Metoda naturalnych konsekwencji

Metoda naturalnych konsekwencji

Metoda naturalnych konsekwencji
Źródło zdjęć: © -sxc.hu
01.07.2009 15:43, aktualizacja: 22.06.2010 11:46

Zamiast karać dziecko i nagradzać, może warto pozwolić mu zobaczyć, jakie błędy popełnia. Metoda naturalnych konsekwencji pomoże zrozumieć maluchowi, że każde działania niesie określone skutki.

Zamiast karać dziecko i nagradzać, może warto pozwolić mu zobaczyć, jakie błędy popełnia. Metoda naturalnych konsekwencji pomoże zrozumieć maluchowi, że każde działania niesie określone skutki.

Zwolennicy metody naturalnych konsekwencji zwracają uwagę na to, że tradycyjne sposoby wychowania przypominają bezmyślną tresurę na zasadzie: jeśli posprzątasz zabawki, dostaniesz swój ulubiony batonik. Tylko co ma wspólnego smakołyk z porządkiem w pokoju? Dziecko nadal nie wie, dlaczego bałagan jest czymś niewłaściwym. Wiele rzeczy robi też, żeby uniknąć kary. Kiedy jednak rodzice spuszczają je z oczu, ono nadal broi, przekonane, że skoro mama, czy tata nie widzi, to nie czekają je nieprzyjemne następstwa.

Stosując metodę naturalnych konsekwencji nie nagradzamy dziecka za dobre zachowanie, ani nie karzemy za złe. Pozwalamy mu odczuć skutki jego postępowania i pomagamy mu je zrozumieć. Jeśli dziecko rozleje sok, to nie karcimy go za to, tylko skłaniamy do tego, żeby samodzielnie posprzątało. Jeśli malec nie chce wrócić z podwórka na kolację, to nie obejrzy bajki, nie za karę jednak, ale dlatego, że nie zdąży, bo zanim zje posiłek, wykąpie się, to dobranocka już minie. Dorośli dzięki wielu latom doświadczeń życiowych już wiedzą, że każde działanie ma swoje skutki. Dzieci dopiero się tego uczą i warto im w tym pomóc.

Nie oznacza to wcale, że nie musimy obserwować dziecka, rozmawiać z nim, a jedynie zostawić samo sobie i czekać, aż odczuje konsekwencje swojego postępowania. Ważne jest, żeby rodzice ustalali reguły. W innym przypadku dziecko traci poczucie bezpieczeństwa. Zasady bezpośrednich konsekwencji stosujemy wtedy, kiedy wiemy, że przyniosą rezultaty. Jeśli dziecko bałagani, to nie znaczy, że mamy czekać, aż odczuje, że brodzenie w stercie śmieci, jest nieprzyjemne. Musimy nauczyć go utrzymywania porządku. Rzecz w tym, żeby nie karać laniem za nieposprzątany pokój, ani nie dawać nagrody za każde wyniesione śmieci. Wtedy dziecko myśli, że sprzątanie jest tylko po to, żeby coś uzyskać. Trzeba pokazać mu, że życie w uporządkowanej przestrzeni jest łatwiejsze i przyjemniejsze.

Bezpieczeństwo najważniejsze

Rodzice zastanawiają się jednak, czy w każdej sytuacji można zastosować tę metodę. Co zrobić, jeśli dziecko pobije kolegę, przecież nie pobijemy go, żeby skutki odczuło na własnej skórze. Nie dajmy się zwariować. Bywają sytuacje, w których nie należy zbyt dosłownie podchodzić do metody. Nie można przecież pozwolić, żeby dziecko dotknęło rozgrzane żelazko, poparzyło się i na własnej skórze poznało skutki tego, że kiedy mama mówi, że nie wolno brać niektórych przedmiotów, to ma rację. W kwestii bezpieczeństwa trzeba dziecku tłumaczyć i wyznaczyć jasne granice: nie przechodzimy na czerwonym świetlne przez ulicę, bo może potrącić nas samochód; w zatłoczonych miejscach trzymamy mamę za rękę, żeby się nie zgubić; nie wkładamy placów do kontaktu, bo może nas porazić prąd. Jeśli dziecko będzie miało wpojone podstawowe zasady bezpieczeństwa, to za każdym razem nie będziemy musieli mu tego powtarzać.

Dobra dla uważnych rodziców

Trzeba jednak przyznać, że dużo łatwiejsze jest powiedzenie maluchowi, nie zjadłeś kolacji, nie obejrzysz bajki; nie posprzątałeś pokoju, to nie będzie deseru. Wtedy efekty są natychmiastowe, a ile dziecko z tego zrozumie, to już inna sprawa. Metoda naturalnych konsekwencji wymaga obserwacji dziecka i jego działań. Potrzebna jest też inwencja rodziców, bo tu nie ma prostych recept, ale trzeba dobrze się zastanowić, jak zareagować na niewłaściwe zachowanie malucha. Jeśli dziecko zniszczyło obrus, to musimy pomyśleć, jakie konsekwencje będą adekwatne, może np. niech odkupi z kieszonkowego. Trzeba też widzieć, na ile dziecko rozumie związki przyczynowo- skutkowe. Metoda też nie zawsze sprawdza się u bardzo małych dzieci, ale już przedszkolak sporo może z niej skorzystać.

Wiele zależy też od cierpliwości rodziców. Nie każdy zniesie to, że dziecko uparło się, że nie założy kaloszy w deszcz, więc niech zmoczy nogi, to może zrozumie. Jeśli boimy się, że się przeziębi, to zmuśmy go nawet groźbą, do założenia odpowiednich butów. Nie warto też robić niczego wbrew sobie i trzymać się zasad choćby najlepszej metody za wszelką cenę. Jak każda z nich, ma pomóc w wychowaniu dziecka, a nie stać się kulą u nogi dla całej rodziny.

Źródło artykułu:WP Kobieta