Od 40 lat uczy tańca. "Każdą parę mogę ocenić po jednej lekcji"
- Przychodzi dziewczyna z chłopakiem i mówi, że właściwie nie mieli nigdy okazji zatańczyć, bo na każdej wspólnej imprezie on siedzi z kolegami przy stole, a ona bawi się na parkiecie - mówi pani Hania, który od 40 lat uczy tańca towarzyskiego przyszłych małżonków.
26.07.2018 | aktual.: 26.07.2018 19:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Zastanawia mnie, czy istnieją pary, które nigdy ze sobą nie tańczyły. Swój pierwszy raz mają dopiero w pani szkole?
Hanna Turkiewicz, HT Dance Studio: Oczywiście, że tak! To straszne, ale zdarza się bardzo często. Przypadek z ubiegłego tygodnia - przychodzi dziewczyna z chłopakiem i mówi, że właściwie nie mieli nigdy okazji zatańczyć, bo na każdej wspólnej imprezie on siedzi z kolegami przy stole, a ona bawi się na parkiecie z koleżankami. W takich przypadkach często zdarza się, że partnerzy zupełnie nie potrafią się zgrać. W końcu jeden z nich jest tak wściekły, że wychodzi w trakcie lekcji.
Czyli jest pani świadkiem wielu bardzo burzliwych momentów…
O tak! Nigdy nie zapomnę pewnej pary dwudziestoparolatków. Lekcje były jej pomysłem, bo chciała, żeby pierwszy taniec wypadł idealnie. On ewidentnie nie miał ochoty się uczyć. Dla obojga były to początki walca, więc zdarzało się, że jedno drugiego kopnęło, czy nadepnęło na nogę. Napięcie narastało, aż nagle on nie wytrzymał. Powiedział do niej: "Ty..."
"Ty?"
Przepraszam, ale to jest tak nieeleganckie słowo, że musimy pozostawić dalszą część wyobraźni. Nie wiedziałam co zrobić, nie chciałam się wtrącać w ich sprawy, więc powiedziałam, że to wielki nietakt, chociażby wobec mojej osoby. Partner spojrzał na mnie i powiedział: "Przepraszam!" po czym wybiegł z sali. Więcej tej pary nie zobaczyłam.
Jaki był powód takiego zachowania? Przecież tak naprawdę nie chodziło o to, że partnerka na niego nadepnęła.
Negatywne emocje pojawiają się, gdy jedno z partnerów tańczy z przymusu. Taniec powinien przynosić relaks i przyjemność. Branie lekcji z poczucia obowiązku, kompletnie mija się z celem, przynosząc odwrotne efekty. Nie da się kogoś zmusić do bliskości.
Taniec jest dla pani równoznaczny z bliskością?
Oczywiście. Nie tylko seks to bliskość, chociaż mężczyźni na moich lekcjach często myślą inaczej. Wie pani, ja nie mogę wytrzymać, jak widzę chłopaków, którzy nie są w stanie złapać partnerki za plecy bez zjeżdżania w stronę pupy. Wielu panom najprostsze ruchy taneczne, kojarzą się tylko z jednym. W takich sytuacjach partnerki zwracają uwagę, ale to się dzieje nagminnie.
W jaki sposób jest pani w stanie ocenić na podstawie tańca, jak silna jest relacja między partnerami?
Na przykład na podstawie zaangażowania. Często jest tak, że jeden z partnerów i niestety jest to zazwyczaj mężczyzna, patrzy co kilka sekund na telefon albo zegarek. Rozgląda się po sali i na inne pary. Interesuje go wszystko, tylko nie to, co dzieję się między nim a partnerką. To bardzo szybko odbija się w tańcu - rodzi frustracje i doprowadza do kłótni.
Zastanawiam się, czy kwestie wierności też da się w tańcu zweryfikować…
Niestety, to czy partner jest osobą wierną widać jak na dłoni. Aktualnie mam taką parę, w której chłopak cały czas patrzy na inne dziewczyny z niekrytym zachwytem. Od razu to zauważyłam, a później zaczęłam obserwować i rzeczywiście... Wystarczyło, że jego narzeczona wyszła do łazienki, a on od razu poprosił inną kobietę. Narzeczona wróciła z łazienki i stała zdezorientowana i osamotniona, czekając, aż partner przestanie tańczyć z inną, bo takie są zasady - tańca przerwać nie można. Ale jemu to zdecydowanie nie przeszkadzało.
Na czym jeszcze skupiają się partnerzy, jeśli nie na swojej kobiecie?
Może trudno będzie pani w to uwierzyć, ale obserwuję, że panowie często patrzą w lustro. Na siebie. Czasem z zachwytem, czasem po prostu z uwagę. To też odbija się na tym, w jaki sposób tańczą.
Mówi pani wiele o wadach głównie mężczyzn. A jaki jest największy błąd popełniany przez partnerki?
Brak szacunku dla swojego mężczyzny. Słowa takie jak "ogarnij się", "niepoważny jesteś", "głupi jesteś", "zrób coś ze sobą" padają bardzo często. Kobiety, szczególnie te, które już wcześniej tańczyły, wyśmiewają głośno nieporadność swoich partnerów. Oni zamykają się w sobie i często dzieje się tak, że na kolejną lekcję nigdy nie przychodzą.
Czyli w tańcu musi być wzajemny szacunek.
Szacunek w tańcu to jedna z podstawowych kwestii. Szacunek i troska. Uwielbiam patrzeć na pary, które wzajemnie się o siebie troszczą. Ona upadnie, on poda jej rękę. On nie złapie kroku, ona na niego poczeka. To miła odskocznia na przykład od pary, którą mam aktualnie na zajęciach - kompletnie nie dbają o siebie nawzajem. Ona ostatnio upadła podczas obrotu. Leżała na ziemi, a on nic. W końcu powiedziała: "no weź, mi podaj rękę". Inna para z kolei, którą obserwuję na zajęciach ma tę troskę tylko jednostronną - narzeczona nadmiernie dba o partnera, który niespecjalnie się tym przejmuje. Nie tylko jest na niego bardzo uważna podczas tańca, ale w każdej przerwie biega do automatów po słodycze dla niego... Tak chyba nie powinien wyglądać związek.
Czy pani podejrzenia wobec par później się sprawdzają?
Nie zawsze utrzymuję kontakt z partnerami, żeby wiedzieć, jak potoczyło się ich małżeństwo, ale często tak. Uczyłam na przykład narzeczeństwo, w którym ona była o 30 lat młodsza. Piękna, uśmiechnięta, dobrze wychowana. Jemu bardzo na tym tańcu zależało, angażował się w lekcje ale… podczas tańca coś się nie składało - widać było, że w niej nie ma autentyczności, jakby to nie było prawdziwe partnerstwo. No i po ślubie ona zabrała manatki i wyjechała za granicę. Za jego pieniądze. Była też sytuacja, w której narzeczony wciąż się spóźniał na lekcje. Partnerka miała już tego serdecznie dość. Podczas jednej lekcji, gdy on się nie zjawiał, ona po prostu wyszła. Więcej jej nie widziałam. Przyszedł natomiast on i powiedział, że zostawiła go, bo nie mogła wytrzymać jego niedbalstwa. Później jeszcze kilka razy przychodził, był załamany. Zwierzał mi się, bo wie pani, te lekcje to też jest taki moment terapii. Taniec zbliża nas do siebie samych i ludzie chętnie się otwierają. Niestety, ta para już się nigdy nie zeszła.
*Proszę, niech mi pani opowie na koniec jakąś pozytywną historię... *
To opowiem pani, jak taniec łączy ludzi, nawet jeśli nie są partnerami. Dwa lata temu na zajęcia grupowe przychodził bardzo przystojny młody mężczyzna. Nie miał szczęścia do kobiet, co kilka tygodni przychodził z nowymi partnerkami - ładnymi i zdolnymi dziewczynami, ale w tańcu... nie było tej chemii. Pewnego razu po lekcji przyznał mi, że ma ogromny problem w relacjach z kobietami. Jakoś tak się złożyło, że był problem z wolną salą i musiałam połączyć dwie grupy taneczne. W drugiej grupie była bardzo zdolna dziewczyna, też samotna, która podobnie, jak ten chłopak, miała problem ze znalezieniem partnera do tańca. Wystarczyła jedna lekcja - od razu na siebie trafili, zaczęli razem tańczyć, a wychodziło im to cudownie. I wtedy, patrząc na nich, czułam już, jak to się skończy.
A jak się skończyło?
Ślubem. Cudownym ślubem, na którym byłam. Do dziś w sali tanecznej mam ich zdjęcie. To jest taki symbol tego, że taniec powinien zawsze, tylko i wyłącznie łączyć, nigdy dzielić.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl