"Czy można je pogłaskać?". Psy na lotnisku w Krakowie robią furorę
Psy wsparcia emocjonalnego na lotnisku w Krakowie to fenomen na skalę Europy. Umilają czas pasażerom i pomagają im uporać się ze stresem. - Ja tych ludzi wyłapuję i z nimi rozmawiam. Mają ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie emocji - mówi Kasia Harmata, opiekunka Zena, Lary i Ciri.
Na hali odlotów panuje tłok i harmider. Część pasażerów gna w pośpiechu, ciągnąc za sobą bagaże, inni rozsiedli się w oczekiwaniu na otwarcie bramek. W ruch idą przekąski i napoje, a ożywione dyskusje mieszkają się z donośnym głosem spikera.
Kasia przemierza halę z czarno-białym border collie na smyczy. Z tłumu wyróżnia ją dodatkowo kolorowy strój i zielona kamizelka z napisem: "Dog handler". Nadruk na psich szelkach ogłasza wszem i wobec: "Pies terapeutyczny – Zen". Od razu kradną uwagę pasażerów.
Naprzeciwko bramki nr 4 siedzi młoda kobieta. Kasia opisze ją później: - Przepiękna, z długimi, falowanymi, blond włosami, elegancko ubrana. Miała fioletową walizkę.
Kobieta zerka na Zena i przez ułamek sekundy jej twarz zdradza ogromne emocje. Kasia nie byłaby sobą, gdyby tego nie zauważyła. Podchodzi i zaczyna rozmowę po angielsku. Intuicja ją nie zawiodła - to Ukrainka.
- Czy mogę się do niego przytulić? - pyta kobieta, gdy tylko słyszy, że Zen to pies wsparcia emocjonalnego.
- Oczywiście - mówi Kasia, robiąc wyjątek. Na lotnisku pozwala ludziom tylko na głaskanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukrainka wtula się w psa, a on w nią, co jest niezwykłe, bo takie czułości rezerwował dotąd tylko dla rodziny. Po policzkach kobiety zaczynają płynąć łzy, a psia sierść staje się coraz bardziej mokra.
Kasia odruchowo chwyta ją za rękę i z niepokojem pyta: - Co się stało? Gdy słyszy odpowiedź, sama zalewa się łzami.
- Bardzo panią przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Gdy rosyjska bomba uderzyła w nasz dom, znalazłam się z dwójką moich dzieci pod gruzami. I dokładnie taki sam pies nas uratował.
Obie mają ze sobą kontakt do dziś.
Psy wsparcia emocjonalnego
Nie zawsze emocje aż tak sięgają zenitu. Ale potrzebujących wsparcia pasażerów na lotnisku nie brakuje. Ktoś panicznie boi się latać. Inny o mały włos nie spóźnił się na samolot. A kolejny siedzi od kilku godzin sam jak palec i nie ma do kogo ust otworzyć.
Dowodów naukowych na to, że kontakt ze zwierzętami obniża poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, nie brakuje. Port lotniczy w Krakowie postanowił to wykorzystać.
- Jesteśmy pierwszym lotniskiem w Europie, na którym pojawiły się psy terapeutyczne. Zen zaczął przychodzić na halę odlotów ze swoją opiekunką, Kasią Harmatą, w 2019 r. w ramach pilotażowego projektu. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ludzie byli zachwyceni do tego stopnia, że dzwonili i dopytywali, czy w dniu ich odlotu spotkają psa – opowiada Natalia Vince, rzeczniczka prasowa Kraków Airport.
Na początku tego roku do Zena dołączyły kolejne dwa psy – jego przyrodnia siostra Lara i Ciri – owczarek szetlandzki. Zwierzaki można spotkać i pogłaskać w ramach odstresowania w każdy poniedziałek, środę i piątek w godzinach od 10 do 12 na hali odlotów.
Rzadko kiedy są we trójkę. Na ogół dzielą się dniówkami, bo mają też inne zajęcia. Chociażby Zen, który jest certyfikowanym psem ratowniczym. Regularnie bierze udział w szkoleniach i akcjach poszukiwawczych. Niczym James Bond lata helikopterem i spuszcza się na linie. Egzamin na psa ratownika zdała też właśnie Lara. A wszystko pod czujnym okiem Kasi, która jest też strażakiem ratownikiem w Grupie Ratownictwa Specjalistycznego w Krakowie.
- To nie są zwykłe psy. Zresztą za chwilę pani zobaczy - przekonuje mnie Natalia Vince. - Wzbudzają radość nie tylko u pasażerów. Zanim Kasia dojdzie z nimi do hali odlotów, po drodze witają się z pracownikami. Dla nich to jedna z milszych chwil dnia. Nieraz słyszałam słowa: "Jak to cudownie, że cię spotkałam, Zen. Teraz będę miała dobry dzień".
Pieski z telewizji
O psach z krakowskiego lotniska jest już głośno. I to nie tylko na rodzimym podwórku. - Mówili już o nas w amerykańskich mediach, a ostatnio pisali nawet w tureckiej prasie - opowiada rzeczniczka lotniska.
I rzeczywiście, kiedy zbliżamy się do pierwszych pasażerów, na wielu twarzach pojawia się uśmiech. Od razu dopytują: - Czy to te pieski z telewizji?
Niektórzy nie dowierzają, że mogą ot tak je pogłaskać. - Naprawdę mogę? A jaka to rasa? O, jaką mają mięciutką sierść.
Tych bardziej nieśmiałych Kasia stara się zachęcać: - Ma pani ochotę pogłaskać pieski? Śmiało, to psy wsparcia emocjonalnego. Ich zadaniem jest odstresowanie pasażerów.
Więcej zachęt nie potrzeba. Chętnych do głaskania nie brakuje, ale opiekunka pilnuje, by wokół psów nie było zbyt dużego tłumu. To ważne, by zwierzęta czuły się komfortowo.
- Cały czas obserwuję, czy nie mają już dość. Przy pierwszych oznakach zmęczenia zarządzam przerwę. Mamy wydzielony na lotnisku swój pokój, w którym psy mogą napić się wody i w ciszy odpocząć - tłumaczy Kasia Harmata, która szkoleniem psów zajmuje się już ponad 20 lat.
"A dokąd to pan leci?"
Wystarczyło mi 10 minut spędzonych wspólnie na lotnisku, by zyskać pewność, że działanie terapeutyczne tego zespołu to nie tylko zasługa psów. Ich trenerka czujnie skanuje twarze pasażerów i wyłapuje tych, którym psie towarzystwo może poprawić humor. Po czym zaczyna z nimi rozmowę. Konsekwentnie zaś omija te osoby, które nie mają ochoty na kontakt ze zwierzętami lub się ich boją.
Starszy mężczyzna na wózku inwalidzkim z zaciekawieniem spogląda na kudłatą ekipę. Chwila i Kasia już jest przy nim.
- Dzień dobry. Może chciałby pan pogłaskać pieski? Tak umilamy pasażerom czas przed odlotem - zagaduje. Psy przez chwilę przepychają się przy wózku, bo każdy chce być pierwszy do głaskania. Wszak za tę robotę całkiem nieźle płacą.
- A dokąd to pan leci? - Kasia wydziela psom smaczki i kontynuuje rozmowę. To wystarczyło, by pasażer się otworzył i podzielił się nie tylko swoimi planami, ale też kawałkiem historii życia. Na pożegnanie trenerka rzuca: - Miłego lotu i do zobaczenia!
Przechodzimy do kolejnych pasażerów, ale kątem oka widzę, że uśmiech długo jeszcze nie schodzi z twarzy mężczyzny.
- Ja tych ludzi wyłapuję i z nimi rozmawiam. Często też ich przytulam, jeśli tego chcą. Pasażerowie mają ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie emocji, nawet gdy nie są one wynikiem stresu związanego z lotem. Przerzucają je na mnie i moje psy. Robi im się wtedy lżej - tłumaczy Kasia.
- W sieci krąży taka grafika, na której czarna postać człowieka dotyka białego psa, a po chwili zamieniają się kolorami. Mam wrażenie, że my, jak na tym obrazku, ściągamy z ludzi cały ich stres - dodaje.
Jedyny taki pies na świecie
Dzięki specjalnemu treningowi, który Kasi zajął 1,5 roku, Zen jest jedynym na świecie psem wsparcia emocjonalnego, który potrafi wyszukać ludzi o podwyższonym poziomie kortyzolu, zwanego hormonem stresu. Dzięki temu jego "usługi" trafiają do najbardziej zestresowanych pasażerów.
- Pracę zaczęłam od pobrania próbek śliny i potu zestresowanych egzaminami studentów. Potem uczyłam Zena, by wskazywał próbki z kortyzolem, a następnie osoby z podwyższonym jego poziomem. Przeniesienie tego na ludzi było najtrudniejszym etapem - tłumaczy.
Jak to wygląda w praktyce? - Oczywiście nie pozwalam Zenowi biegać od pasażera do pasażera, by w ten sposób szukał tych najbardziej zestresowanych. Nie wszyscy muszą lubić psy, a niektórzy się ich wręcz boją, więc to mogłoby ich dodatkowo zestresować - kontynuuje trenerka.
Najpierw więc sprawdza, czy nikt nie stresuje się obecnością Zena, i dopiero wtedy daje mu komendę. A pies za pomocą swojego czułego nosa wyszukuje najbardziej zestresowane osoby i siada obok nich. - Wtedy na ogół ręce pasażerów ruszają do głaskania, a ja zaczynam rozmowę - mówi Kasia.
- Kiedyś miałam niesamowitą sytuację. Przechodziliśmy obok bramki, gdy Zen nagle się zatrzymał, zaciągnął powietrzem i jakby go coś odrzuciło. Okazało się, że chwilę wcześniej pasażerowie usłyszeli, że ich lot został odwołany. W powietrzu musiało być aż gęsto od zapachu kortyzolu – podsumowuje.
Znani i lubiani
Jak to na lotniskach bywa - można tu spotkać również znane osoby. Chociażby ostatnio, kiedy polscy skoczkowie lecieli do Lahti z Krakowa.
- Z młodymi skoczkami już się znamy, więc kiedy ich zobaczyłam, podeszłam i powiedziałam: "O, znowu będę miała zdjęcie z przyszłymi mistrzami świata". A oni na to: "Teraz to my zrobimy pani zdjęcie z mistrzem świata". No i zrobili nam zdjęcie z Piotrem Żyłą - relacjonuje trenerka.
- Jakie było moje zdziwienie, kiedy po powrocie do domu mój mąż zapytał: "A ty wiesz, kto za nim siedział?". Oczywiście, że nie widziałam. Okazało się, że Kamil Stoch. W ogóle go nie poznałam - śmieje się na samo wspomnienie.
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski