Australia z kosmosu. W Rowie Amadeusza

Australia z kosmosu. W Rowie Amadeusza

Australia z kosmosu. W Rowie Amadeusza
Źródło zdjęć: © Poznaj Świat
06.03.2007 10:22, aktualizacja: 25.06.2010 15:15

Mając za sobą dwa miesiące spędzone na tropikalnych wyspach i w wiecznie zielonych lasach deszczowej Amazonii, kierujemy się na południe ku strefie klimatów zwrotnikowych, wybitnie suchych. Upałem i pustynną suszą wita nas Australia.

Mając za sobą dwa miesiące spędzone na tropikalnych wyspach i w wiecznie zielonych lasach deszczowej Amazonii, kierujemy się na południe ku strefie klimatów zwrotnikowych, wybitnie suchych. Upałem i pustynną suszą wita nas Australia.

Na najmniejszym z kontynentów pojawiamy się po raz pierwszy, a zarazem ostatni w czasie naszej podróży na biegun południowy. Zatrzymamy się w samym centrum Australii, w rejonie Rowu Amadeusza. Równoleżnikowo biegnące obniżenie jest ograniczone od północy przez Góry Centralne, a od południa przez Góry Musgrave. Dodatkowo zarówno góry, jak i rów są otoczone pierścieniem pustyń, w tym słynnymi pustyniami: Simpsona, Gibsona, Wielką Pustynią Piaszczystą i Wielką Pustynią Wiktorii. Niełatwo tu dotrzeć. Najmniejszego problemu z zaglądaniem w nawet najbardziej ekstremalne środowiska Ziemi nie mają za to satelity. Rów Amadeusza w grudniu 1999 roku został sfotografowany przez satelitę Landsat 7, a efekt tego widnieje na sąsiedniej stronie. W kolorach nienaturalnych (efekt zastosowania w zobrazowaniu dwóch zakresów promieniowania podczerwonego) widzimy słonowodne Jezioro Amadeusza.

Określenie „słonowodne” jest tu pewnym nadużyciem, gdyż przez większą część roku jezioro po prostu nie istnieje. Jego misa wypełniona jest po brzegi solą, a nie wodą. Sporadycznie, po większych opadach, na warstwie soli jest w stanie utworzyć się warstwa wody, jednak swą grubością nie przekracza kilkunastu centymetrów. Małej głębokości towarzyszą znaczne rozmiary: 145 kilometrów długości i 20 kilometrów szerokości czynią Jezioro Amadeusza największym w okolicy. Słone jeziora powstają w obszarach bezodpływowych, do których rzekami i potokami dostarczana jest woda, jednak ze względu na topografię w żaden sposób nie może się ona stamtąd wydostać.

W najniżej położonych partiach takiego obszaru bardzo często powstaje jezioro. Brak możliwości odpływu oznacza automatycznie brak możliwości dalszego transportowania soli i składników mineralnych, niesionych dotąd nurtem rzek. Z konieczności cały materiał zawieszony w wodzie – zarówno ziarna piasków, mułów, jak i mikroskopijnej wielkości cząstki chemiczne – musi zostać na wieki zdeponowany w obrębie jeziora. Z „hydrologicznego więzienia” udaje się uciec tylko wodzie, która w postaci pary unosi się do atmosfery i ponownie bierze udział w cyklu hydrologicznym. Nieustanna dostawa soli i ciągłe parowanie wody w prostej konsekwencji prowadzą do wzrostu stężenia materii mineralnej, czyli po prostu większego zasolenia. Zdarza się, że jest ono większe niż w oceanach.

Jeziora o słonej wodzie powstają głównie tam, gdzie parowanie jest co najmniej równoważone przez napływ. Lustro jeziora może utrzymywać się wtedy na mniej więcej stałym poziomie. Tak jest w przypadku największych słonych jezior: Kaspijskiego, Aralskiego i Bałchasz. Jeśli ilość parującej wody jest znacząco większa niż tej dostarczanej rzekami (częste w obrębie klimatów zwrotnikowych), jezioro staje się okresowe lub po prostu zanika. Pozostaje po nim wtedy plaja – skorupa solnych osadów, wypełniająca nieckę zarezerwowaną dotąd dla wód jeziora. Powierzchnia plai jest niemal idealnie gładka i w porze suchej twarda jak kamień, dlatego na przykład w Kalifornii urządzono na niej pasy startowe i lądowiska dla samolotów doświadczalnych sił powietrznych i NASA.

Solne osady Jeziora Amadeusza na zdjęciu Landsata mają kolor niebieskawy. Wokół nich rozciągają się równiny skąpo porośnięte roślinnością sucholubną. Tam, gdzie jest jej więcej, kolor brązowawy przechodzi w odcienie zieleni. Na własne oczy tereny te, jako pierwszy nie rdzenny mieszkaniec Australii, oglądał Ernst Giles, australijski podróżnik w końcu dziewiętnastego wieku przemierzający wnętrze kontynentu. Jego uwagę zwróciło nie tylko jezioro, lecz także nietypowe skalne wzniesienia na południowym horyzoncie – Uluru i Kata Tjuta. Obydwie formacje znane są szerzej w świecie jako Ayers Rock i Mount Olga. Słyszał o nich każdy, kto nie opuścił w podstawówce lekcji geografii poświęconej Australii. Czerwone piaskowcowe skały, wznoszące się kilkaset metrów nad równinne obszary Rowu Amadeusza, stały się z chwilą odkrycia bodajże najsłynniejszą (po kangurach) wizytówką Australii.

Przez wiele lat Uluru (widoczne obok, na zdjęciu wykonanym przez satelitę Ikonos) uważano za największy na świecie monolit (mianem monolitu określa się jednolite bloki skalne, gigantyczne kamienie, samotnie rzucone w dany krajobraz).

Współczesne badania geologiczne obalają ten pogląd. Okazuje się że Mount Olga i Uluru to fragmenty znacznie większego kompleksu skał osadowych, ukrytych pod powierzchnią bliższych nam czasowo osadów. Historia malowniczych skał rozpoczęła się pół miliarda lat temu, gdy na obszarze Rowu Amadeusza zaczęły się gromadzić osady z pobliskich gór. Zwietrzały materiał skał granitowych był błyskawicznie transportowany przez rzeki i deponowany w postaci dużych stożków napływowych. Ta lądowa sedymentacja następowała bardzo szybko, dzięki czemu minerały budujące granity nie zdążyły ulec zwietrzeniu i zachowały swą odporność. Powstała z nich skała piaskowcowa, zwana arkozą – mineralnie niemal identyczna jak granit i dzięki temu znacznie odporniejsza na wietrzenie i erozję niż inne piaskowce.

Stożki napływowe zostały przykryte na sto milionów lat przez ocean i powstałe w tym czasie warstwy morskich osadów. Materiał ten podlegał następnie zgniataniu, fałdowaniu, podnoszeniu i dzieleniu na mniejsze części. Niektóre fragmenty dawnych stożków, teraz już jako skały, zostały obrócone nawet o 90 stopni (w tym także sam Uluru). Przez następne dziesiątki milionów lat morskie osady były stopniowo usuwane, by wreszcie na powierzchni mogły się ukazać fragmenty bloków arkozy – oglądanych dziś skał. Przypuszcza się, że Uluru i Kata Tjuta przybrały obecną konfiguracje i zasadnicze rysy rzeźby w okresie kredy, gdy po Ziemi stąpały jeszcze dinozaury.

To co widzimy na powierzchni, jest tylko częścią dużego zespołu skał wciąż ukrytych pod powierzchnią. Naukowcy przypuszczają, że dawne stożki napływowe przerodziły się w warstwę skał o długości stu i grubości pięciu kilometrów. Być może kiedyś procesy geologiczne odsłonią je wszystkie? Na razie pozostaje nam podziwiać Uluru na przykład z okołoziemskiej orbity.

Około dziesięciu kilometrów na północ od Ayers Rock powstał ośrodek turystyczny z własnym lotniskiem, hotelami i restauracjami. Non stop obsługuje największą atrakcję przyrodniczą Australii. Za pięćdziesiąt dolarów australijskich można się z niego wybrać na kilkunastogodzinną wycieczkę wielbłądem i z bliska podziwiać święty kamień aborygenów o wschodzie lub zachodzie Słońca. Dość kusząca perspektywa, szczególnie teraz, gdy na południowej półkuli jest sam środek lata...

Źródło: Andrzej Kotarba / Poznaj Świat

Źródło artykułu:WP Kobieta