Jest motorniczą tramwaju. Wskazuje największe grzechy pasażerów

Jest motorniczą tramwaju. Wskazuje największe grzechy pasażerów

Daria Skawińska jest motorniczą w Tramwajach Warszawskich
Daria Skawińska jest motorniczą w Tramwajach Warszawskich
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marta Kosakowska
24.11.2022 16:34, aktualizacja: 25.11.2022 10:20

- Wśród młodych panuje moda na puszczanie głośno muzyki z telefonu. Wtedy pytam ich, czy pomylili tramwaj ze swoim pokojem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Daria Skawińska, która od pięciu lat jest motorniczą Warszawskich Tramwajów i niejedno już w swojej pracy widziała.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Od czego zaczyna się pani dzień w pracy?

Daria Skawińska, motornicza tramwaju: Wszystko zależy od tego, na którą zmianę pracuję. Pierwsza zwykle zaczyna się o czwartej rano. Trzeba być 15 minut wcześniej u dyspozytora, aby ten wydał klucze, dokumenty, sprawdził trzeźwość i pozwolenie do kierowania tramwajem. Wtedy można iść do wagonu, włączyć go, sprawdzić tzw. udekorowanie, czyli tablice, a także czy działają podstawowe funkcje: hamownie, sygnał dźwiękowy, oświetlenie, otwierani drzwi, etc. Później wyjeżdża się z zajezdni na daną linię. Po zakończonej zmianie następuje przekazanie tramwaju na mieście drugiej zmianie lub ewentualnie zjeżdża się do zajezdni. Druga zmiana zaczyna się od przejęcia tramwaju na trasie, a po jej zakończeniu szykuje się wagon "do spania", czyli odstawia się go do zajezdni.

Skoro zaczyna pani pracę przed czwartą, to o której godzinie pani wstaje?

Teraz mieszkam poza Warszawą, więc wstaję około drugiej w nocy, żeby móc dojechać samochodem.

To o której godzinie się pani kładzie?

O 18:00.

I udaje się pani zasnąć o tak wczesnej porze?

Teraz, w listopadzie, kiedy szybko robi się ciemno, nie ma z tym problemu. Gorzej jest w drugiej połowie roku, kiedy o 18:00 jest jeszcze pełne słońce.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Oprócz wczesnego chodzenia spać i wstawania przed świtem, ta praca stawia też inne wyzwania – jak chociażby ciągły kontakt z ludźmi, którzy nie zawsze bywają uprzejmi. Od czasu do czasu do mediów przebijają się informacje o przykrych incydentach, do których dochodzi w tramwajach.

Niestety. Dwa lata temu doszło do napaści na motorniczą tramwaju w Warszawie, która w trakcie pandemii zwróciła uwagę pasażerom bez maseczek. Finał był taki, że koleżanka miała złamaną nogę. Ja też wielokrotnie miałam styczność z agresją kierowaną w moją stronę.

Co powoduje tę agresję?

Najczęściej wybuchy agresji zdarzają się po zwróceniu komuś uwagi. Niektórzy pasażerowie zapominają, że w tramwaju obowiązują pewne zasady zachowania. Jeśli ktoś te zasady łamie, to moim obowiązkiem jest zwrócenie mu uwagi, żeby zadbać o ład i porządek w wagonie.

O co najczęściej musi pani zwracać uwagę?

Wśród młodych panuje moda na puszczanie głośno muzyki z telefonu. Wtedy pytam ich, czy pomylili tramwaj ze swoim pokojem.

Daria nie ukrywa, że jej praca bywa bardzo stresująca
Daria nie ukrywa, że jej praca bywa bardzo stresująca© Daria Skawińska

I co oni na to?

Zwykle reagują grzecznie, przepraszają i wyłączają muzykę. Jeśli jest inaczej, to zgłaszam sprawę do centrali, a wtedy robi się poważnie, więc dzieciaki po prostu uciekają.

Ale nie wszyscy pasażerowie są tacy grzeczni...

Najgorsi są pasażerowie pod wpływem alkoholu, którzy są głośni, zaczepni, agresywni. Miałam taką sytuację kilka lat temu, kiedy do pijanego – i prawdopodobnie pod wpływem środków psychoaktywnych - pasażera musiałam wezwać policję. Mężczyzna zaczepiał dwóch innych pasażerów, obcokrajowców, prawdopodobnie z Ukrainy, którzy rozmawiali w swoim ojczystym języku. Delikwent groził im pobiciem. Zdecydowałam się wyjść z kabiny i poprosić go o opuszczenie tramwaju.

Wtedy ten mężczyzna skierował całą agresję na mnie. Był oburzony, że - jako Polka – nie stanęłam po jego stronie. Mówił coś o Polsce dla Polaków i tym podobne. Mężczyzna zaczął na mnie napierać, więc musiałam uciec do kabiny i się w niej zamknąć. Służby nie przyjechały od razu, a mężczyzna nie wysiadł z tramwaju. Jechał ze mną aż do pętli i cały czas się na mnie patrzył. Wtedy bardzo się bałam. Na szczęście na przystanku czekała policja i zajęła się panem.

W kabinie może czuć się pani bezpiecznie, nawet jeśli doszłoby do – czego nie życzę - próby ataku fizycznego?

Tak, drzwi są zrobione z tworzywa sztucznego, więc nie da się ich tak łatwo uszkodzić. Na potwierdzenie tych słów mogę przytoczyć sytuację, kiedy zaciął mi się zamek w kabinie i inspektorzy musieli wyłamać drzwi. Dwóch mężczyzn musiało się natrudzić, żeby te drzwi wyrwać, więc mając w pamięci ten obrazek, mam poczucie, że kabina jest bezpiecznym miejscem.

W tramwajach starszego typu również?

Tam tym bardziej, bo tam drzwi są metalowe, więc to wręcz twierdza.

Ochrona fizyczna to jedno, ale myślę sobie, że w podobnych sytuacjach warto mieć w zanadrzu również pewne umiejętności psychologiczne, które pozwolą uniknąć eskalacji agresji. Jesteście szkoleni w tym kierunku?

Podstawową zasadą jest dbanie o swoje zdrowie i życie. Podobnie jak w przypadku zasad pierwszej pomocy, gdzie mówi się, że "dobry ratownik to żywy ratownik". Mamy obowiązek reagowania na incydenty, ale nie ma obowiązku konfrontacji, nie musimy wychodzić w tym celu z kabiny. Mamy specjalny przycisk w kabinie, który pozwala nam się łączyć z centralą ruchu, by zgłosić, że coś się dzieje.

Domyślam się, że każdy taki incydent się przeżywa.

W tej pracy obowiązuje zasada, że koniec każdej zmiany to koniec rozdziału. Trzeba to sobie wyćwiczyć. Ja często tłumaczę sobie, że taki człowiek miał gorszy dzień, znalazłam się na jego drodze, więc wyładował się na mnie.

W teorii brzmi świetnie, ale życie życiem, więc emocje pewnie czasem biorą górę. Zdarza się pani w pracy płakać?

Tak, zdarza mi się to. Są takie dni, kiedy jest bardzo ciężko. Na przykład teraz, kiedy jest ślisko i robi się tzw. czarna szyna, więc bywa, że podróż nie należy do przyjemnych. Prowadzenie tramwaju w takich warunkach wymaga od nas ogromnej koncentracji, a do tego słyszy się narzekanie pasażerów, którzy tego nie rozumieją. Więc po takim dniu pracy oraz usłyszeniu kilkunastu obelg na swój temat, potrafi się człowiekowi zrobić przykro. Wtedy trzeba sobie popłakać, pokrzyczeć w samochodzie w drodze do domu i to pomaga. Zresztą z roku na rok człowiek się uodparnia na takie sytuacje. Jednak nie sposób wyłączyć emocji, jeśli w pracy dochodzi do sytuacji, które są czymś więcej niż utarczką słowną z pasażerem. Mam na myśli kolizje, wypadki lub potrącenia.

Ma pani takie doświadczenia?

Tak, niedawno miałam przykrą sytuację, kiedy pod tramwaj wpadła mi dziewczynka. Choć była to ewidentnie jej wina, bo weszła przed tramwaj w miejscu niedozwolonym, to nie oznacza, że ja tego nie przeżywałam. Tym bardziej że z mediów społecznościowych dowiedziałam się, że była poturbowana, ale jej dalszych losów nie znam.

A pani jak sobie z tym poradziła?

Nasza firma zapewnia wsparcie w takich sytuacjach. Nawet po kłótni z pasażerem mogę poprosić o rozmowę z psychologiem. Natomiast kiedy dochodzi do zdarzenia z poszkodowanymi, to automatycznie na miejsce zdarzenia przyjeżdżają psycholog i prawnik. W momencie takiego wypadku motorniczy kończy pracę tego dnia, by móc wyciszyć emocje. Po zdarzeniu z dziewczynką następnego dnia również miałam dzień wolny w 100 proc. płatny, żeby móc się uspokoić. Takie są procedury w naszej firmie.

W Warszawie 20-30 proc. motorniczych to kobiety. Pewnie dla wielu osób kobieta w tym zawodzie to wciąż zaskoczenie?

Ja pracuję jako motornicza tramwaju od pięciu lat, ale rzeczywiście do dziś dla wielu osób mój zawód jest zaskoczeniem. Ciągle słyszę: "Ale jak to? Kobieta w tramwaju?". Na szczęście nigdy nie miałam sytuacji, żeby ktoś powiedział: "Baba w tramwaju, więc nie wsiadam". Natomiast trafił mi się kiedyś pasażer, który był niezadowolony, że wolno jadę, a jemu gdzieś się spieszyło. Rzucił w moją stronę paroma epitetami. W pewnym momencie zamilkł, a potem zaczął mnie przepraszać. Okazało się, że nie wiedział, że to kobieta prowadzi. To była dość zabawna sytuacja, bo pan uznał, że mężczyznę mógłby zwyzywać za wolną jazdę, a kobietę - nie.

Ta sytuacja wskazuje, że ten zawód nadal kojarzy się wyłącznie z mężczyznami, a stereotypy mają się dobrze.

Przez wiele lat był on zarezerwowany wyłącznie dla tej płci. W dużej mierze z uwagi na wymagania, które były niezbędne, by go wykonywać. Motorniczy musiał mieć wiedzę techniczną, ale też sporo siły fizycznej, by móc wykonać pewne czynności przy tramwaju. Obecnie wiele z tych rzeczy jest zautomatyzowanych, więc ograniczenia dla kobiet zniknęły. Z każdym kolejnym kursem liczba kobiet, które chcą być motornicznymi, rośnie.

Myślę sobie, że w tej pracy muszą być też dobre chwile.

Zdecydowanie tak. Codzienną osłodą są na przykład dzieci, które nam machają. To sprawia, że na sercu robi się ciepło. Bywa, że też na pętli przychodzą i zaglądają do tramwaju. Czasem pozwalam im wejść do środka i usiąść w kabinie, zadzwonić dzwonkiem. Dzieci się z tego niesamowicie cieszą.

Miłe są też wszystkie gesty szacunku i podziękowań, np. za poczekanie na kogoś na przystanku lub wyjście z kabiny, by np. pomóc komuś z wózkiem.

Co szczególnie utkwiło pani w pamięci?

Miałam taką sytuację, kiedy dziecku, które matka trzymała na rękach, zsunął się kaloszek. Ta pani tego nie zauważyła, a ja wybiegłam z kabiny, żeby jej podać ten bucik. Pani mi podziękowała. Za jakiś czas zostałam wezwana przez moją kierowniczkę. Bałam się, że muszę iść na dywanik, bo coś przeskrobałam. Okazało się, że przyszła pochwała od tej kobiety za pomoc. To było naprawdę miłe.

A koledzy z pracy? Potrafią być mili?

Bardzo! Przytoczę bardzo życiowy przykład. Nawet w przypadku, kiedy któraś z motorniczych dostanie miesiączkę w pracy, to może poprosić o podmianę ze względu na zły stan psychofizyczny. Nie ma z tym problemu. Co więcej, były przypadki, że koledzy z pracy potrafili nam przywozić podpaski, czy nawet zastępować w pracy, żebyśmy mogły wyjść na chwilę do apteki.

Czyli kobiecość jest w tym zawodzie akceptowana z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Tak! Choć żartobliwie mogę powiedzieć, że niektóre kobiece atrybuty bywają uciążliwe, np. długie paznokcie, bo ciężko się wciska niektóre przyciski. Ale my, motornicze, mamy swoje triki, które pozwalają nam sobie z tym radzić, np. otwieranie drzwi długopisem lub kluczem wagonowym.

Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta