"Nie chcę sobie odmawiać". Tylko przyjaciółka wie, skąd ma pieniądze
"Słabo się zarabia, żyje się jak hrabia". Przybywa Polek i Polaków, którzy dobrze wiedzą, co to znaczy. – Debet ratuje nam skórę – mówi Bartłomiej. – W moim rodzinnym domu było skromnie. Ja nie chcę sobie odmawiać – tłumaczy Magda.
Magda, lat 36, mieszka w dużym mieście. Zaręczona, bezdzietna. Dobrze ubrana, w torebce najnowszy iPhone. Często bywa w spa, co piątek kolację jada w swojej ulubionej restauracji. Pracuje na własny rachunek, jest projektantką wnętrz. Nikt by się nie domyślił, że ma problemy finansowe.
– W mojej branży nie ma się pewności co do zarobków. Jest nierówno. W jednym miesiącu zarobię pięć tysięcy, w drugim dwa – mówi. Mogłaby żyć skromnie, dopasowując się do faktur wystawianych za swoje usługi. Ale nie chce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wiem, że odrobię
Wszystko zaczęło się dwa-trzy lata temu. Przyjaciółka Magdy znalazła tanią wycieczkę do Hiszpanii. Uprosiła ją, żeby poleciały razem. Magda nie miała pieniędzy, ale bardzo chciała lecieć. – Pomyślałam sobie: dobra, wezmę pieniądze z debetu, a potem się odkuję – wspomina. Tak oto wpadła w pętlę, w której tkwi do dziś.
– Często jestem pod kreską, ostatnio w zasadzie miesiąc w miesiąc, ale mam pracę, więc wiem, że odrobię zaległości – tłumaczy. – Nie przesadzam z wydatkami, ale jak mam na coś ochotę, to sobie to kupuję. Lubię pójść do restauracji, wyjechać gdzieś, coś zobaczyć. Przyzwyczaiłam się do takiego stylu życia. Dzięki temu nie mam poczucia, że pracuję tylko po to, aby mieć na rachunki i jedzenie.
O tym, jak jest naprawdę, wie tylko przyjaciółka – ta, z którą poleciała do Hiszpanii. Kiedy Magda powiedziała jej, że jest parę tysięcy pod kreską, koleżanka zdębiała. – Moja przyjaciółka zwróciła uwagę na coś, na co ja nie zwracałam i możliwe, że ma rację. W moim rodzinnym domu było skromnie. Rodzice często musieli się zapożyczać, nie zawsze starczało nam do pierwszego. Na wiele rzeczy nie było nas stać, rodzice mi i bratu często musieli odmawiać: zabawek, wyjazdów itp. Dlatego ja nie chcę sobie odmawiać – tłumaczy Magda.
W sidłach konsumpcjonizmu
Dane są alarmujące: zadłużonych młodych Polaków przybywa. Ci najmłodsi, między 18. a 24. rokiem życia, mają w sumie 1 mld zł długu – wynika z informacji zebranych przez Rejestr Dłużników BIG InfoMonitor. 20-letnia rekordzistka zalega bankom oraz różnym instytucjom prawie 800 tys. zł. Rośnie też liczba dłużników w średnim wieku.
Z debetem, czyli limitem na koncie (limitem odnawialnym) sprawa jest specyficzna, bo nie jest to kredyt w dosłownym rozumieniu tego słowa – choć de facto te pieniądze nie są nasze, tylko banku. Zainteresowanych taką formą finansowania zakupów jest coraz więcej. Dlaczego?
– Współcześnie można dużo łatwiej niż kiedykolwiek wpaść w sidła konsumpcjonizmu. Zewsząd atakują nas reklamy i polecenia w mediach społecznościowych. Porównujemy się z innymi. To wszystko tworzy presję, czasem nieświadomą. Efekt? Kupujemy zbyt wiele i często bez przemyślenia - tłumaczy Dorota Sierakowska, finansistka i inwestorka, CEO Girls Money Club.
Zdaniem ekspertki największym problemem jest "inflacja stylu życia" oraz błędne wyobrażenia dotyczące korzyści wynikających z posiadania większej ilości pieniędzy. – Inflacja stylu życia dotyka wiele osób. Oznacza ona, że gdy z czasem zaczynamy zarabiać coraz więcej, zaczynamy także… znacznie więcej wydawać. I o ile jest to efekt dbałości o jakość życia, swoje zdrowie, więcej spokoju, nie ma w tym nic złego. Ale często wynika to z braku pomysłu, jak pieniędzmi mądrze zarządzać, a także z tego, że za pomocą pieniędzy próbujemy wyleczyć się z kompleksów. A tymczasem to działa jak narkotyk: przynosi krótkoterminową ulgę, by później zakończyć się większym dołkiem i wyrzutami sumienia – objaśnia.
Studnia bez dna
Magda jest świadoma, że gdyby nagle musiała zamknąć konto w banku, miałaby problem. Wciąż jest parę tysięcy na minusie. Gdy czasem myśli o swoich finansach, wpada w popłoch. Odpycha jednak od siebie myśl, że jest źle. Wmawia sobie, że przecież pracuje, więc kiedyś wyjdzie z tego błędnego koła. I tak mijają kolejne miesiące, które zamieniają się w lata.
Rodzina Bartłomieja z debetu żyje od ubiegłego roku. Nie wie o tym nikt. Bliskich nie chcą niepokoić. Jakoś sobie radzą. – Rodzina myśli, że wszystko jest u nas w porządku, bo styl życia zmodyfikowaliśmy nieznacznie, żeby dzieci niczego nie odczuły – opowiada.
Parę miesięcy temu żona Bartłomieja, która pracuje na własny rachunek – jest redaktorką i korektorką – straciła głównego klienta (rzekomo szukał oszczędności). Od tego czasu kobieta żyje z bieżących zleceń, których raz jest mniej, a raz więcej. Tymczasem wydatków im nie brakuje – lwią część dochodów pożera kredyt hipoteczny oraz potrzeby dwójki dzieci.
– Kto ma dorastające pociechy, ten wie, ile kosztuje ich wychowanie. To studnia bez dna – mówi Bartłomiej, który ma etat grafika, ale szuka dodatkowych zleceń, żeby wreszcie móc wyjść z debetu. – Żona też szuka pracy na etat – dodaje. Nie spełniają wszystkich zachcianek dzieci, jednak np. z zajęć dodatkowych nie chcą rezygnować. – Debet ratuje nam skórę – przyznaje Bartłomiej.
Być nad kreską
Jak wyjść z tego "zaklętego kręgu"? Co, jeśli gubi nas uleganie pokusom i przekonanie, że "odkujemy się"? – Trzeba przede wszystkim szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym naprawdę marzymy. Bo może wcale nie chcemy kupić tego drogiego mieszkania w centrum miasta tylko po to, żeby być bliżej pracy, której nawet nie lubimy – wyjaśnia Dorota Sierakowska.
– Pułapką jest także to, że bogactwo utożsamiamy z wydawaniem pieniędzy na drogie rzeczy; gdy wyobrażamy sobie osobę zamożną, to najczęściej myślimy o kimś w luksusowym samochodzie, chwalącym się drogimi dodatkami, takimi jak ekskluzywne zegarki, gadżety elektroniczne czy torebki. Tymczasem najlepszą rzeczą, jaką dają pieniądze, jest niezależność i wolność. Z własnego doświadczenia wiem, że ta wolność daje znacznie więcej radości i satysfakcji niż droga torebka – dodaje ekspertka.
Gdy już zrobimy przemeblowanie w swojej głowie, w następnym kroku trzeba ułożyć strategię finansową. Jeśli brakuje nam pieniędzy, wyjścia są dwa: mniej wydawać albo więcej zarabiać. – Ogromnie pomaga w tym wiedza finansowa: umiejętność mądrego wprawiania pieniędzy w ruch jest nie do przecenienia. Tu nie ma drogi na skróty: trzeba stworzyć dopasowany do siebie budżet, uwzględnić w nim swoje marzenia i plany oraz ewentualny plan spłaty zadłużenia, a następnie… po prostu zacząć działać – zachęca założycielka Girls Money Club.
Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski