – Fundacja na rzecz Nauki Polskiej uruchomiła kilka programów wspierających naukowców wychowujących małe dzieci lub oczekujących narodzin dziecka. Siłą rzeczy beneficjentkami tych programów w znacznym stopniu są kobiety. Mogą na przykład uzyskać środki, aby zatrudnić osobę na zastępstwo w pracy laboratoryjnej lub pomoc w powrocie do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego – tłumaczy.
Kolejnym sposobem na zatrzymanie odpływu kobiet jest tworzenie żłobków i przedszkoli przy ośrodkach badawczych. Takimi placówkami mogą pochwalić się m.in. Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Warszawski czy Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego.
18 miesięcy bez snu
Prawda jest taka, że im większa luka, tym trudniej o powrót "do nauki". Dr n. med. Kinga Adamska, dermatolog, w ciągu półtora roku obroniła doktorat i zrobiła specjalizację, wychowując przy tym dwójkę dzieci.
– To był najtrudniejszy, najbardziej pracowity okres w moim życiu. I gdybym teraz miała się na to decydować, pewnie bym zrezygnowała. Doktorat obroniłam, gdy mój młodszy syn miał 5 miesięcy. Gdy to miałam "z głowy", zamiast cieszyć się macierzyństwem, musiałam przekazać chłopców – starszy syn miał wtedy 2,5 roku – dziadkom lub niani i siadać do książek, żeby zdać egzamin na specjalizację – tłumaczy.
Dlaczego dzieci były z dziadkami, a nie z tatą? – Bo tata trzy miesiące po mnie bronił doktorat z okulistyki, a egzamin na specjalizację zdawaliśmy w tym samym tygodniu – śmieje się Kinga.
Czas spędzony nad doktoratem i specjalizacją to była mordercza praca. Kinga wstawała o piątej rano, o szóstej siadała do książek, o szesnastej przejmowała dzieci od męża. – Mieliśmy tak ustalony grafik, żeby chłopcy choć trochę czasu codziennie spędzali z każdym z nas. Sen? Nie pamiętam, czy w ogóle spałam. Bywało, że po nieprzespanej nocy spędzonej z ząbkującym malcem szłam na egzamin. Gdyby nie doskonała organizacja, ogromna pomoc ze strony rodziny, znajomych i sąsiadów, wsparcie na uczelni i w pracy, pewnie nie dałabym rady. A przecież jako dermatolog nie mam nocnych dyżurów. Co mają powiedzieć anestezjolożki czy ginekolożki, które ratują życie i pracują nocami? – zastanawia się.
Daleko od domu
Dzieci determinują ogrom wyborów kobiet-naukowców. – Mężczyzna, który chce wyjechać na "postdoc", czyli badania po doktoracie do zagranicznej placówki, wypełnia aplikację. Jeśli dostanie grant, to pakuje się i jedzie. Może zabrać rodzinę albo i nie. I nie chcę generalizować, ale podejmując decyzję o wyjeździe, myśli przede wszystkim o sobie i swojej karierze. Kobieta myśli o sobie, mężu, dzieciach i o tym, czy będzie miała do czego wracać – mówi Agnieszka.
Dr Adamska przyznaje, że wybierając konferencje, w których będzie uczestniczyć, kieruje się tematem i lokalizacją. – Najchętniej jeżdżę na te, które są w Poznaniu, bo tutaj mieszkam. Jeśli wyjazd oznacza, że nie będzie mnie w domu przez kilka dni, bardzo rzadko się na niego decyduje i zawsze staram się wrócić zaraz po ostatniej prelekcji, choćby nocnym pociągiem czy samolotem – mówi.
Klepią biedę na doktoracie
O czym jeszcze myślą naukowczynie? – O pieniądzach – stanowczo mówi Ewelina. – Wśród moich znajomych ze studiów ogromna część odpuściła karierę naukową ze względu na finanse. Dziewczyny, zwłaszcza po urlopach macierzyńskich, podjęły pracę w firmach farmaceutycznych, bo tam chemicy są najlepiej opłacani. To tłumaczy kolejne znikające "procenty" kobiet – mówi.
Smutna prawda jest taka, że pod względem zarobków zawód naukowca niewiele różni się od nauczyciela. Jeśli kobieta, która pracuje na uczelni, ma męża, który też jest naukowcem, prędzej czy później któreś z nich będzie musiało zrezygnować z nauki na rzecz pieniędzy. – Dwóch doktorantów ze swoich stypendiów po prostu nie wyżyje – podsumowuje Ewelina.
Im wyższy stopień naukowy, tym więcej pieniędzy, ale do habilitacji czy profesury trzeba dotrwać. A i tak kobiety mają mniejsze szanse na awanse zawodowe. – Polskie uczelnie techniczne to placówki z wieloletnią tradycją, co za tym idzie – z mocno ugruntowanym, męskim stylem zarządzania. Szklany sufit w karierach STEM to rzecz udowodniona i zbadana. Mniej kobiet niż mężczyzn w ogóle kandyduje w wyborach na rektorów uczelni, przez co, szanse, żeby kobieta została rektorem, znacząco maleją – tłumaczy Siwińska.
Odkrycia naukowe to nie Harry Potter
Czwarty czynnik, który sprawia, że kobiety wykruszają się z uczelni, to czas. – Czas to jedyna rzecz, której potrzebujemy, i jedyna, której nikt nie może nam dać – mówi Agnieszka. – Gdy pracujesz na uczelni, robisz doktorat, habilitację, starasz się o granty, ścigasz się z czasem i z innym naukowcami. Bo to, nad czym pracujesz, może szybciej odkryć ktoś inny. J.K. Rowling, tworząc Harry’ego Pottera, nie musiała się martwić, że ktoś ją ubiegnie, napisze go pierwszy. Naukowcy ciągle się ścigają. I czas nie działa na ich korzyść – obrazowo wyjaśnia Agnieszka.
Do niedawna na zrobienie habilitacji było osiem lat od uzyskania tytułu doktora. Więc jeśli w międzyczasie zaszłaś w ciążę i, podobnie jak Ewelina, nie mogłaś kontynuować pracy badawczej, wyrobienie się w terminie było niezwykle trudne. Od 2019 roku te przepisy już nie obowiązują, habilitacja przestała być obowiązkowa. Ale we wnioskach o granty bardzo często są podawane wymagania dotyczące maksymalnej ilości lat, jakie upłynęły od uzyskania stopnia naukowego.
– Ja czasem czuję się jak bigamistka. Z jednej strony mam pracę, która jest moją pasją, z drugiej – rodzinę. I wiem, że w środowisku naukowym nie wszystkim to się podoba. Pamiętam, że na jedną z konferencji naukowych musiałam przygotować swoje krótkie bio. W ostatnim zdaniu napisałam, że łączę pracę z wychowaniem trójki dzieci. Prowadząca, również kobieta-naukowiec, gdy przedstawiała mnie na scenie, nie odczytała tego ostatniego zdania – gorzko śmieje się Agnieszka.
Dr Siwińska podkreśla, jak ważny jest networking w świecie nauki wśród kobiet. – Kobiety bardzo rzadko wspólnie piszą prace naukowe. Nawet w takich dziedzinach, gdzie kobiet jest sporo, na przykład w chemii, wspólne publikacje to rzadkość. Dlatego nasza Fundacja organizuje spotkania dla kobiet w nauce i techonologii. W ubiegłym roku w Warszawie podczas Perspektywy Women in Tech Summit spotkało się 6 tysięcy inżynierek, programistek i naukowczyń zajmujących się STEM. Takich spotkań potrzeba więcej, dużo więcej – mówi.
Kobieca twarz nauki?
Żeby na uczelniach było więcej studentek inżynierii, informatyki, chemii czy matematyki, trzeba działać w podstawówkach. I te akcje już się dzieją. W Polsce to np. "IT for SHE". Na świecie to organizowany pod patronatem ONZ Dzień Kobiet i Dziewcząt w Nauce i liczne akcje społeczne. Czas na działania kierowane do kobiet, które chcą wspiąć się na kolejne szczeble kariery. Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym, dzień nauki, ustanowiony przez prezydenta Dudę, który przypada 18 lutego, działania kilku fundacji i parę konkursów dla kobiet robiących karierę naukową w STEM, by polska nauka przestała "gubić" kobiety.
– Pierwsza szansa na zmianę już niebawem. Na większości uczelni w tym roku odbędą się wybory rektorów. I wiem, że będzie kandydować sporo kobiet. Trzymam kciuki za wszystkie – podsumowuje dr Siwińska.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl