GwiazdyCa­te Blan­chett kiedyś zagra siebie

Ca­te Blan­chett kiedyś zagra siebie

Ca­te Blan­chett kiedyś zagra siebie
Źródło zdjęć: © AP
27.11.2007 13:42, aktualizacja: 27.12.2007 15:40

Ca­te Blan­chett nie boi się ak­tor­skich wy­zwań. Ogo­li­ła gło­wę, za­gra­ła sce­nę ero­tycz­ną z szes­­na­sto­lat­kiem, na­uczy­ła się jeź­dzić jak kow­boj. Bo naj­waż­niej­sze dla niej jest kre­atyw­ne ży­cie. Suk­ces to tyl­ko dodatek.



Ca­te Blan­chett nie boi się

CZAS DLA ARTYSTY

"Kiedyś zagram samą siebie"

Ca­te Blan­chett nie boi się ak­tor­skich wy­zwań. Ogo­li­ła gło­wę, za­gra­ła sce­nę ero­tycz­ną z szes­­na­sto­lat­kiem, na­uczy­ła się jeź­dzić jak kow­boj. Bo naj­waż­niej­sze dla niej jest kre­atyw­ne ży­cie. Suk­ces to tyl­ko dodatek.

Fil­my „Eli­za­beth” i „Wład­ca pier­ście­ni” przynio­sły pa­ni świa­to­wą sła­wę. Czy suk­ce­sy pa­nią zmie­ni­ły?

Cho­ciaż mam za so­bą świet­ny rok, pa­mię­tam cza­sy, kie­dy cie­szy­łam się, że w ogó­le tra­fi­ła mi się ja­kaś ro­la. Kie­dyś nie li­czy­łam na to, że do­sta­nę się do fil­mo­we­go biz­ne­su, te­raz nie mam pew­no­ści, czy w nim po­zo­sta­nę. W przy­szło­ści chcia­ła­bym krę­cić fil­my do­ku­men­tal­ne al­bo wysta­wiać sztu­ki te­atral­ne. Jest zresz­tą wie­le rze­czy, któ­re mam zamiar jesz­cze zro­bić. To nie suk­ces mnie na­pę­dza. Ży­cie prze­mi­ja szyb­ko, a co sześć ty­go­dni od­kry­wa­na jest no­wa gwiaz­da fil­mo­wa. Bardzo przy­jem­nie jest grzać się w pro­mie­niach sła­wy, jed­nak kie­dyś to się koń­czy, a ży­cie mu­si to­czyć się da­lej.

Ni­gdy pa­ni nie ba­ła się zmian. Chcia­ła pa­ni być ma­lar­ką, studiowała eko­no­mię.

Lu­bię ma­lo­wać, ale oka­za­ło się, że nie mam wiel­kie­go ta­len­tu. Zaczęłam więc stu­dio­wać eko­no­mię, ale też bez suk­ce­sów. Wte­dy wylądowa­łam na wy­dzia­le ak­tor­skim. Po­my­śla­łam: „Dam so­bie trzy la­ta, je­śli się nie uda, to bę­dę szu­kać da­lej”.

Na szczę­ście się uda­ło. Gra pa­ni u re­ży­se­rów hol­ly­wo­odz­kich i europejskich. Czy za­uwa­ży­ła pa­ni róż­ni­ce w ich pra­cy?

Pra­co­wa­łam z re­ży­se­ra­mi z ca­łe­go świa­ta, naj­czę­ściej w fil­mach niskobu­dże­to­wych. Naj­droż­szy był „Wład­ca pier­ście­ni”. O róż­ni­cach de­cy­du­je przede wszyst­kim bu­dżet.

Któ­ra z za­gra­nych przez pa­nią ról by­ła naj­bar­dziej nie­zwy­kła?

Do fil­mu „Nie­bo”, aby wczuć się w po­stać Phi­lip­py, pozwoli­łam so­bie ogo­lić gło­wę. Phi­lip­pa w nic już nie wie­rzy. Nie ufa ani Ko­ścio­ło­wi, ani pań­stwu, jest bez na­dziei i dla­te­go po­peł­nia czyn de­spe­rac­ki. Że­by da­lej żyć, mu­si od no­wa na­uczyć się ufać dru­giemu czło­wie­ko­wi. W cy­nicz­nym świe­cie, w któ­rym przy­szło nam żyć, je­dy­ną szan­są dla nas wszyst­kich jest mi­łość. Bez­gra­nicz­na, głę­bo­ka. To miłość, a nie ze­msta, spra­wia, że sta­je­my się lep­si.
Jesz­cze in­ną niezwy­kłą ro­lę, cał­kiem in­ne­go ro­dza­ju, za­gra­łam w wester­nie „Za­gi­nio­ne”. Ten ga­tu­nek fil­mu był zarezerwowany wy­łącz­nie dla męż­czyzn, dla­te­go wcze­śniej się nim nie in­te­re­so­wa­łam. Kie­dy przy­go­to­wy­wa­łam się do ro­li, obej­rza­łam pa­rę klasy­ków ga­tun­ku i za­uwa­ży­łam, że ko­bie­ty w we­ster­nach al­bo sie­dzą głup­kowa­to w sa­lo­onie, al­bo są po­ry­wa­ne i przy­­wią­zy­wa­ne do szyn kolejo­wych. By­łam bar­dzo za­do­wo­lo­na, kie­dy w „Zaginionych” my, ko­bie­ty, jeź­dzi­ły­śmy kon­no tak do­brze, jak męż­czyź­ni.

Do fil­mu „Do­bry Nie­miec” mu­sia­ła się pa­ni na­uczyć ję­zy­ka nie­miec­kie­go.

Tak na­praw­dę to mu­sia­łam przy­swo­ić so­bie tro­chę słów. Waż­niej­szy był ak­cent. Za­gra­łam prze­cież Niem­kę, któ­ra mó­wi ła­ma­nym an­giel­skim. Pomagał mi Chri­stian Oli­ver, nie­miec­ki ak­tor, któ­ry w „Do­brym Niem­cu” grał jed­ną z głów­nych ról.

Żad­na sce­na fil­mu nie zo­sta­ła na­krę­co­na w Ber­li­nie, cho­ciaż je­go akcja to­czy się wła­ś­nie w tym mie­ście…

To jest dla mnie do­syć ab­sur­dal­ne, ale z dru­giej stro­ny, pro­szę pomyśleć, ile te­raz za­le­ży od tech­ni­ki, róż­nych tri­ków fil­mo­wych. Ja sa­ma zresz­tą by­łam wcze­śniej w Ber­li­nie na fe­sti­wa­lu fil­mo­wym, ale dopie­ro dzię­ki ro­li w „Do­brym Niem­cu” do­wie­dzia­łam się cze­goś wię­cej o tym mie­ście. We współ­cze­snym Ber­li­nie nie ma już wielu śla­dów prze­żyć je­go miesz­kań­ców z po­przed­nie­go stu­le­cia.

Pra­cę w „Do­brym Niem­cu” roz­po­czę­ła pa­ni za­raz po zakończeniu zdjęć do „No­tat­ki o skan­da­lu”. Nie by­ło trudno?

Bar­dzo się te­go ba­łam. Jesz­cze w pią­tek krę­ci­li­śmy ostat­nią sce­nę do „No­ta­tek o skan­da­lu", a w po­nie­dzia­łek mia­łam już zdję­cia w „Do­brym Niem­cu”. Oczy­wi­ście przy­go­to­wa­łam się wcze­śniej do ro­li Le­ny, jed­nak do­pie­ro współ­pra­ca z in­ny­mi ak­to­ra­mi da­je właściwe wy­czu­cie fil­mu. I to mi naj­bar­dziej po­mo­gło.

Czy wy­bie­ra­jąc ro­lę, za­sta­na­wia się pa­ni, co o niej po­wie­dzą pa­ni dzie­ci?

Mo­je dzie­ci są dla mnie wszyst­kim. Dla nich pój­dę na­wet na ko­niec świa­ta. Ale kie­dy wy­bie­ram i wcie­lam się w no­wą ro­lę, to waż­ne jest coś in­ne­go. Nie sie­dzę i nie py­tam sie­bie, jak ­bym za­re­ago­wa­ła w rzeczy­wi­sto­ści na ta­ką a ta­ką sy­tu­ację. Ja prze­cież nie gram sie­bie, tyl­ko wy­my­ślam po­stać.

W fil­mie „No­tat­ki o skan­da­lu” za­gra­ła pa­ni ko­chan­kę 15-let­nie­go chłop­ca. Nie mia­ła pa­ni wąt­pli­wo­ści, przyj­mu­jąc tę ro­lę?

Już wcze­śniej zna­łam po­wieść Zoe Hel­ler i by­łam nią za­chwy­co­na. Kie­dy usły­sza­łam, że ma zo­stać sfil­mo­wa­na, na­tych­miast za­czę­łam sta­rać się o tę ro­lę. Bar­dzo spodo­bał mi się też sce­na­riusz Pa­tric­ka Mar­be­ra. Był bez­kom­pro­mi­so­wy. Za­pra­szał do te­go, aby przy­j­­rzeć się, co kry­je się pod pięk­ną otocz­ką co­dzien­ne­go ży­cia. Po­za tym Mar­ber w swo­im scena­riu­szu nie pra­wi mo­ra­łów.

Trud­ne by­ły dla pa­ni sce­ny mi­ło­sne z An­drew Simp­so­nem, chłop­cem, który grał nie­let­nie­go ko­chan­ka?

Mia­łam opo­ry i to o wie­le więk­sze niż An­drew. On był bar­dzo pracowitym i od­po­wie­dzial­nym mło­dym ak­to­rem. W wie­ku 16 lat my­śli się o sek­sie już ina­czej niż w wie­ku 15, ale nie zmie­nia to fak­tu, że Andrew był na­dal nie­peł­no­let­ni. Dla­te­go waż­na by­ła nie tyl­ko je­go zgoda na za­gra­nie tych scen, ale i zgo­da je­go ro­dzi­ców.

Jak za­re­ago­wa­ła­by pa­ni, gdy­by je­den z pa­ni sy­nów za 10 lat wdał się w ro­mans z na­uczy­ciel­ką?

Urwa­ła­bym gło­wę tej ko­bie­cie. Ta­ka jest mo­ja pierw­sza, emo­cjo­nal­na reak­cja. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak nikt nie mo­że prze­wi­dzieć, jak­ by się za­cho­wał w ta­kiej sy­tu­acji.

Uda­je się pa­ni łą­czyć ak­tor­stwo i ży­cie ro­dzin­ne?

To, że je­stem pra­cu­ją­cą mat­ką, nie jest ni­czym nad­zwy­czaj­nym. Cza­sa­mi wpraw­dzie mu­szę pra­co­wać aż po 12 go­dzin, jed­nak kie­dy tyl­ko mo­gę, zabie­ram ze so­bą na plan sy­na Da­shiel­la. Urzęd­ni­cy, któ­rzy pra­cu­ją tyl­ko po osiem go­dzin, też nie zaj­mu­ją się wte­dy dzieć­mi. Na­praw­dę mogę mó­wić o wiel­kim szczę­ściu: je­stem mat­ką dwoj­ga dzie­ci i pro­wa­dzę kre­atyw­ne ży­cie. Ale bez do­brze funk­cjo­nu­ją­ce­go mał­żeń­stwa na pew­no nie by­ło­by to moż­li­we. Wspie­ra mnie mój mąż An­drew.

Lu­bi pa­ni wra­cać do prze­szło­ści, pi­sze pa­ni pa­mięt­nik?

Pi­sa­łam pa­mięt­nik ja­ko ma­ła dziew­czyn­ka. Aż do mo­men­tu, w któ­rym znalazł go i prze­czy­tał mój brat. Kie­dy się o tym do­wie­dzia­łam, czułam się strasz­nie za­kło­po­ta­na. Te­raz za to chęt­nie oglą­dam zdjęcia, z któ­ry­mi wią­żą się mo­je wspo­mnie­nia.

A co czu­je pa­ni, kie­dy oglą­da swo­je wcze­ś­niej­sze fil­my?

Sta­ram się te­go uni­kać. Nie­daw­no jed­nak obej­­rza­łam film „Elizabeth” z 1997 ro­ku – przy­go­to­wy­wa­łam się do dru­giej czę­ści te­go fil­mu, „Eli­za­beth: Zło­ty wiek”, w którym rów­nież gram kró­lo­wą Elż­bie­tę, ale 10 lat póź­niej. Po­my­śla­łam so­bie tyl­ko: „Mój Bo­że, jak ja się po­sta­rza­łam!”.

Wydanie Internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces