Kurs przedmałżeński - tylko formalność?

Kurs przedmałżeński - tylko formalność?

Kurs przedmałżeński - tylko formalność?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
08.08.2007 12:46, aktualizacja: 30.05.2010 12:18

„Wyszłam za mąż, zaraz wracam.”. Któż z nas nie zna tej piosenki? Jednakże w rzeczywistości „wyjść za mąż” tudzież „ożenić się” wcale nie jest tak łatwo, a już na pewno nie trwa chwilę. Zwykle czeka nas cały szereg ważnych spraw do załatwienia i formalności, o których pod żadnym pozorem nie wolno zapomnieć.

„Wyszłam za mąż, zaraz wracam”. Któż z nas nie zna tej piosenki? Jednakże w rzeczywistości „wyjść za mąż” tudzież „ożenić się” wcale nie jest tak łatwo, a już na pewno nie trwa chwilę. Zwykle czeka nas cały szereg ważnych spraw do załatwienia i formalności, o których pod żadnym pozorem nie wolno zapomnieć. Niestety, nie wystarczy wykrzyczeć światu, że się kochamy, ale należy zebrać odpowiednie świstki papieru, które potwierdzą, że możemy się kochać.

Ci z nas, którzy wybierają tzw. ślub konkordatowy zmuszeni są odbyć m.in. tzw. kursy przedmałżeńskie. Dziesięć spotkań w założeniu powinno poszerzyć naszą wiedzę o miłości, wzajemnej przyjaźni, planowaniu rodziny, problemach małżeńskich. Zwykle są one prowadzone przez księży. I tutaj nasuwa się pytanie: co osoba duchowna może wiedzieć o małżeństwie? Choć zwykle wywody popierane są przykładami zasłyszanymi „z życia” to w każdym z nas tli się iskierka wątpliwości. Jednak formalność to formalność - i chcąc nie chcąc - swoje trzeba odsiedzieć. Ja osobiście uważam, że najlepszego kursu przygotowującego do małżeństwa (i do tego niewymagającego zaliczania na papierze) a jednocześnie dobrego spojrzenia na różne oblicza miłości należy szukać zupełnie gdzie indziej.

Zapraszając gości na ślub lub przyjęcie weselne, wchodzimy do ich domów, rozmawiamy, wspólnie pijemy herbatę, obserwujemy, wtapiamy się w ich rodzinną atmosferę. I to właśnie wtedy możemy dowiedzieć się najwięcej o rodzinie, miłości, wierności, zaufaniu i wzajemnym szacunku. Warto uświadomić sobie, że podczas takiej wizyty możemy się bardzo wiele nauczyć. Pozwoli nam to w przyszłości uniknąć niektórych błędów i szybciej odnaleźć drogę do wielu sukcesów.

PORADY PSYCHOLOGA
Krystyna Zielińska radzi

Tylko my

Odwiedzając młode małżeństwo widzimy w ich oczach nieustanne zauroczenie i zakochanie. Opowiadają wciąż o sobie, o nowych meblach, o planach na wakacje. W ich życiu nikt więcej poza wszechobecnego „my” nie istnieje. Wchodząc do domu, w którym dopiero co urodziło się pierwsze dziecko możemy zaobserwować troskę, lęk o przyszłość i uczucie spełnienia. Zdjęcie malucha zastępuje zdjęcie żony na tapecie telefonu komórkowego, a każdy przedmiot, jaki posiadają w domu jest nic nieważny w porównaniu z małym skarbem.

Wizyta u rodziny

Podczas wizyty u rodziny, która ma już kilkoro dzieci widzimy na ich twarzach dumę i radość. Zamiast romantycznych zdjęć z wakacji pokażą oni nam rodzinne fotografie z Disneylandu lub dyplomy córki. Starsze dzieci kłócą się między sobą, ale także zaczynają być świadome, że ten dom i ta rodzina są dla nich teraz najważniejszym miejscem na ziemi. Goszcząc w domu małżeństwa, których pociechy idą już własną drogą zwrócimy uwagę na to, że w rozmowie zawsze będą o nich wspominać, ale zaczynają również myśleć więcej o sobie: o wyjeździe do sanatorium i o wspólnych wczasach nad morzem.

Wreszcie odwiedzając najstarsze pary możemy dostrzec kolejną ważną rzecz. Kiedy mija już piękno fizyczne, a w związku od początku panował szacunek i wzajemna troska, wówczas ten dziadek i ta babcia będą dla siebie zawsze najpiękniejsi, a kłótnie wytłumaczą najprościej jak się da: lepiej mieć się z kim kłócić niż nie mieć się do kogo odezwać. Zaś jeśli któregoś z nich zabraknie, drugie - jak nigdy przedtem - będzie pamiętać o imieninach i urodzinach zapalając świeczki na grobie współmałżonka.

Po odbyciu takiego kurs przedmałżeńskiego warto zadać sobie pytanie: Czy jesteśmy na to wszystko gotowi? Czy chcemy razem przechodzić kolejne etapy miłości? Czy będziemy potrafili być ze sobą na dobre i na złe? Czy kochamy narzeczonego czy narzeczoną miłością egoistyczną czy prawdziwą miłością dojrzałą? Czy jesteśmy gotowi na to, żeby słowa „ja” i „ty” zostały zastąpione przez jedno „my”? Odpowiadając jednak na te pytania należy pamiętać, że nigdy nie będziemy niczego stuprocentowo pewni, a życie i tak dopisze własny scenariusz. Recepta na rodzinne szczęście jest tylko jedna: miłość, wierność i uczciwość małżeńska.

PORADY PSYCHOLOGA
Krystyna Zielińska radzi

Źródło artykułu:WP Kobieta