Adopcja - gorszy rodzaj macierzyństwa?
Adopcja sama w sobie jest piękna i wzniosła, więc dlaczego nie powiedzieć dziecku prawdy? Jeśli rodzice nie mówią to może znaczyć, że uważają adopcję za gorszy rodzaj macierzyństwa.
17.07.2007 | aktual.: 30.05.2010 12:25
Adopcja sama w sobie jest piękna i wzniosła, więc dlaczego nie powiedzieć dziecku prawdy? Jeśli rodzice nie mówią to może znaczyć, że uważają adopcję za gorszy rodzaj macierzyństwa.
Żyć i nie wiedzieć
Dowiedziała się o tym, że jest dzieckiem adoptowanym przypadkiem. Przyjechała koleżanka mamy z czasów gdy mieszkali w Warszawie. Nie wiedziały, że Ala jest w domu. Rozmawiały głośno. Koleżanka mówiła, że dzwoniła stara znajoma, dyrektorka domu dziecka, powiedziała, że ta kobieta umarła. - W końcu - podsumowała matka. - Piętnaście lat życia w zagrożeniu, że wariatka zagrozi dziecku. Ala w swoim pokoju bała się odetchnąć. Skrawki obrazów, obce twarze, migające w podświadomości to nie urojenia, ale wspomnienia z dzieciństwa. Coś mogła pamiętać. Miała cztery lata gdy, jak się okazało, została adoptowana. Siedziała długo w ciemnościach, potem płakała.
Każdy moment jest zły
Gdy matka zorientowała się, że Ala słyszała rozmowę, opowiedziała jej wszystko. Jak bardzo chcieli z ojcem dziecka. Jak okazało się, że mieć go nie będą. Przeważnie ludzie chcą małe dzieci, ale oni od razu ją wybrali, bo była podobna do ojca. Poznali kobietę, która ją urodziła. Była alkoholiczką. Ojciec tłumaczył, że już dawno chcieli jej wszystko powiedzieć, ale każdy moment wydawał się zły. Ala pojechała do domu dziecka. Nie mogli jej zatrzymać, miała skończone 18 lat. Płakali oboje. Nie było jej ich nawet żal, bo zatajenie też jest kłamstwem. Dostała nazwisko i adres. Poszła do dozorcy. Powiedziała, czyją jest córką. Chciała wiedzieć wszystko. Więc powiedział, że matka katowała ją - wrzeszczące, brudne dziecko, zamykała w domu na całe dnie. Zapytała o cmentarz. Znalazła grób. Kopczyk ziemi, drewniany krzyż, tabliczka. Nie czuła nic.
Mam to po biologicznej matce
Wróciła do domu. Matka po jej wyjeździe zasłabła. Leżała w szpitalu. Nie poszła jej odwiedzić. Mówiła sobie, że jest podła, i że ma to po prawdziwej matce. Zamykała się w pokoju, któregoś dnia upiła się, żeby potwierdzić swoje pochodzenie. Po dwóch tygodniach matka wróciła ze szpitala. Wszystko jakoś się ułożyło. Są do dziś chwile, że myśli o wszystkim od nowa. Kiedyś zadecydowano za nią, była przedmiotem. Kocha adopcyjnych rodziców, choć może inaczej niż przedtem. Może miłością mniej spontaniczną, bo jest w tym uczuciu element wdzięczności, długu do spłacenia.
Mówić, nie mówić
Co tak naprawdę powinni zrobić rodzice adopcyjni z prawdą o pochodzeniu swego dziecka? Jeśli powiedzieć to kiedy i jak? Przed takim dylematem staje każda rodzina adopcyjna. Z punktu widzenia psychologów, zajmujących się problemami związanymi z adopcją, trzeba mówić jak najwcześniej, jeszcze małemu dziecku. Powinno wzrastać w świadomości, że jest adoptowane. Około 3, 4 roku zaczyna się interesować jak przyszło na świat. Wtedy mama adopcyjna powinna znaleźć w sobie siłę i powiedzieć: „Ciebie urodziła inna pani, poznaliśmy się gdy już byłeś na świecie”. Dziecko rosnąc będzie zadawało pytania i zawsze trzeba mówić prawdę, wtedy adopcja stanie się czymś naturalnym.
Potem już nie ma dobrych rozwiązań. Niektórzy specjaliści twierdzą, że jeśli nastoletnie dziecko o niczym nie wie, to za późno by mu mówić. Jeśli dowie się przypadkiem, najczęściej jest bunt, niechęć do rodziców, wyłamywanie się z obowiązujących w rodzinie praw. Młody człowiek myśli: „Zrobię im na złość, bo mnie oszukali; mój świat się zawalił, ja lecę w dół i oni polecą razem ze mną”. Czasem wszystko wraca do normy. Ale dzieci zawsze cierpią. Skaza
I zupełnie zapominają o przeżytych wspólnie latach; nawet jeśli w rodzinie było im bardzo dobrze, potrafią to przekreślić. Młody człowiek w takiej sytuacji zaczyna wątpić we wszystko. Jeśli całe jego życie było zbudowane na kłamstwie, uważa, że wszystko wokół jest nieprawdą. Tym bardziej, że rodzice rzeczywiście musieli dobudować do jego życia pewne historie, które nie miały miejsca, np. kiedy dziecko pytało o ciążę, o to jakie było po urodzeniu. Często swoją sytuację rodzinną odbierają jak skazę, jak coś wstydliwego. Myślą: „Rodzice nic mi nie powiedzieli, bo uważają adopcję za gorszy rodzaj macierzyństwa”. Choć trzeba pamiętać, że rodzice nie robią tego w złej wierze, kochają dzieci. Wydaje im się, że nie mówienie będzie najlepszym rozwiązaniem. Zresztą jeszcze 30 lat temu, wręcz zalecano, by nie mówić o adopcji. Teraz wiadomo, że trzeba mówić i dziecku, i otoczeniu.
Skomplikowana z reguły
Cała sytuacja towarzysząca adopcji z reguły jest skomplikowana. Rodzice, którzy zgłaszają się do ośrodka adopcyjnego muszą się uporać z brakiem dzieci biologicznych. Gdy przejdą przez leczenie, przepłaczą, przecierpią i zaakceptują siebie, są gotowi do adopcji. W innym przypadku będą chcieli podstawić dziecko adopcyjne w miejsce dziecka biologicznego, którego nie mają. Wtedy pojawia się problem nie mówienia dziecku o adopcji. A gdy sytuacja staje się krytyczna i dziecko po usłyszeniu prawdy o sobie zaczyna dziwnie się zachowywać, zrzucają winę na geny, bo inaczej cała winę musieliby wziąć na siebie. Tymczasem wielu specjalistów twierdzi, że dla rozwoju człowieka najważniejszy jest okres wczesnego dzieciństwa. To, kim będziemy jako dorośli ludzie, zależy od warunków w jakich żyliśmy wtedy, ponieważ dzieci adoptuje się najczęściej małe, więc geny nie mają tu tak naprawdę nic do rzeczy.
Adoptowane dzieci nie zawsze pochodzą ze środowisk patologicznych. Czasem matki nie mają warunków, by wychować kolejne dziecko, czasem same jako dzieci nie zaznały ciepła i miłości, i teraz nie umieją nią obdarzyć własnego dziecka. Ale jak powiedzieć dziecku, że jego biologiczna matka to alkoholiczka? Po pierwsze nie ma nic złego w poszukiwaniu przez dziecko tej matki. Nie wolno jej deprecjonować, nie zależnie od tego czym się zajmowała. Nie wariatka i menel tylko kobieta z chorobą alkoholową. Trzeba pomóc dziecku uporać się z tym, co bolesne.
Trzeba przecierpieć
Pracownicy telefonów zaufania dla adoptowanych, mówią dzwoniącym, że nie ma cudownych rozwiązań, zawsze jest cierpienie i żal. Ale jeśli już ktoś dzwoni to dobrze, bo to znaczy, że szuka potwierdzenia, że rodzice adopcyjni jednak chcieli dobrze. Młodzi ludzie pragną usłyszeć: Może rodzice zawiedli twoje zaufanie, ale nie zrobili tego w złej wierze. Pewne rzeczy trzeba przeżyć, przecierpieć, tym bardziej jeśli było tu jakieś oszustwo. Należy uświadomić adoptowanemu dziecku, że żal i zemsta najbardziej uderzą właśnie w niego. Rodzice będą płakać i przeżywać, ale to ona będzie w ciąży, to on wpadnie w alkoholizm czy narkomanię. md