ModaŁukasz Jemioł: "Żebym miał takich klientów, jakim sam jestem"

Łukasz Jemioł: "Żebym miał takich klientów, jakim sam jestem"

Łukasz Jemioł: "Żebym miał takich klientów, jakim sam jestem"
Źródło zdjęć: © AKPA
11.05.2012 15:32, aktualizacja: 16.05.2012 12:26

Jego nazwisko znają wszyscy miłośnicy mody. W Polsce zdążył już wyrobić sobie markę. Jego kreacje uwielbiają gwiazdy, choć od butiku Łukasza Jemioła nie stronią i ci fascynaci mody, których życiu nie przyglądają się paparazzi. Projektanta odwiedziliśmy w jego warszawskim butiku.

Jego nazwisko znają wszyscy miłośnicy mody. W Polsce zdążył już wyrobić sobie markę. Jego kreacje uwielbiają gwiazdy, choć od butiku Łukasza Jemioła nie stronią i ci fascynaci mody, których życiu nie przyglądają się paparazzi. Projektanta odwiedziliśmy w jego warszawskim butiku.

WP.PL: 15 maja odbędzie się pokaz twojej najnowszej kolekcji. Zdradzisz nam jakieś szczegóły?
Łukasz Jemioł: Będzie to kolekcja jesień-zima 2012/2013, tylko damska, z lekką reminiscencją art deco. Ale bardzo lekką. Zależy mi tylko, żeby pojawiły się charakterystyczne dla tego nurtu linie w konstrukcji ubrań. Będzie jednak bardzo współcześnie. Pokażę cały asortyment – sukienki, spodnie, płaszcze, kożuchy.

WP.PL: Jakie barwy będą królować na wybiegu?

ŁJ: Będzie raczej ciemno, ale pojawią się też kolory. Będzie trochę czerni, niebieskiego… Ale nie chcę zbyt wiele powiedzieć, bo zdradziłbym całą tajemnicę. Mam nadzieję, że będzie to fajny pokaz kolekcji zróżnicowanej pod względem tkanin.

WP.PL: Na wybiegu pojawią się sukienki wieczorowe, czy będzie to kolekcja raczej na co dzień?

ŁJ: Będzie wieczór, ale on u mnie zawsze jest na tyle przełamany w stylizacji, że nie czyta się go w sposób stricte wieczorowy. W każdym razie na pewno pokażę coś, co będzie można założyć na wieczór. Ale ja lubię łączyć cekiny z surową wełną, a to jest zderzenie, które możemy wykorzystać również na dzień. Jestem projektantem, który dobrze czuje się w tworzeniu rzeczy do noszenia przez cały dzień, a nie tylko i wyłącznie sukienek na wieczór, chociaż bardzo je lubię i zawsze je robię. Na pokazie pojawią się swetry, płaszcze, marynarki, dziwne okrycia. Będę starał się sprostać oczekiwaniom kobiet, które marzną.

WP.PL: To dobry pomysł. Trudno znaleźć rzeczy ciepłe, funkcjonalne i piękne jednocześnie.

ŁJ: No właśnie o to chodzi, żeby być fajnie ubranym również zimą. Będę się starał zrobić taką kolekcję.

WP.PL: A co z kolekcją pre-fall?

ŁJ: Ona była zapowiedzią kolekcji zimowej, chociaż kolekcje będą się różnić, ponieważ pre-fall została stworzona na potrzeby pracy związanej z USA i nowym butikiem, który otwiera się we Wrocławiu. Nawet nie można tego nazwać kolekcją jesienną, ale przejściową, w której są i basiki, i rzeczy na wieczór, i takie, które można nosić na co dzień. W dziesięciu outfitach można przechodzić cały sezon. Natomiast zima będzie już całkiem inna.

WP.PL: Masz zamiar zrobić kolekcję przedwiosenną?

ŁJ: Tak, oczywiście.

WP.PL: Czyli teraz będziesz projektował cztery kolekcje rocznie?

ŁJ: Zawsze to robiłem. Natomiast pierwszy raz sfotografowałem kolekcję pre-fall i wydałem ją w katalogu. Oprócz kolekcji pokazowej, która trafia do sklepu, jest osobny segment kolekcji, która ją uzupełnia.

WP.PL: I dajesz radę stworzyć cztery kolekcje rocznie? Niewielu projektantów może sobie na to pozwolić.

ŁJ: Tak, daję radę. Ale wiesz, ta pre jest małą kolekcją. To jest bardzo miła praca, absolutnie mnie nie męczy.

WP.PL: Im więcej, tym lepiej?

ŁJ: Im więcej można sobie poszyć, tym lepiej.

WP.PL: Gdzie można twoje projekty kupić? W Polsce i za granicą…

ŁJ: W Polsce można je kupić w Warszawie i we Wrocławiu oraz w sklepach internetowych, z którymi współpracuję. Czyli nie trzeba do mnie zaglądać, żeby coś nabyć. W nowym serwisie Wirtualnej Polski - * Conceptshop.pl* - też będzie coś mojego. Uważam, że trzeba być jak najbardziej dostępnym, ale jednak najwięcej nowości i największy wybór jest w moim warszawskim atelier. Jeśli chodzi o świat - od września kolekcja będzie dostępna w Stanach, w Kalifornii, właśnie ta pre-fall. Pracujemy też nad projektem sklepu w Londynie. Moje marzenie to być obecnym w dobrych concept shopach, mieć chociaż po 10-15 rzeczy w każdym kraju…

WP.PL: Zdradź nam, ile trzeba zapłacić za rzeczy od Łukasza Jemioła.

ŁJ: Ubrania od Łukasza Jemioła kosztują już od 300 złotych do 15 tysięcy złotych.

WP.PL: Czyli stać na nie każdego, nie tylko gwiazdy.

ŁJ: Tak. Mam linię t-shirtów za 350 złotych, dużo dodatków, dużo rzeczy w kwocie do 2 tysięcy. Za 2 tysiące u mnie ubierzesz się absolutnie. Ale jak chcesz skórę wykończoną luksusowym kożuchem czy jedwabne rzeczy… to kosztuje. Jednak, powtarzam, wyjdziesz od Łukasza Jemioła w linii basic ubrana do 2 tysięcy od stóp do głów i będziesz miała coś niepowtarzalnego. Mając świadomość tego, że nie wszyscy muszą chodzić w mega drogich rzeczach, stworzyłem ostatnio taką linię basic – paski, t-shirty, tuniki, dżinsy w całej rozmiarówce, kurtki dżinsowe łączone ze skórą, które będą w fajnych cenach. Z powodzeniem może nosić je ulica. Potencjalna klientka zamiast wydać pieniądze na sieciówkę, dołoży te 700 złotych i kupi coś niepowtarzalnego.

WP.PL: U ciebie ubrać mogą się „zwykli” ludzie, ale często po twoje ubrania sięgają ci bardziej znani. Jak to jest ubierać celebrytów?

ŁJ: Ubiera się ich tak samo jak wszystkich innych. Ale to jest miłe, że gwiazdy zwracają się do mnie, że wybierają moje rzeczy. Ubrałem już chyba z dziewięćdziesiąt procent polskich gwiazd. Dodam - fajnych gwiazd, z którymi chcę i lubię pracować. Ubierając gwiazdę, trzeba pamiętać o tym, że będzie ona obfotografowana, jej stylizacja będzie omówiona od a do z. Musimy więc brać pod uwagę oko kamery, aparatu, ale mnie przede wszystkim zależy na tym, żeby każdy czuł się komfortowo w moich rzeczach. Jeśli ktoś czuje się skrępowany, to od razu widać, że coś nie gra. Ja chyba nigdy nie miałem wtopy z żadną gwiazdą.

WP.PL: Masz rację. Nie pamiętam żadnej wpadki z kreacją twojego autorstwa.

ŁJ: Nie zawsze wszystko wychodzi mi w pracy, ale wtedy taka rzecz nie wisi w butiku, nie idzie w pokazie.

WP.PL: Kto wygląda w ubraniach od Łukasza Jemioła najlepiej?

ŁJ: Mam swoich faworytów, którzy wyglądali moich zdaniem super, natomiast wydaje mi się, że nigdy nie skrzywdziłem nikogo swoim ciuchem. Świetnie wyglądało wiele dziewczyn, które mają osobowość i potrafią ograć stylizację. Fajnie mi się pracowało i pracuje z Anją Rubik, Natasza Urbańska fajnie nosiła moje rzeczy, Kinga Rusin, Małgosia Socha, Małgosia Kożuchowska, Patricia Kazadi w moich rzeczach fajnie wyglądają.

WP.PL: Gwiazdy, które wymieniłeś, mają skrajnie różne style, ale mimo wszystko wszystkie świetnie prezentują się w ubraniach od ciebie.

ŁJ: Tworzę rzeczy raczej spójnie, ale o to chyba chodzi w modzie, żeby w marce znaleźć coś dla siebie. Kolekcja jest spójna, ale outfity są różnorodne. Bez wątpienia twarzą kolekcji sping-summer była Kayah, która uniosła ciężar frędzli, wystąpiła w nich jako jedyna polska gwiazda. Myślę, że sukienka nie przyćmiła Kayah, która zresztą przymierzała u mnie wszystko i we wszystkim wyglądała dobrze. Gwiazdy to zwykłe osoby, które po prostu mają "wyjście".

WP.PL: Czasem wielkie wyjście. Miło było oglądać Kingę Rusin na rozdaniu Oscarów 2012 w twojej kreacji?

ŁJ: Bardzo fajnie! Z Kingą spotkaliśmy się na balu dziennikarzy. Powiedziała mi o Oscarach i jakoś tak się dogadaliśmy. Kingę omawialiśmy telefonicznie. Ja jej uszyłem sukienkę, ona wpadła dwa dni przed wylotem i powiedziała „To jest to”. Wysłałem jej zdjęcia, ona była wtedy w Hiszpanii…

WP.PL: Było stresująco?

ŁJ: Nie mogłem mieć ciśnienia w związku z tym, że szyję na Oscary, bo wtedy człowiek się spina. A spinka nie jest dobra.

WP.PL: Twoja kariera rozwija się w szybkim tempie, teraz jesteś uznanym twórcą, ale nie zawsze tak było. Czy pamiętasz jakieś momenty przełomowe, które sprawiły, że zawodowo jesteś w tym, a nie innym miejscu?

ŁJ: Nie wiem, czy kariera to jest dobre słowo. Na sukces pracuje się latami. To jest pewna konsekwencja – pokazywania się dwa razy do roku, robienia kolekcji, wypracowania swojego stylu, ale i zaskakiwanie. To, że mogę sprzedawać rzeczy, że nie tworzę ich do szuflady, że mam grono klientów, że się rozwijam, to jest fajne. Siedem lat temu, gdy debiutowałem, marzyłem, żeby było taj, jak teraz. Ja jestem pracusiem. Mogę być oderwany od rzeczywistości, ale generalnie robię sporo projektów. Pokazy wprowadzają dyscyplinę. Trzeba usiąść, zrobić coś całkiem innego, ale zupełnie twojego. Praca, praca, praca, to jest coś, co mnie napędza. A oprócz tego trzeba wyjeżdżać, żeby ładować baterie. Więc jak nie pracuję, to gdzieś uciekam.

WP.PL: Dokąd?

ŁJ: Podróżuję (śmiech). Ale z podróżami to jest tak, że nie zawsze udaje się znaleźć na nie czas.

WP.PL: Z powodu pracy?

ŁJ: Nawet nie. Nie zawsze mogę wyjechać, bo jestem tu potrzebny albo robię jakiś projekt, albo muszę siedzieć, bo szyję pokaz.

WP.PL: Czyli z powodu pracy! Naprawdę jesteś pracusiem.

ŁJ: No tak, czyli z powodu pracy (śmiech). Ale udaje mi się wygospodarować w ciągu roku trochę wolnego czasu. Mogę wyjechać na weekend, albo na kilka dni. To mnie zawsze napędza. Lubię jeździć na targi designu, targi modowe. To jest pożywka dla osób, które zajmują się nie tylko projektowaniem, ale generalnie sztuką.

WP.PL: Wydaje się, że twoja praca jako projektanta to nie jest etat na osiem godzin dziennie, ale całe życie.

ŁJ: Absolutnie. Czasem mam dzień przerwy, nic nie robię, nie myślę o pracy, ale czasem mam tak, że pół nocy rysuję albo oglądam film i w pewnym momencie przychodzi mi do głowy jakiś fajny pomysł. Nie pracuję "od - do", ale chyba też bym tak nie umiał. Bycie w ramach czasowo-terytorialnych bardziej by mnie zatruło, niż to, że mogę pracować 24h na dobę i nie czuję się zmęczony. Pamiętaj jednak, że prowadzę firmę. To są faktury, rachunki. Robienie kolekcji dwa razy w roku to są ogromne pieniądze, stworzenie rozmiarówki to są ogromne pieniądze. Trzeba też o tym myśleć.

WP.PL: Podejrzewam, że prowadzenie własnego biznesu, szczególnie związanego z modą, nie jest łatwe?

ŁJ: Jestem bardziej artystą, niż biznesmanem. Choć oczywiście czasem muszę nim trochę być, bo dzięki temu zarabiam pieniądze i mogę tworzyć. Nie mam sponsora, żyję ze swoich zarobków. Często stawiam wszystko na jedną kartę, bo muszę odebrać sześćset metrów super tkanin i muszę za to zapłacić, a korzystam z bardzo drogich środków.

WP.PL: Ale klienci to doceniają.

ŁJ: Jest tak, że jeśli za ceną idzie jakość, to klient wróci. Sedno prowadzenia biznesu to szczerość.

WP.PL: Projektowanie to nie tylko sztuka, ale i chłodna kalkulacja. Podczas tworzenia nowych kolekcji korzystasz z wyników firm zajmujących się badaniem trendów?

ŁJ: Odnośnie kolorów i tkanin nie ucieknę od pewnych rozwiązań, ponieważ wybieram je zawsze na targach w Paryżu albo Mediolanie. Wyłapuję inspiracje z ogromnej puli trendów i biorę coś, co odpowiada mojej myśli na dany sezon. W tworzeniu pomaga mi intuicja. Moda jest ważna, ale wypracowanie własnego stylu i rozumienie danego sezonu są najważniejsze. Nie puściłbym wszystkiego w moro, bo akurat moro jest modne. Tak nie postępuję. Zdarzyło się kilka razy, że trendy silnie związały się z moją kolekcją, jak na przykład kożuchy. Nie wiedziałem przy ich tworzeniu, że będzie na nie wielki boom na świecie. A jednak tamten sezon należał do nich, fajnie się sprzedawały. Czy trudno przewidzieć trendy? Myślę, że fajnie się w nie wpisać przez swój własny język projektowy. Nie chcę do mody dodawać filozofii, ale fajnie, jeśli kolekcja ma temat przewodni.

WP.PL: Zaistniałeś jako projektant kolekcji damskich, ale masz na koncie również sylwetki męskie. W kolekcji pre-fall jednak ich zabrakło. Rezygnujesz z tworzenia dla mężczyzn?

ŁJ: Robię męską kolekcję, ale nie będzie jej na pokazie. Całą linię męską robię z Sahsą Knezevicem (prywatnie mąż Anji Rubik - przyp. red.). Zaprojektowałem skórzane torby i wszystkie sylwetki męskie, a buty robi Giuseppe Zanotti. To bardzo fajna kooperacja międzynarodowa. Moda męska bardzo mnie interesuje, ale stanowi około dwudziestu procent tego, co robię.

WP.PL: Tworzenie czterech kolekcji rocznie to mnóstwo pracy. Masz doradców, pomocników, asystentów?

ŁJ: Mam osoby, z którymi pracuję, którym bardzo ufam. Sam bym nie ogarnął pewnych rzeczy, takich choćby jak produkcja. Całą produkcję mam w Łodzi w doskonałej szwalni, więc muszę mieć kogoś na miejscu. Przy produkcji pokazów również nie działam sam. Mam PR-owca, Pawła Bieńkowskiego, stylistkę, która pomaga przy pokazach. Trzeba mieć fajną ekipę ludzi, z którymi się pracuje. No, ale projektuję sam.

WP.PL: Zanim projekty trafią do produkcji, pokazujesz je innym?

ŁJ: I tak, i nie. Ale raczej nie. Ufam moim paniom, które pracują przy tworzeniu wzorów, bo nie tylko ja mam wiedzę konstrukcyjno-krawiecką, ale one też. Są bardzo doświadczonymi osobami w branży, więc mi podpowiadają różne rozwiązania. Ja mogę je zanegować, a mogę się zgodzić…

WP.PL: A co z modelkami? Sam wybierasz je do pokazów? Ich wygląd ma znaczenie?

ŁJ: Oczywiście, że ma znaczenie. Pracuję z choreografem i reżyserem pokazu podczas castingów. Jest też producent pokazu, stylistka i ja. Pięć osób, które siedzą i oglądają. Głównie ode mnie zależy, kogo wybieram. Na pokazie wiosennym wymyśliłem sobie, żeby to były dziewczyny rude i blondynki. A teraz będę miał same "ciemne" dziewczyny.

WP.PL: Pokazy, projekty, ubrania… A co ze sławą medialną? Nie pociąga cię, na przykład, telewizja? Nie chciałbyś wziąć udziału w jakimś programie?

ŁJ: Absolutnie mnie to nie pociąga. Każdy ma swój rozum i decyduje za siebie, ma pomysł na swoją karierę. Ktoś mi niedawno powiedział „znałem twoje ubrania, ale nie znałem twojej twarz” i to był dla mnie największy komplement. Ubrania powinny mówić za projektanta. Oczywiście, my musimy być w mediach, ale w granicach rozsądku. Nie chcę być projektantem siedzącym w każdej rubryce towarzyskiej. Jeśli ktoś mi proponuje wywiad, godzę się, ale czy chciałbym wziąć udział w jakimś programie? Nie wiem. Jeśli byłoby to uzasadnione i wiązałoby się naprawdę z modą, to może tak.

WP.PL: Nie żałujesz, że jesteś projektantem?

ŁJ: Nie żałuję. Oczywiście, czasem ma się chwile zwątpienia. W naszym zawodzie trzeba mieć bardzo grubą skórę. Sukcesy traktowane są jako trampolina do ataku, zazdrości. Powiem ci szczerze, ja się cieszę, kiedy moim kolegom coś wychodzi, bo uważam, że się rynek wtedy otwiera. Ale nie, nigdy nie żałowałem, nie chciałem zmieniać zawodu.

WP.PL: Jako projektant dążysz do tego, aby inni nosili ubrania od ciebie. A co znajduje się w twojej szafie?

ŁJ: Jestem osobą, która bardzo dużo wydaje na modę. Jak już jestem gdzieś, gdzie są fajne sklepy, to się ubieram. Mam dużą szafę. Zawsze mówię… żebym miał takich klientów, jakim sam jestem. Jest wielu projektantów, których ubrania noszę, ale to nie jest tak, że jestem od stóp do głów ubrany w designerskie marki, które kosztują chore pieniądze. Ale czasem w przypływie szaleństwa na coś sobie pozwalam. Mam parę rzeczy Dries van Noten, Ricka Owensa, Lanvin, Prady. Z polskich projektantów noszę siebie. Ale dzisiaj na przykład mam swój t-shirt i spodnie Małgosi Czudak, mojej przyjaciółki.

WP.PL: Co każdy facet powinien mieć w swojej szafie?

ŁJ: Smoking. Uważam, że trzeba mieć smoking, ale taki, który jest w twoim klimacie. Bo ubranie się na wieczór, wystrojenie abstrahując od tego, jak ubierasz się na dzień, jest bez sensu. To jest rzecz, którą zakładam rzadko, ale takowy posiadam.

WP.PL: Nosisz ubrania z sieciówek?

ŁJ: Mam parę rzeczy. Lubię sieciówki typu All Saints, mam ulubiony typ koszulek z H&M. Dogadałem się z Anją Rubik, ona też nosi te koszulki. Nie o to chodzi, żeby wydać na siebie nie wiadomo ile, bo wtedy też można się źle prezentować. Ważne, żeby łączyć, bawić się modą. A jak masz możliwość, to uważam, że fajnie jest kupić coś dobrego.

Rozmawiała Agnieszka Kwiatkowska