Wiążą się z przestępcami. Psycholożka wyjaśnia powody
– Była przez tego człowieka, którego chciała ratować, wykorzystywana finansowo i maltretowana psychicznie – wspomina pacjentkę psycholożka Dorota Minta. Kobieta uwikłała się w związek z przestępcą, myśląc, że dzięki relacji mężczyzna się zmieni i wyjdzie na prostą. Takich kobiet jest więcej.
11.11.2024 | aktual.: 11.11.2024 12:14
Kobiety, których obiektem westchnień staje się przestępca. O tym zjawisku mówi się od lat. Nazwa syndromu Bonnie i Clyde’a nawiązuje do znanej pary z lat 30. XX wieku. Wedle doniesień Bonnie Parker miała zakochać się w mężczyźnie o imieniu Clyde Barrow, który posiadał kryminalną przeszłość.
Jak zauważa psycholożka Dorota Minta w rozmowie z Wirtualną Polską, obecnie w popkulturze często mamy do czynienia niejako z mitologizowaniem bandytów, co również może mieć wpływ na to, jak część osób postrzega przestępców.
– Mam problem z mitologizowaniem takich osób, robieniem z nich bohaterów. To są ludzie, nad którymi powinno zapaść milczenie w czasie, gdy podlegają resocjalizacji – mówi ekspertka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piękny zabójca. "Moja miłość go uleczy"
Kilka lat temu na popularnej platformie streamingowej pojawił się serial "Dahmer". Obecnie subskrybenci tej samej platformy mogą zobaczyć kilkuodcinkowy serial o braciach Menendez, którzy pod koniec lat 80. XX wieku zabili swoich rodziców. Czy takie produkcje, w których widzimy pięknych hollywoodzkich aktorów, nie są jednak problematyczne?
– One trochę mitologizują tych bandytów, jakoś ich tłumaczą, że są tacy ładni, zabawni, mają takie barwne życie. Niby kogoś zabili, ale to wszystko jest takie rozrywkowe. Przedstawienie niebezpiecznych ludzi w taki sposób również może skłaniać kobiety, u których może wystąpić syndrom Bonnie i Clyde’a, do napisania listu. Myślą sobie: "On jest taki znany, zdarzyło się to, co się zdarzyło, ale jednak jest dobry. Ja mu pomogę, moja miłość go uleczy" - mówi Dorota Minta.
Piszą listy, wysyłają podarunki. Kobiety, które zamaskowały traumę
Dorota Minta podkreśla, że kobiety, które zakochują się w zabójcach, prawie w każdym przypadku doświadczyły przemocy, często seksualnej, możliwe, że w dzieciństwie.
– Te kobiety same piszą listy, wysyłają artefakty, zabiegają o mężczyzn, którzy siedzą w więzieniach – zauważa ekspertka.
Jak dodaje, nie zawsze musiała być to przemoc fizyczna. Ofiara mogła też doświadczać przemocy psychicznej. Jednak w wielu przypadkach okazuje się, że kobiety te w dzieciństwie doświadczyły przemocy seksualnej ze strony dorosłych, często tych najbliższych.
Jak wspomina psycholożka, kobiety, które piszą listy miłosne do przestępców, myślą, że wiodą normalne, poukładane życia, maskując w ten sposób swoją traumę. Taki sposób postępowania nie chroni ich przed zachowaniami patologicznymi.
– To, że nas podnieca historia mordercy, to nie jest zachowanie społecznie codzienne. Określa się je jako zaburzenie, nie jest normą – podkreśla Dorota Minta.
W przypadku takiego zauroczenia potrzebna jest pogłębiona diagnoza psychologiczna i psychiatryczna. Konieczna jest również psychoterapia. Tak jak w przypadku wszystkich traum, to nie są trzy spotkania interwencyjne, tylko długie miesiące, a może nawet lata psychoterapii. Problem polega na tym, że dotknięte tym syndromem kobiety muszą same dostrzec, że dzieje się coś niedobrego. A często mają poczucie, że już sobie poradziły z traumatycznymi przeżyciami.
– One zamaskowały traumę, którą przeżyły. Często odcinają się od środowiska rodzinnego właśnie po to, żeby odciąć się od traum. Układają sobie życie, choć często są samotne, bo mają problemy z tworzeniem i budowaniem relacji. I to nie tylko partnerskich. Wtedy, w tym osamotnieniu, bardzo mocno skupiają się na takim człowieku. Mają często poczucie misji: myślą, że go zbawią, uratują, że mu pomogą – wyjaśnia psycholożka.
"Ratowanie" bandyty
Z syndromem Bonnie i Clyde’a nie zawsze wiążą się tak skrajne historie, jak relacja z zabójcą. Dorota Minta w rozmowie z Wirtualną Polską wspomina kobietę, która związała się z przestępcą, mając nadzieję, że ta relacja go uratuje. Przez to sama naraziła się na niebezpieczeństwo.
– Była przez tego człowieka, którego chciała ratować, wykorzystywana finansowo i maltretowana psychicznie. Uwikłała się bardzo głęboko w ten związek, ale na szczęście zauważyła, jak daleko to wszystko zaszło. Czekała ją bardzo długa terapia. Z jednej strony konieczna była interwencja, aby pomóc jej w obecnej sytuacji. Z drugiej, trzeba było zająć się przyczynami, dlaczego w ogóle znalazła się w takim położeniu – wspomina psycholożka.
Jak podkreśla ekspertka, choć wychodzenie z takiej relacji i przerobienie zamaskowanych traum jest trudnym i długotrwałym procesem, to nie jest jednak czymś niemożliwym.
– Trzeba być uważnym. Jeżeli mamy w otoczeniu kogoś z podobnymi zaburzeniami, nie wolno się naśmiewać, ubliżać tej osobie. Warto jej jednak zasygnalizować: "Słuchaj, zastanów się, to jest takie trudne, może z kimś porozmawiaj?" – radzi specjalistka.
Zobacz także
"Jeżeli nikt inny sobie nie poradził, to ja dam radę"
Beata Pastwa-Wojciechowska zauważa, że kobiety, które decydują się na związki ze skazańcami, mają z tyłu głowy myśli o uratowaniu przestępców, przysłużeniu się ich zmianie.
– "Jeżeli nikt inny sobie nie poradził, to ja dam radę", takie myśli pojawiają się w ich głowach. Pytanie, na ile ma to mówić o relacji, a ile ma mówić o mnie, jako kobiecie, która postanawia "naprawić" skazanego – kwituje w rozmowie z Wirtualną Polską ekspertka.
Psycholożka przywołuje pozycję "Polska odwraca oczy" Justyny Kopińskiej, gdzie pojawił się rozdział poświęcony żonie Mariusza Trynkiewicza, seryjnego mordercy i przestępcy seksualnego, znanego jako "szatan z Piotrkowa". Trynkiewicz pobrał się z kobietą, przedstawianą pod pseudonimem "Anna". Ślub pary odbył się w ośrodku zamkniętym w Gdyni w 2015 roku. Zauważa, że to niejedyna taka historia. Wiele z nich nie dotyczy jednak głośnych zabójców.
– Osadzeni też przedtem pisali do różnego rodzaju czasopism, gdzie znajdowali kobiety, które chciały im w jakiś sposób pomóc, uwierzyły w nich. Pytanie też, na ile chciały rzeczywiście uwierzyć w tych przestępców, a na ile przekonać same siebie, że posiadają zdolności do zmienienia tego człowieka – kontynuuje Beata Pastwa-Wojciechowska.
Jak dodaje, zdarzają się też przypadki, że osoby pracujące z osobami naruszającymi normy prawne wchodzą z nimi w związki.
– Zakochują się, co się wiąże z wyjściem z danej instytucji i np. zawarciem związku małżeńskiego czy byciem w relacji – dodaje ekspertka.
Silna, niezależna i zakochana w przestępcy
Beata Pastwa-Wojciechowska wspomina książkę Sheili Isenberg "Women who love men who kil" (pol. "Kobiety, które kochają mężczyzn, którzy zabijają" - tłum. red.). Autorka próbowała znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego kobiety wchodzą w relacje z osobami naruszającymi normy prawne, w kontekście mężczyzn dokonujących przestępstw skutkujących długoterminowymi wyrokami. Isenberg przeprowadziła wywiady z kobietami, które decydowały się na takie związki.
– Sheila zauważyła między innymi to, co było zaskoczeniem, że te kobiety były osobami silnymi, pewnymi siebie, które też czasami mogły się poszczycić znaczącymi dużymi osiągnięciami zawodowymi. Natomiast zauważyła też, że elementem, który często występował u każdej z nich, były różnego rodzaju trudne doświadczenia w okresie dzieciństwa i w okresie dorastania. Te trudności często wiązały się z bardzo dominującymi, agresywnymi ojcami, którzy mieli skłonności do przemocy – przytacza Beata Pastwa-Wojciechowska.
Jak dodaje psycholożka, w takich rodzinach matki były osobami nieobecnymi, które nie zapewniały dziecku poczucia bezpieczeństwa, ochrony. A nierzadko dzieci te doświadczały przemocy seksualnej czy molestowania właśnie ze strony bliskiego.
– Później, w dorosłym życiu, kobiety te szukały relacji z drugą osobą, gdzie będą miały poczucie wyjątkowości, a ich partner będzie całkowicie od nich zależny, gdyż przebywa w warunkach odizolowania, a one nad tą relacją mają pewną kontrolę. Wracając do rozmówczyń Sheili Isenberg, wiele z nich w posiadaniu partnera, który jest osobą nieprzewidywalną, upatrywały się zaznania ryzyka, napięcia i ekscytacji – podsumowuje ekspertka.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl