Wpadł jej w oko. Oto co zrobiła, gdy zaprosił ją do siebie
Siedem lat różnicy wieku to niby niewiele, ale aż do 1963 r. życie Aliny Janowskiej i Wojciecha Zabłockiego biegło tak odmiennymi drogami, jakby należeli do różnych pokoleń.
30.08.2024 | aktual.: 01.09.2024 16:17
Ona przez 16 lat była panienką z białego dworku. Jej temperament i artystyczne ciągoty (po matce śpiewaczce) zderzały się z wymaganiami ojca. Ziemianin i dawny oficer, dyrektor szkół rolniczych, był fanatycznym miłośnikiem dyscypliny.
- Pamiętam, że był szalenie dokładny – wspominała aktorka. – Wymagał od nas porządku w pokoju, bardzo dokładnego składania rzeczy na krześle lub przy stoliku nocnym. Mówił, że jak będzie pobudka, trzeba wskoczyć w ubranie w trzy minuty.
Wrzesień 1939 r. zamknął rozdział młodości p. Aliny. - Miałam krótkie dzieciństwo – wspominała po latach. Jesienią z matką i bratem znalazła się w obozie Hohenstein pod Olsztynkiem. Przetrwała tam surową zimę 1940 r., kiedy uwięzieni umierali setkami z chorób, zimna i głodu. Miała być wywieziona na roboty do Niemiec, ale trafiła do majątku Wilanów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Warszawie włączyła się w działalność konspiracji. Aresztowaną w kwietniu 1942 r. 19-latkę oskarżono o współpracę z podziemiem i pomoc rodzinie żydowskiej. Ponad pół roku była więziona na Pawiaku i przesłuchiwana przez gestapo przy al. Szucha. Do niczego się nie przyznała. Życie zawdzięczała prawdopodobnie przyjaciółce matki, Ilse Glinickiej, pół-Austriaczce, która wielokrotnie interweniowała w jej sprawie. W końcu Niemcy uwolnili Janowską.
1 sierpnia 1944 r. po południu zrobiła remanent w sklepiku papierniczym, w którym pracowała, obsłużyła ostatnich klientów, i po godzinie 17 stawiła się w punkcie opatrunkowym w kinie Palladium.
- Potem zaczęło się noszenie meldunków, zdobywanie wiadomości, przechodzenie piwnicami, bo to było najpewniejsze, przebijanie się i przebijanie ścian – wspominała. Była łączniczką batalionu "Kiliński", który aż do kapitulacji Powstania utrzymał pozycje w środmieściu Warszawy.
Po wojnie jej talent wokalny, taneczny i aktorski szybko został dostrzeżony. Błyskawicznie uzupełniła wykształcenie aktorskie i w 1946 r. stanęła przed kamerami w "Zakazanych piosenkach". Potem, rok po roku, były kolejne premiery: "Ostatni etap" i "Skarb". Widzowie ją pokochali i szybko zdobyła pozycję gwiazdy. Rozstała się z adoratorem z czasów okupacji Włodzimierzem Galinem, wyszła za mąż za Andrzeja Boreckiego i urodziła córkę Agatę. Małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu.
Była już sama, kiedy jako współpracowniczka jednego z pism sportowych trafiła na materiały o Wojciechu Zabłockim. Znakomity szablista, olimpijczyk z Helsinek, Melbourne i Rzymu, dwukrotny zdobywca drużynowego srebrnego medalu olimpijskiego, wzbudził jej zainteresowanie.
Urodzony w 1930 r. Wojciech Zabłocki był w momencie wybuchu wojny dzieckiem, zajętym przede wszystkim rysowaniem scen z oblężenia Warszawy, bardziej dla niego niezwykłych niż przerażających. Lata okupacji spędzał w rodzinnym domu na warszawskiej Ochocie, miejscu dosyć spokojnym aż do wybuchu powstania, kiedy naprzeciwko okien Zabłockich zainstalował się niemiecki snajper. Chłopiec ocalał przypadkiem, gdy własowcy wypędzali mieszkańców kamienicy. Rodzina Zabłockich wyszła na podwórko, ale wielu lokatorów schroniło się w piwnicach, których nie chcieli opuścić. Zginęli wszyscy, gdy własowcy powrzucali tam granaty. Potem dzięki przytomności umysłu ojca rodzina wykorzystała chwilę nieuwagi strażników i odłączyła się od tłumu w punkcie zbiórki. Pojechali do wuja i w Słomnikach pod Krakowem doczekali końca wojny.
W szkole średniej Wojciech zabłysnął talentem sportowym. Trafił na obóz do Karpacza. Lekarz co prawda narzekał, że kandydat jest wychudzony, ale wtedy to była raczej norma niż wyjątek. Za to miał fantastyczny refleks i szybkość, co szybko zauważył znakomity węgierski trener, pracujący w Polsce, Janos Kevey. Talent wsparty katorżniczą pracą dał efekty.
Najpierw przyszły sukcesy w mistrzostwach Polski, a niedługo potem w mistrzostwach świata. Z kolejnych olimpiad szermierz wracał z medalami zdobytymi w drużynie. Zaskakujące, że nie poświęcił całego czasu sportowi. Dostał się na architekturę i ukończył studia w znakomitym stylu. Pierwsze małżeństwo Wojciecha Zabłockiego szybko się rozpadło.
- Kiedy Basia, pierwsza moja wybranka, z tych czy innych powodów porzuciła mnie, nie byłem skłonny do powtórnej żeniaczki – napisał we wspomnieniach "Szablą i piórkiem". Zdaje się, że ogólnikowo wspomniane "powody", były przeważnie atrakcyjnymi panienkami, bo szablista miał wtedy w Warszawie reputację "kiziora", czyli bardzo skutecznego uwodziciela.
Alinę Janowską spotkał na bankiecie pożegnalnym sekretarza włoskiej ambasady. Oboje byli już po rozwodach. To ona poprosiła pisarza Leopolda Tyrmanda, by ich sobie przedstawił.
- Wtedy nie widziałem żadnego jej filmu, choć Alina była już bardzo znaną aktorką – wspominał Zabłocki. – Pojechaliśmy do kina na »Zaćmienie«. Po seansie Alina zaproponowała: »Może poszlibyśmy na kolację«. Odmówiłem. »Wie pani, ja jutro muszę iść o ósmej do pracy, po południu mam trening, za tydzień ważne zawody. Niech mnie pani zawiezie do domu« – poprosiłem, bo Alina miała samochód. Nie była obrażona, może to się nawet jej spodobało. Powiedziałem, że zadzwonię po zawodach. Kiedy odwiedziła mnie na Hożej, natychmiast zaczęła sprzątać mieszkanie. Zajrzała też do spiżarni, a że było pusto, zaprosiła mnie do siebie na obiad. Miała wszystkie zalety: ładna, zgrabna, sympatyczna, inteligentna, pełna energii, taka do tańca i do różańca. Pomyślałem, że jako żona byłaby idealna.
Ale pierścionka zaręczynowego nie kupił i nie wiadomo, jak by wszystko dalej się potoczyło, gdyby nie niedyskrecja dziennikarza sportowego z "Kuriera", który podczas szermierczych mistrzostw świata w Gdańsku spotkał p. Alinę, kibicującą ukochanemu. Zapytana o plany życiowe, zażartowała, że nie może wyjść za mąż, bo Zabłocki jeszcze się jej nie oświadczył.
- Gdy to wydrukowano, natychmiast dostałem parę anonimowych telefonów, a oburzeni rozmówcy żądali wyjaśnień, dlaczego jeszcze nie oświadczyłem się naszej gwieździe. Doszedłem do wniosku, że to jakby sam Pan Bóg pokazał mi ręką, co powinienem zrobić – wspominał szermierz.
Ich małżeństwo trwało 54 lata. Wspierali się w pracy i pasjach. Doczekali się dwojga dzieci – Michała (niegdyś szermierza, obecnie poety, autora tekstów wielu przebojów) i Katarzyny – italianistki. W ostatnich latach życia, gdy aktorka chorowała, mąż i syn zapewnili jej opiekę w domu.
- Postanowiłem, że dopóki mogę, jej nie oddam – mówił Wojciech Zabłocki. – To byłoby nie fair, niezgodne z zasadami olimpijskimi, nie mówiąc już o mojej miłości do niej. Gwiazda odeszła w 2017 r.